Marienbad, reż. Maciej Wojtyszko

09:52

Wybrać się do Marienbadu to luksus, na który nieliczni mogą sobie pozwolić. Ale spędzić czas w tym właśnie miejscu było czymś wyjątkowym i zapewne podnosiło status społeczny. O dziejących się tam rzeczach krążyły legendy, a wszystko za sprawą przybywających mężatek i żonatych panów. Stworzony przez Szolema Alejchema tekst Marienbad ma ogromny potencjał, który z sukcesem wykorzystał Maciej Wojtyszko na scenie Teatru Żydowskiego, czyniąc z niego po części musical w lekkim i zabawnym tonie

/fot. Andrzej Wencel/

Marienbad wygląda jak kraina szczęśliwości. Miejsce, w którym nie tylko można odpocząć, ale i dobrze się zabawić. Przybywają do niego tłumy, aby w tamtejszych kurortach i uzdrowiskach wyleczyć się z najróżniejszych dolegliwości. Panie chcą się poprawić, a panowie ubyć, przynajmniej tak się mówi. Bo z powrotem do zdrowia jest różnie, kuracjusze liczą przede wszystkim na przeżycie jakiejś niezapomnianej przygody, a nie odzyskanie zdrowotnej równowagi. Panie udają panny na wydaniu, a panowie kawalerów. Flirtują, trwonią pieniądze, udają, kłamią, stwarzają sobie nową tożsamość i kreują nowy świat. I choć przybywają tutaj osoby z różnych krain to Marienbad szczególnie upodobali sobie zamożni Żydzi, zwłaszcza z warszawskich Nalewek, którzy stają się głównymi bohaterami spektaklu wyreżyserowanego przez Macieja Wojtyszko.

Wydawać by się mogło, że historia z początków XX wieku umieszczona zostanie w mało zaskakującej, a nawet przewidywalnej, scenografii. Nic bardziej mylnego, bo na scenie porozkładano lustra, które dawały niesamowity efekt. Samych zaś rekwizytów było tam niewiele, bo poza stołem z krzesłami panowała pustka. Wrażenie minimalizmu. I całe szczęście, że nie próbowano na siłę niczego tam dodawać, bo ta przestrzeń dzięki swojej ubogości mogła bez problemu stawać się kurortem w Marienbadzie, dworcem kolejowym, a nawet warszawskimi Nalewkami. Całą resztę zrobiły zaś dobre światła, które odpowiednio zmieniane wprowadzały widza w nastrój bijący ze sceny. Ale to uczucie dwudziestowiecznej historii nie przeminęło, tylko zostało przedstawione poprzez kostiumy. Niezwykle barwne i idealnie dobrane do zamożności bohaterów.

Specyfika tej sztuki kryje się już w samym tekście Marienbadu napisanym przez Szolema Alejchema, a to dzięki pojawiającym się w nim historiom przytaczanym poprzez wysyłane przez bohaterów listy i telegramy. Reżyser nie odszedł od tego zabiegu tylko w głównej mierze na nim oparł swój pomysł. Poszczególni aktorzy stawali na scenie cytując otrzymany list. Nie było to jednak czytanie z zapisanych kart, tylko granie zapisanych słów. Widz dowiadywał się, że aktorzy przedstawiać będą opowieść zawartą w liście za sprawą formułki: piszę do ciebie. To też znacznie ułatwiało odbiór sztuki, bo historie z Marienbadu czy warszawskich Nalewek mieszały się z tymi z listów i telegramów. A przecież listy i telegramy wysyłane były nagminnie, wszystko po to, żeby opowiedzieć jakie dziwności dzieją się w kurorcie. Tak naprawdę nie chodziło o nic innego, jak poplotkowanie o znajomych tam przebywających. Zawartość tych słów miała jednak ogromne znaczenie, bo wywołała zamieszanie w życiu wszystkich bohaterów. Intryga goniła intrygę, jakby bohaterowie stanęli do konkursu na najlepsze kłamstwo.

Główną sprawczynią tego zamętu była Belcia Kurlender (Izabella Rzeszowska), która zostawiając swojego zazdrosnego i przejmującego się wszystkim męża, wyjeżdża na mały odpoczynek. Ani myśli rozmyślać o tym, co zostawiła w domu tylko korzystać z dóbr, na jakie natrafia w kurorcie. W wysyłanych listach opisuje mężowi, jakie niedogodności spotykały ją w drodze do Marienbadu, nie przestając mu wypominać, że to wszystko jego wina i pieniędzy, których jej nie dał, choć dał sporo. Z kolei Szlojma (Jerzy Walczak) w obawie o swoją kochaną żonę telegramuje do wczasowiczów w kurorcie, aby mieli na nią oko, a w razie jakiejś potrzeby dali pieniądze, które zobowiązuje się uregulować. Jego nadgorliwość sprawiła, że plotki pojawiały się w zawrotnym tempie i już nie było wiadomo czy Belcia jest wierną żoną, czy spotyka się z Majerem Mariamczykiem (który pomógł jej z bagażami na dworcu kolejowym), a może z dentystą z Kiszyniowa (którego poznała będąc już w kurorcie)? Jestem pod ogromnym wrażeniem gry Izabelli Rzeszowskiej i Jerzego Walczaka, i to nie tylko za sprawą ich ról czy aktorskich kreacji, ale samej postawy, jaką reprezentowali. Stworzyli na scenie piękny duet kochającej pary, której nie omijają żadne perypetie zazdrości czy niepotrzebnych kłótni. Byli w tym prawdziwi i… bardzo poważni. A to było bardzo ważne, bo choć historię przedstawiali komiczną, to poprzez ten zabieg byli realistyczni i wzbudzali wśród publiczność śmiech.

Ogromna liczba bohaterów była przeglądem różnych osobowości i postaw bogatych Żydów. Wszyscy żyjący w dobrobycie jakby z nudów próbowali coś uknuć, aby oderwać się od własnych problemów. A tych też było sporo, bo już sam wyjazd do Marienbadu miał być ucieczką od spraw domowych i rutyny życia. Liczono zaś na zapoznanie się z zagraniczną modą i zwyczajami. Ale również na znalezienie mężów dla swoich córek, o co cały czas stara się Jamajkerowa (Joanna Przybyłowska). Festiwal intryg trwa, nikt nie pozostaje tutaj bez przypisania mu jakiejś łatki kłamcy czy szarlatana, ale w dość zabawny sposób. Potencjał tekstu Szolema Alejchema został w pełni wykorzystany przez Macieja Wojtyszko, który ani razu nie dał widzom poczucia zmęczenia tekstem. Mairenbad nieustannie dostarczał dużej dawki humoru i dobrych żartów. Zapewne niezwykłość reżyserii kryła się też w pomyśle przedstawienia sztuki w muzycznej formie, gdzie aktorzy swoje historie opowiadali poprzez śpiew.

/fot. Andrzej Wencel/
Marienbad
reżyseria: Maciej Wojtyszko
tekst: Szolem Alejchem
scenografia: Ewa Łaniecka
choreografia: Emil Wesołowski
muzyka: Jerzy Derfel
kierownictwo muzyczne: Teresa Wrońska
światła: Ewa Garniec
adaptacja: Henryka Królikowska-Wojtyszko
asystent: Henryk Rajfer
obsada: Monika Chrząstowska, Ewa Dąbrowska, Waldemar Gawlik, Ewa Greś, Ryszard Kluge, Grzegorz Kulikowski, Sylwia Najah, Małgorzata Majewska, Joanna Przybyłowska, Ernestyna Winnicka, Henryk Rajfer, Rafał Rutowicz, Joanna Rzączyńska, Izabella Rzeszowska, Piotr Sierecki, Monika Soszka, Barbara Szeliga, Gołda Tencer, Małgorzata Trybalska, Jerzy Walczak, Marek Węglarski, Piotr Wiszniowski

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE