Boże mój!, reż. Marek Pasieczny

07:59

Jak może wyglądać Bóg? Na próżno się zastanawiać, mnożyć pytania, wpatrywać w jakieś obrazy. Wystarczy przyjść do Teatru Mazowieckiego na sztukę Boże mój! w reżyserii Marka Pasiecznego, żeby zobaczyć nowoczesną wersję Stwórcy. Pod ludzką postacią. I w eleganckim garniturze. W żadnym jednak wypadku nie będzie mowy o miłosierdziu, dobroci czy możliwościach dostąpienia łaski. Wszystko odwrócone zostanie w stronę przeciwną

/fot. Rafał Latoszek/

Na kozetce u pani psycholog (Dorota Landowska) zasiądzie boski pacjent (Andrzej Mastalerz). Dość wyjątkowy, bo za sprawą swoich nadprzyrodzonych zdolności – jak głoszą prorocy – zdołał stworzyć świat i ludzi. To on przez sześć dni „budował”, a siódmego odpoczywał. Żyjąc z dala od ludzi wiódł spokojny żywot, aż pewnego dnia, z niewiadomych przyczyn, po raz kolejny, postanawia zstąpić na Ziemie. Tym jednak razem nie będzie podejmować prób życia wśród ludzi, sprawdzać jak bardzo są grzeszni, tylko zajmie się sobą i swoim problemem. W eleganckim, dobrze skrojonym, garniturze przyjdzie na rozmowę do pani psycholog. Jego „ofiara” nie będzie przypadkowa, bo skrzywdzona przez los odeszła od wiary, a swoje życie złożyła w darze przypadkowi bądź przeznaczeniu. Kiedy dziwny mężczyzna wpada do jej gabinetu, kobieta najpierw czuje strach (boi się go, bo ten wie o niej zbyt wiele), następnie bierze go za wariata (człowiek twierdzi, że jest Bogiem), w końcu zaczyna wierzyć (po długich przekonywaniach), że jest to ktoś wyjątkowy, wielki, kto nie tylko ma moc stwarzania, ale i poważny problem. W końcu decyduje się mu pomóc.

Gabinet, w którym przyszło zwierzać się pacjentowi był sześciokątną bryłą o niewielkiej powierzchni i surowym stanie. Była totalną pustką, na której spotkały się dwie zupełnie różne osobowości, na dwóch zupełnie różnych etapach życia. Taka konstrukcja pozwoliło wytworzyć między bohaterami bardzo intymną atmosferę. Zbliżyć ich do siebie i dać poczucie bliskości i obcowania z ważnymi pytaniami i problemami odbiorcom sztuki. Rozmowa, jaką przeprowadzą nie będzie typową wizytą u psychologa, bo zwierzać się będą dwie osoby, a nie jedna. Ich lęk przed życiem, samotnością i zaufaniem stanie się zarzewiem do porozmawiania o egzystencji człowieka i jego prawach w świecie pełnym dobra i zła. Nikczemności i bólu. A także poruszy temat niewiary w Boga, ludzi, świat.

Co prawda lekko zadziwi, kiedy zdeklarowana ateistka, która od Stwórcy odeszła będąc małą dziewczynką, z torebki wyciągnie Biblię i całą rozmowę cytować będzie kolejno jej rozdziały. Wykaże się ogromną wiedzą, której pozazdrościć mogłaby niejedna wierząca osoba. W tym wypadku, coś jednak jest nie tak, bo pani doktor Boga się wypiera, więc automatycznie mówiąc obszernymi cytatami, które zapewne nawet ksiądz nie jest w stanie zapamiętać, staje się nieautentyczna. Ten problem pojawi się także w całościowym odbiorze pani psycholog, bo grająca ją Dorota Landowska nie do końca się w tej roli odnajduje. Wypowiadane przez nią kwestię nie mają znamion wcześniejszego przygotowania, potów jak przyszło wylać w czasie prób. Powiedziane są na biało. Jakby aktorka czytała swoją rolę ze scenariusza. Trochę zaszkodziło to Andrzejowi Mastalerzowi, który w roli boskiego pacjenta radził sobie dobrze. Był lekko ironiczny, zabawny, co prawda momentami też śmiesznie poważny, ale w całościowym odbiorze, postać, jaką stworzył zrobiła dość ciekawe wrażenie.

Z kolei, Marek Pasieczny nie tylko wykazał się ciekawym zamysłem reżyserskim, ale także umiejętnością odpowiedniego doboru muzyki. Co by nie mówić o samej konstrukcji spektaklu, utwory, jakie się w nim znalazły idealnie współgrały z narzuconą tematyką, tworząc pewne niewiadome nadciągających zdarzeń. W niektórych także momentach mogły domknąć dziejące się sytuacje czy podkreślić ważność wypowiadanych słów. Muzyka stała się także elementem, który znacznie polepszył jakość i odbiór sztuki. Zakryła sztuczność gry aktorskiej i fikcyjność wydarzeń dziejących się w gabinecie psychologicznym, dodała uroku surowej scenografii, a także uratowała sztukę przed brakiem atmosfery, która towarzyszyć powinna egzystencjalnym rozważaniom o istnieniu człowieka. I choć całościowy efekt nie był imponujący, to dobrej muzyki warto było posłuchać.

/fot. Rafał Latoszek/
Boże mój! (OJ ELOHIM!)
Teatr Mazowiecki
autor: Anat Gov
przekład: Agnieszka Olek
adaptacja, reżyseria i opracowanie muzyczne: Marek Pasieczny
scenografia: Joanna Macha, Marcelina Początek-Kunikowska 
kostiumy: Agnieszka Werner-Szyrle
obsada: Dorota Landowska, Andrzej Mastalerz

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE