Wstyd, reż. Wojciech Malajkat

11:30

Wstyd w reżyserii Wojciech Malajkata przynosi wiele pytań i niewiadomych. Sztuka, która z pozoru mogłaby nie mieć żadnego istotnego przekazu staje się dziełem, które przynosi wiele refleksji. Na tyle, że po opuszczeniu widowni wciąż pojawiają się pytania. Coś jest w tej historii, co wprowadza wszystkich w zakłopotanie, skrępowanie, a momentami również i zdumienie

/fot. Magda Hueckel/

Jesteśmy pośrodku pewnych wydarzeń, które mają stać się wyznacznikiem tego co nazywamy wstydem. Użycie określenia „pewnych wydarzeń” nie jest przypadkowe, bo to co przyjdzie nam zobaczyć na scenie trudno określić w kilku słowach. Zmierzymy się z zadaniem, które na początku będzie wydawać się wręcz banalne, lecz kiedy już wydamy osąd cała historia nabierze innego tempa. Zmieni się wszystko, na tyle że nasze myślenie o danej sytuacji stanie się po prostu bezsensowne. Ta sztuka nie pozwoli nam ani na moment zamknąć się we własnych przekonaniach ani utwierdzić w nich. Będziemy się bić z własnymi myślami, stawiać pytanie „dlaczego”, żeby w końcu i tak… nie dojść do prawdy. Bo w tej sztuce nie ma ani prawd ani rozwiązań. Nie ma słusznych czy niesłusznych tez. Nie ma nic co pozwoli nam zaliczyć ten spektakl do tych „dobrze znanych”. A przecież moglibyśmy powiedzieć, że nic ciekawego nie może się przecież stać poza tym, że ślub został odwołany, a rodzice młodej pary próbują zrozumieć decyzję swojego syna/swojej córki. Wojciech Malajkat, reżyser sztuki, zadbał o to aby niewiadoma przyszłych czy też nadchodzących wydarzeń była bardzo mocno wyeksponowana. Aby widz miał poczucie że to co się dzieje między aktorami, że to co płynie z ich rozmów, ma nie do końca jasny i klarowny wydźwięk. Aby trudno było się domyślić, gdzie opowiadana historia znajdzie swoje ujście.

W tym zadaniu bez wątpienia wspierają reżysera aktorzy, którzy z niebywałą łatwością tak poprowadzili swoje role, że wspomniana tajemnica była utrzymana do samego końca. Jacek Braciak ujmuje swoją postawą. To on miał być tym, który zachowuje zimną krew do końca i rozładowuje niepotrzebne napięcia. To on staje się tutaj prowadzącym całe przedstawienie – jest niczym showman na wielkiej estradzie, mimo że ta estrada znajduje się na zapleczu sali weselnej. Trochę obawiałam się roli Izy Kuny, która początki gry zaczyna dość słabo. Szybko jednak przeobraża się w bohaterkę stanowczą, pewną swoich racji, kłamliwą i egoistyczną panią doktor. Z kolei duet Agnieszka Suchora i Mariusz Jakus okazuje się być całkowitym przeciwieństwem bohaterów granych przez Braciaka i Kunę. To małżeństwo robi wszystko, aby powstały konflikt jeszcze bardziej podsycić. Mimo, że charakterami są niczym przeciwstawne stany skupienia, to ostatecznie łączą siły, aby wcześniej obmyślony plan wcielić w życie. A może tego planu wcale nie było? A może był zanim rozpoczęły się rozmowy o ślubie? No właśnie tu zaczyna się ta wielka niewiadoma, która zostanie z widzami nawet po zakończeniu spektaklu. I mimo, że tytuł spektaklu może błędnie wskazywać iż o wstydzie toczyć się będzie tutaj rozprawa, to nic bardziej mylnego. Bo w tym spektaklu nie wstydzi się nikt. Punkt ciężkości pojawi się gdzie indziej. W fałszywych postawach bohaterów. W niewyjaśnionych sprawach, w wypowiadanych słowach. Ich kłamstwa będą perfekcyjne, a my widzowie będziemy mierzyć się z łatwością ich przyjmowania. Bo zobaczymy postawy, które w życiu codziennym nie są rzadkością.

/fot. Magda Hueckel/
Wstyd
autor: Marek Modzelewski
reżyseria: Wojciech Malajkat
scenografia: Wojciech Stefaniak
konsultacja ruchu scenicznego: Bartosz Sieniawski, Krzysztof Sieniawski, Janusz Sieniawski
obsada: Iza Kuna, Agnieszka Suchora, Jacek Braciak, Mariusz Jakus

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE