W kwestii zwycięstwa, autor: Sebastian Majewski

20:09

W kwestii zwycięstwa to nowy projekt autorstwa Sebastiana Majewskiego, który wraz z Lidią Dudą (aktorką Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie) przedstawia historię Heleny Kozłowskiej (pseud. Ola) – zapalonej komunistki, która bez reszty poświęciła się swoim przekonaniom i była im wierna do końca życia


Helena Kozłowska, a właściwie Beli Firsz (pochodziła z rodziny żydowskiej) urodziła się w 1906 roku w Oświęcimiu. Mając zaledwie dwadzieścia trzy lata wstąpiła do Komunistycznej Partii Pracy – od tej pory jest wierną towarzyszką, która postępuje zgodnie z ideami partii. Nie za darmo przecież została kierownikiem wydziału KC PZPR. Jednym słowem, jej życie przeplatane było „komunistycznymi awansami”, „komunistycznymi nagrodami” i „komunistycznymi doświadczeniami”. Za swoje wierzenia wielokrotnie aresztowana, ale jakoś dawała rade – zawsze wychodziła cało z opresji. Zmarła 23 listopada 1967 roku w Warszawie. Po dziś dzień na Warszawskim Czerniakowie ma swoją ulicę.

Wnuczka Heleny Kozłowskiej, Aleksandra Domańska, gdy dowiedziała się, czym zajmowała się jej babcia „potępiła” ją. Ta sprawa jednak od dłuższego czasu nie dawała jej spokoju. Postanowiła wniknąć w umysł bliskiej jej kobiety i zrozumieć – chociaż trochę – czym się kierowała. Te próby przedstawiła w książce Ulica cioci Oli. I to właśnie ta książka, a raczej zawarta w niej historia zainspirowały Sebastiana Majewskiego do stworzenia spektaklu W kwestii zwycięstwaÓw projekt realizowany jest w jednej z krakowskich kamienic na Kazimierzu. Widzowie gromadzą się przed budynkiem na ulicy Józefa, aby przemykając ciemnym korytarzem przejść na dziedziniec. Tam wszyscy zebrani dowiadują się, że nie są zwykłymi widzami, a konfidentami, którzy przyszli wziąć udział w „arcyważnej” konspiracji. O tym wszystkim informuje sam autor tekstu, Sebastian Majewski, po czym zaprasza przybyłych do wnętrza mieszkania. Całość tego zebrania owiana jest tajemnicą, a sami widzowie nie zostają poinformowani, w czym tak naprawdę za chwilę wezmą udział. Wszystko wyjaśni się dopiero po godzinie.

W niewielkim pokoiku mieści się zaledwie dwadzieścia parę osób, jedni wygodnie siedzą, inni mniej wygodnie stoją. Jednak oczy wszystkich zwrócone są w jednym kierunku, na kobietę siedzącą na walizkach (dosłownie) pośrodku tego pomieszczenia. Sceneria w pełni odzwierciedla to, co za moment zostanie przedstawione. W małej przestrzeni znajduje się tylko kuchenka, stos walizek, jakaś szafka, jakieś magnetofony i jakieś porozrzucane rzeczy. Aktorka umieszczona w tej przestrzeni gdzieś pomiędzy walizkami, a magnetofonami, co kilka chwil puszcza z nich nagrania. I to dzięki nim poznajemy całą historię kobiety komunistki – kobiety nazwanej Wielką Głód. Przedstawiona kobieta podczas trwania spektaklu wielokrotnie powtarza, że gdziekolwiek pójdzie to tam rozsiewa „głód”. I bynajmniej nie chodzi tutaj o głód fizyczny, tylko o coś o wiele bardziej głębszego. Potem słyszymy o jej młodości, o tym ile wycierpiała dla swoich idei, co musiała zrobić, jak musiała żyć.

Trudno cokolwiek powiedzieć o „tej” roli Lidii Dudki, gdyż przez cały czas trwania spektaklu (czyli przez godzinę) wypowiada ona zaledwie kilka zdań, całą resztę robią za nią kasety. Jej gra oparła się głównie na gestach i mimice. I chociaż najgorzej to nie wyszło, to czegoś brakowało. Czegoś, co może wstrząsnąć, poruszyć. W kwestii zwycięstwa wedle zapowiedzi miał być projektem, do którego zostaną zaangażowani statyści. I owszem byli, jednak były to wcześniej wybrane (albo lepiej ustawione) dziewczyny, które usadowione wśród widzów, co jakiś czas wstawały, aby PRZECZYTAĆ swoje kwestie wymierzone w kierunku Wielkiej Głód. Nie wiem, co było gorsze słuchanie ich czytania czy szum przewracanych kartek w scenariuszu, z którego korzystały. W pewnym momencie zaczęło to doprowadzać do irytacji.

Cenię sobie sam pomysł, bo naprawdę jest tego wart. Przedstawienie kobiety, jako wielkiej komunistki, wierzącej w komunizm, a przy okazji odwołanie się do wszystkich wydarzeń z okresu II Wojny Światowej to naprawdę coś. Historia Wielkiej Głód toczy się równolegle z rozwojem komunizmu; do tego nawiązania do Stalina, von Ribbentropa, Hitlera, doktora Mengela i Holocaustu. Na samym końcu sztuki Towarzyszce Wielkiej Głód przyznana zostaje nagroda za zasługi. A dzięki zebranym widzom-towarzyszą może ona spokojnie wrócić do Rosji, do swojego domu. Teraz okazuje się, kim tak naprawdę byli widzowie. Została nadana im rola nie tylko konfidentów, ale również stali się takimi samymi komunistami uwikłanymi w problemy jak bohaterka. Zakończenie trochę niepewne. Słuchacze lekko zaskoczeni, zmieszani, zszokowani. Nikt nie potrafił powiedzieć czy to już koniec czy jeszcze nie. Każdy tylko spoglądał po sobie czekając na jakiś ruch. Gdyby nie gest aktorki, że to koniec to nie wiem jak długo potrwałoby jeszcze to „zamieszanie”. W końcu nastąpiły długo oczekiwane, „gromkie” brawa, a po nich zapadła cisza. Cisza, której nikt już nie zakłócił. Cisza, która podsumowała cały spektakl…

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE