Przepis na aktorstwo. Wywiad z Agnieszką Sienkiewicz

12:32

Aktorstwo to nie zabawa. To zawód wymagający wielu poświęceń i wyrzeczeń. Praca ogromnego trudu, gdzie najważniejsze staje się znalezienie idealnego przepisu na rolę i własną karierę. To wymaga czasu, ale po jedenastu latach na scenie Agnieszka Sienkiewicz może powiedzieć, że jeden klucz na aktorstwo już znalazła. – Mam w sobie duży spokój kiedy wchodzę na scenę, czerpie z tego radość. Nie ścigam się z nikim ani z sama sobą. Staram się po prostu być tu i teraz – mówi

/fot. archiwum prywatne/

Agnieszka Kobroń: W nawiązaniu do najnowszej premiery spektaklu Medium w reżyserii Andrzeja Nejmana w Teatrze Kwadrat, w którym kluczową rolę odgrywają duchy, przekornie zapytam wierzysz w ich istnienie?
Agnieszka Sienkiewicz: Myślę, że wierzę w coś, czego nie możemy zwerbalizować ani jednoznacznie nazwać. W jakąś nieokreśloną materię, natomiast w duchy nie. Nawet przy okazji prób do spektaklu Medium koleżanki opowiadały jakieś straszne historie, ale do mnie one w żaden sposób nie trafiały. Ten temat jest mi obcy i staram się w niego nie zagłębiać. Zresztą, nic takiego w życiu mnie nie spotkało, co pozwalałoby mi wierzyć, że duchy naprawdę istnieją.
Pamiętam jak studiowałam w studium aktorskim przy teatrze w Olsztynie i tam krążyła legenda ducha Stefana Jaracza, który straszył w nocy na scenie kameralnej lub pokazywał się pod postacią motyla w trakcie spektakli. I rzeczywiście zdarzało się, że motyl przylatywał, a kiedy pojawiał się na scenie to wszyscy na chwilę zamierali z przerażenia. Ja uważam, że tam po prostu było ciepło i te motyle miały gdzieś swoje skupisko. Szukałam pragmatycznego uzasadnienia, a nie zagłębiałam się w rozwiązania poza naszą świadomością. Nie ukrywam jednak, że kiedy przychodziło mi w nocy wejść samej na scenę kameralną, bo na przykład czegoś tam zapomniałam, to wchodziłam lekko dygocząc. Nie jest to jednak coś, w co wierzę, czego nawet trochę żałuję, bo łatwiej jest żyć z myślą, że kiedy umrzemy to nadal istniejemy. A w mojej głowie, póki co, funkcjonuje to jako pewna nicość, dlatego też temat śmierci i znikania z tego świata jest dla mnie przerażający.

Czy wśród osób opowiadających o legendzie ducha Stefana Jaracza zdarzały się i takie, które mówiły, że go widziały albo czuły jego obecność?
Jasne, że tak. Mnóstwo osób opowiadało o jakiś dziwnych rzeczach, które działy się na scenie kameralnej. I chyba najbardziej to portierzy kultywowali te legendy. Chociaż starsi koledzy również, zwłaszcza na fuksówce. Ale nie ma się czemu dziwić, ten budynek jest dość stary i z racji swojego wieku trochę nazbierało się tych niewiarygodnych historii.

Główna akcja spektaklu Medium zaczyna się od seansu spirytystycznego. Zastanawiam się czy ty, jako dziecko wywoływałaś duchy, tak dla zabawy?
Szczerze mówiąc to nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnej sytuacji z dzieciństwa, w której bawiłabym się ze znajomymi w takie rzeczy. Nie pamiętam nawet żadnych legend czy opowieści, które w jakiś sposób wpływałyby na moje zainteresowanie tematem duchów w tamtym okresie.
Może cię zaskoczę, ale nigdy nie poszłam do wróżki i w czasie premiery spektaklu Medium, kiedy miałam ku temu możliwość to moja mama i siostra szybko odwiodły mnie od tego pomysłu. Ale nie ukrywam, że byłam ciekawa, co może mi powiedzieć. Natomiast wydaje mi się, że jest dużo artystów, którzy w to wierzą. Ale to chyba bardziej wynika z potrzeby potwierdzenia rzeczy, które robimy albo po prostu oczekujemy, że w złych sytuacjach, ktoś nam powie, że będzie dobrze.

W spektaklu grasz zmarłą żonę głównego bohatera i przez większość czasu jesteś na scenie, ale mimo to, twoja postać pozostaje niewidzialna dla bohaterów. Jak grało się rolę, która od samego początku ma być niewidoczna dla innych?
To było duże wyzwanie. Pamiętam, że jeszcze tydzień przed premierą, jak jechaliśmy z innym spektaklem w trasę rozmawiałam z Małgorzatą Pieczyńską i Przemkiem Sadowskim o mojej postaci. Podpytywałam ich jak powinnam zagrać Elwirę, bo sama szukałam do niej jakiegoś klucza. W spektaklu mam mnóstwo momentów, że jestem na scenie, ale nie mogę tak naprawdę działać. Obserwuję tylko z boku dziejące się wydarzenia nie wchodząc w żadną interakcję. Z jednej strony uważam, żeby nie przeszkadzać kolegom w grze, jestem niewidoczna, ale z drugiej mam świadomość tego, że jestem na scenie, więc muszę jakoś pokazać, że moja postać mimo wszystko istnieje. Mogłabym oczywiście nic nie robić, ale jeśli nie byłoby we mnie przypływu emocji to moja rola stałaby się pusta. I wtedy Przemek Sadowski mówi: stara sprawdzona, aktorska zasada, jak nie wiesz co grać to grasz zdziwienie (śmiech). Poradził mi, abym słuchała uważnie tego, co mówią inni bohaterowie i pokazywała jakieś emocje, które niesie ze sobą dana sytuacja, na przykład rozbawienie czy zniesmaczenie. Posłuchałam jego rady i zaczęłam ten świat podglądać. Zwracać uwagę na to, co inni bohaterowie mówią. A nawet dorabiać sobie do tego w głowie jakieś emocje i to okazało się najlepszą metodą. 

Mimo wszystko nie tylko dla aktorów musiałaś pozostać niewidoczna, ale w wielu sytuacjach również i dla widza. Chodziłaś po scenie, czuło się twoją obecność, ale robiłaś to w taki sposób, aby nie odwracać uwagi od tego, co działo się między innymi postaciami.
Do tej roli nauczyłam się nawet chodzić po scenie cały czas na palcach (śmiech). Jak sama zauważyłaś, mam buciki na obcasie i po scenie muszę poruszać się tak, żeby nie wydawać żadnego dźwięku. I biegam tak na paluszkach nie dotykając piętami podłogi. Ale to nie jest aż taki problem dla mnie, większy miałam z tym, żeby nikogo nie dotknąć, bo jestem przecież duchem. Bardzo długo nad tym pracowaliśmy. Kusiło mnie, żeby na przykład przełożyć poduszkę, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, bo inni bohaterowie widzieliby lewitujący przedmiot.

Tak naprawdę, cały sens tkwił w szczegółach i w tej precyzji pozostania niewidzialną. A jak pracowało ci się wśród tylu efektów specjalnych?
Dla mnie to był najmniejszy problem, bo jak już wspomniałam wcześniej, na tydzień przed premierą wyjechałam z innym spektaklem, i w tym czasie pracowano nad tymi wszystkimi efektami. Jak przyjechałam to od razu grałam próbę generalną i tylko uprzedzono mnie, żebym uważała, bo tutaj wybucha wazon czy dzieją się jakieś inne dziwne rzeczy. Ale szybko się do tego przyzwyczaiłam. Zresztą moja postać nie ma też żadnych skomplikowanych czynności do wykonania. Jedynie czego musiałam się nauczyć to: lewitujący papieros, ale to było dosyć proste i kwiaty, które zmieniają kolor. Powiedziano mi jak mam to zrobić i grałam. Nie stresowałam się, chociaż wiem, że osoby odpowiedzialne za efekty specjalne, czuły pewną presję czy wszystko wyjdzie tak jak powinno.

Bardzo dużo można przeczytać o twoich rolach filmowych czy serialowych, a te teatralne są pomijane. Jak myślisz dlaczego tak jest, przecież na scenie grasz już dość długo?
Mam za sobą jedenaście lat zawodowego grania i przez ten okres zdążyłam pracować już w wielu różnych teatrach. Natomiast wydaje mi się, że z racji tego, że znana jestem z telewizji to moja kariera teatralna zostaje pomijana. Zresztą sama zauważam, że nawet, kiedy przy okazji jakiejś teatralnej premiery udzielam wywiadu to nie pytają mnie o moją rolę, tylko o jakieś pojawiające się plotki. Nikogo specjalnie teatr nie interesuje. Ale to nie dotyczy tylko mnie, o wielu wybitnych aktorach czytamy głównie w kontekście ich życia osobistego albo serialowego. Nawet Krystynę Jandę wrzuca się czasem do jednego worka z określeniem „celebryci”.

I to trochę boli.
Ależ oczywiście. Tylko czy da się coś z tym zrobić? Tak już chyba jest, że o aktorach, którzy gdzieś funkcjonują od strony telewizyjnej nie myśli się w innym kontekście, a na pewno nie w teatralnym. Na tym chyba polega cały dzisiejszy świat. Natomiast zawsze, przy udzielaniu wywiadów, mocno podkreślam, że teatr jest tym pierwszym miejscem w mojej karierze.

A pamiętasz swój pierwszy występ na scenie?
Wiem, że to było jeszcze na studiach, ale jakoś do tej pory nie mogę sobie przypomnieć czy to była bajka Królewna śnieżka czy Romeo i Julia. I mimo, że zagrałam w epizodach, to wiele się nauczyłam. W ogóle muszę powiedzieć, że jestem szalenie szczęśliwa, że skończyłam studia aktorskie w Olsztynie, które często przez innych kolegów aktorów są pobłażliwie traktowane, co wynika z tego, że jest to studium, a nie wyższa uczelnia. Wiele razy musiałam „pokazywać” swój dyplom, żeby nie słyszeć, że jestem amatorką.
Osobiście uważam, że nigdzie nie nauczyłabym się takiej pracy na scenie jak tam. Już od pierwszego roku graliśmy z zawodowymi aktorami i musieliśmy odnaleźć się w tym, próbując dotrzymać im kroku. Ale wśród tych wszystkich umiejętności, które musieliśmy posiąść, były też te najprostsze podstawy, które dzisiaj są bardzo często pomijane. Chociażby jak ustawić się na scenie, żeby odpowiednio być widzialnym czy słyszalnym. Wykładowcy zawsze nam powtarzali, że pierwsze, co robisz jak wchodzisz na scenę to sprawdzasz akustykę, gdzie słychać cię dobrze, a gdzie źle. A teraz zdarza się, że gram w teatrze zawodowym i każą mi zakładać mikroport. Ale, po co? Przecież nie po to przez trzy lata na studiach uczyłam się impostacji, żeby teraz na scenie mówić szeptem.

Wspomniałaś, że twoja szkoła z racji tego, że była studium zostawała spychana na bok. Wydaje mi się, że obecnie ta granica między szkołą, a studium teatralnym gdzieś się zaciera, że nie patrzysz jakie aktor ma wykształcenie tylko czy ma potencjał, talent.
Zarówno z moje szkoły, jak i z akademii teatralnych wyszło zarówno wielu świetnych aktorów, jak i tych, co do tego zawodu nie nadają się kompletnie. Bardzo teraz generalizuję, ale myślę, że już nie papier, tak jak mówisz, a talent jest tutaj kluczowy. Nie wiem czy kojarzysz Sebastiana Pawlaka? On gra w teatrze Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa i jest naprawdę świetnym aktorem. Wielokrotnie nagradzanym, a jest bez szkoły aktorskiej. I to jest tak zwany aktor amator, a jak gra? To pokazuje, że szkoła aktorska jedynie daje warsztat, który w teatrze jest szalenie ważny. A jak jesteś niezdolny to nie ma znaczenia czy kończysz akademię czy studium. Zresztą wystarczy spojrzeć, że teraz aktorami zostają osoby, które są bardzo do siebie podobne. Brakuje osób charakterystycznych.

Jest dokładnie tak jak mówisz. Wiele z tych osób, które kończą aktorstwo niczym się nie wyróżniają.
Wszyscy zaczynamy się do siebie upodabniać. Chcemy być atrakcyjni, wysportowani. Tylko gdzie wśród nas jest ta inna osoba? Ta brzydka? Ta gruba? Gdzie znajdziemy aktorkę, która mogłaby zagrać Hesie z Moralności Pani Dulskiej, bo czemu ona ma być ładna? A może próżno szukać winnych, bo to wszystko wynika z naszej kultury, która nastawiona jest wyłącznie na odbiór estetyczny?

My chyba aż za bardzo krążymy wokół tej naszej, współczesnej kultury.
I dlatego aktorzy, którzy kończą szkoły aktorskie mają takie duże parcie, żeby dostać się do telewizji, bo to im ułatwi karierę. Przyniesie szybko sukces.

Tak jak już wspomniałaś, skończyłaś Policealne Studium Aktorskie przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie i w wielu wywiadach mówisz, że dostałaś się tam przypadkiem. Ale twoja przygoda z aktorstwem ma swoje początki w liceum, gdzie występowałaś w kółku teatralnym. Nie było wtedy osoby, która mówiłaby ci, że powinnaś zdawać na aktorstwo?
Wiele razy słyszałam, że realizuję się na scenie, ale nikt jakoś specjalnie w stronę aktorstwa mnie nie namawiał. Czułam się dobrze grając, ale nie miałam takiego silnego przekonania, że powinnam spróbować. To bardziej gdzieś z tyłu głowy miałam takie myśli, ale nie zastanawiałam się nad nimi dłużej, bo w planach była jeszcze etnologia czy archeologia. Generalnie byłam zagubiona i niespecjalnie wiedziałam, co chcę w życiu robić. 

Ale nigdy nie pożałowałaś swojej decyzji?
Nie, ale na pierwszym roku studiów miałam taki okres, że emocjonalnie nie radziłam sobie z tym, co niesie szkoła, czego od nas oczekiwano. Pamiętam jak siedziałam i płakałam, że chcę do domu. Skrzydeł dodały mi dopiero egzaminy, które zdawałam z bardzo dobrymi wynikami i tak się już potem to wszystko rozkręciło. Ale zawsze, kiedy miałam moment zawahania i myślałam, że może pora wziąć się za jakąś porządną robotę, skończyć porządne studia to ta praca związana z zawodem aktora sama do mnie przychodziła, czy to teatralna czy telewizyjna. Natomiast nigdy nie miałam takiego dłuższego momentu zatrzymania. Może to wiąże się też z tym, że aktorstwo traktuje nie jako pasję, bo pasja to jest coś co cię wypełnia, bez czego nie jesteś w stanie funkcjonować, ale jako hobby. Nie mam roszczeń i oczekiwań, że muszę zagrać jeszcze jakaś rolę, osiągnąć jakiś pułap . Lubię kontakt z widzem. Lubię wzbudzać w nim emocje. To daje mi ogromną satysfakcję. Po prostu bardzo lubię tę pracę.

To, że nie masz takiego silnego poczucia, że musisz być aktorką za wszelką cenę, tylko potrafisz odnaleźć się w wielu sytuacjach, a nawet zająć czymś innym, jak nie ma propozycji zawodowych to chyba jest tym kluczem do sukcesu.
Zauważyłam taką zależność, że im mniej mi zależy tym lepiej mi idzie, im mniej się stresuję tym lepiej gram. I grając Elwirę w spektaklu Medium starałam się podejść do tej roli bardzo lekko. Osobiście jestem z niej zadowolona, a nie zawsze tak jest (śmiech). Zrobiłam dokładnie to, co chciałam i mam poczucie, że dałam radę. Mimo tego, że miała trochę mniej prób na scenie, bo moja rola jest podzielona na mnie i na Basię Garstkę, a do tego doszły wyjazdy ze spektaklami czy zdjęcia. Stres przed premiera był mobilizujący, a nieparaliżujący. Może jestem w takim momencie w życiu, że czuje, że jeśli nie zagram genialnie, nie powale widza na kolana, to świat się nie zawali. Mam w sobie duży spokój kiedy wchodzę na scenę, czerpie z tego radość. Nie ścigam się z nikim ani z sama sobą. Staram się po prostu być tu i teraz.

Patrząc na postać Elwiry to dostrzega się tę przyjemność z gry, zabawę rolą.
Dużo osób mówiło mi, że widzi lekkość w tej postaci, że gram swobodnie. I to jest super. Cieszę się, że rola Elwiry mnie nie stresowała, tylko była przyjemnością. Chyba przez jedenaście lat grania na scenie nabrałam już doświadczenia (śmiech).

A czy po tylu już latach grania na scenie i nie tylko, nadal uważasz, że aktorstwo to zawód abstrakcyjny?
Nadal mam poczucie, że tak jest. Wystarczy spojrzeć na role komediowe, jakie gram. Przychodzę do pracy, ktoś mnie malują, ktoś ubiera, a ja tylko wychodzę na scenę, żeby się powygłupiać, a oni mi jeszcze za to płacą. To jest trochę abstrakcyjne, nie sądzisz?

Nie wiem czy się z tobą zgodzić (śmiech), a co w momencie, kiedy grasz role dramatyczne?
Wtedy proces wejścia w daną postać jest trochę bardziej skomplikowany. Muszę być maksymalnie skupiona i bardzo silnie rozgrzebywać własne emocje, żeby odpowiednio zagrać daną postać. Nawet w serialu staram się podejść poważnie do swojej roli, bo nie ma nic gorszego, jak aktor, który mówi, że zagra od tak, bo to telewizja. Bo chałturą nie jest to, w czym grasz, ale jak grasz.

Zresztą każda rola jest ważna, bo czegoś cię uczy.
Tak, to prawda. Ale z tego też wynika, dlaczego uważam aktorstwo za abstrakcyjny zawód. Ten cały mechanizm wchodzenia w daną postać jest trochę kuriozalny. Jak patrzysz na to czym się zajmujemy, co robimy, na czym polega nasza praca to myślisz sobie, że to jest dom wariatów. Jest to abstrakcyjne, ale przez to szalenie interesujące. I to jest niesamowite, że moja praca polega na wcielaniu się w różne postacie. Daje mi to możliwość ciągłego poznawania siebie.

Uważasz się za aktorkę spełnioną?
Nie, mam przecież dopiero trzydzieści lat. Chciałabym jeszcze parę rzeczy zrobić, ale nie jest to żaden przymus. Jak kończyłam szkołę aktorską to kompletnie nie zakładałam, że będę występować w warszawskich teatrach czy grać w serialach. Osiągnęłam to, czego nigdy wcześniej nawet sobie nie wyobrażałam, więc pod tym względem jestem usatysfakcjonowana. Mam oczywiście marzenia, ale nie mam zawodowej frustracji, że nie gram w kinie, czy jakiś innych produkcjach. Mówi się trudno. Ale spełniona będę dopiero za kilkadziesiąt lat, kiedy w spokoju będę mogła usiąść i powiedzieć, że zagrałam już wszystko i jestem zadowolona z tego mojego dorobku aktorskiego.

/fot. materiał prywatny/

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE