Salto w tył, reż. Maćko Prusak

12:57

Co tu dużo mówić, zachęcił mnie tytuł spektaklu oraz autor tekstu. Zachęciły mnie nagrody, które ten spektakl otrzymał. W końcu, zachęciły mnie również pochlebne opinie na temat Salta w tył. I to by było na tyle, bo ostatecznie opuściłam widownie lekko zawiedziona, a może i zmieszana. Owszem, lubię czeską literaturę za jej nieprzeciętny humor oraz abstrakcyjność. Nie wszystko jednak w tej sztuce otrzymałam, a kiedy połączymy to z aktorską grą to można pokusić się o stwierdzenie, że dużo rzeczy w ogóle nie otrzymałam

/fot. Kasia Chmura/

Dość nieoczekiwany początek spektaklu od razu narzuca nam pewną konwencję uczestniczenia w tym dziele. Zostaliśmy słuchaczami Ostatniego Gościa (Kajetan Wolniewicz) i teraz musimy razem z nim usiąść przy stoliku w lokalnym barze i słuchać historii o wielkich marzeniach i walce z systemem. Historia o sportowych pragnieniach i nadziejach idealnie pokazuje, że czasami po prostu warto czegoś pragnąć. Warto o to walczyć. I warto tym swoim pragnieniem żyć. Na scenie zaś rysuje się portret człowieka, który udowadnia że pomimo wielu trudności, czasami i własnych upadków, marzenia są na wyciągnięcie ręki. I to właśnie o tym staje się ten spektakl. Owszem, walka z systemem też jest, zwłaszcza że mówimy o czasach kiedy nie tak prosto było osiągnąć to co się chce. Ale dla mnie naprawdę schodzi ona na dalszy plan. Jakoś ten temat przemykał po tej scenie nie pozwalając się na nim skupić. Zostało zdominowane przez marzenia. Piękne marzenia, które mogą nawet nas widzów podbudować i dać pewnego kopa do działania.

Oglądając Salto w tył cały czas balansujemy na granicy rzeczywistości i fikcji, mierzymy się z bohaterami charakternymi i nierealnymi, a wszystko to w objęciach komunistycznej Czechosłowacji. Zaczyna być ciekawie kiedy słowo sport nabiera znaczenia symbolicznego. Kiedy przychodzi nam mierzyć się z wielkimi marzeniami o byciu skoczkiem narciarskim. Kiedy Jiří Raška (Cezary Kołacz) stara się „skakać jak pstrąg”, a starcie ze sztywnymi działaczami sportowymi to niczym bitwa na śnieżki, tylko że po drugie stronie tego śniegu nie ma wcale. Gorzej bywa z humorem. Jakoś miałam przeogromną trudność dopatrzenia się tutaj jakiś komicznych i zabawnych sytuacji. Sytuacji, które by ten specyficzny czeski humor przypominały. Może to wina słabej aktorskiej gry, a może pozbawienia tego dzieła jakości? Jakby nie było bardzo szybko zaczyna nudzić ta teatralna wersja Bajki o Rašce i inne reportaże sportowe. Miało się wrażenie, że dobry początek obniżył znacznie swoje loty na tyle, że akcja straciła zupełnie na wartkości.

Ale jeśli mam skupić na dziele jako całości to muszę powiedzieć, że poza Kajetanem Wolniewiczem i Cezarym Kołaczem, nie było na tej scenie dobrych aktorów. Po kilku minutach sztuki czuło się ten brak energii, ba pokuszę się nawet o stwierdzenie że zabrakło tutaj siły grupy. Jedno źle wypowiedziane zdanie, przeradzało się w źle wypowiedziane dialogi, a potem niekończące się źle poprowadzone rozmowy. To sprawiało, że sztuka szybko nudziła swoją konwencją i jeśli mam być szczera czekałam na rychły jej koniec. Ten power, którego tutaj zabrakło oddziaływał na cały spektakl i mimo dobrego pomysłu inscenizacyjnego, świetnej bajkowej opowieści, dużej dozy abstrakcji widziało się tylko wielką pustkę, która jest ładnie opakowana ale środek ma słabo wypełniony. Ponoć zespół aktorski Teatru Ludowego jest jednym z lepszych w Krakowie (o ile nie najlepszym), ale jeśli tak ta zespołowość wygląda to ja chyba podziękuję.

/fot. Kasia Chmura/
Salto w tył
Teatr Ludowy
tekst: Ota Pavel
przekład: Justyna Wodzisławska
scenariusz i adaptacja: Marta Giergielewicz
reżyseria i choreografia: Maćko Prusak
opracowanie muzyczne: Marta Giergielewicz, Maćko Prusak
scenografia: Andrzej Witkowski
światła i projekcje: Bartłomiej Sowa
asystent reżysera: Piotr Piecha
obsada: Patrycja Durska, Weronika Kowalska, Beata Schimscheiner, Cezary Kołacz, Paweł Kumięga, Wojciech Lato, Maciej Namysło, Piotr Piecha, Karol Polak, Kajetan Wolniewicz

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE