Strefa komfortu, reż. Szymon Turkiewicz

11:56

Spektakl Strefa komfortu wystawia na próbę swojego widza i balansując na granicy przywiązania do polskości i takiego też myślenia, próbuje zdemaskować absurdy naszej rzeczywistości. Naszą wszechwiedzę o rzeczach, o których tak naprawdę nie mamy żadnego pojęcia. Naszą mądrość i hasło „nie znam to się wypowiem”, a wszystko po to, żebyśmy w końcu zrozumieli, że żyjemy tak jak narzucają inni, w strefie komfortu, która zamyka nas na wiele rzeczy


Demony w mojej głowie. A oto przed państwem, pewny swej racji zły duch, bądź, jak kto woli zły demon, który w zamiarze ma zniszczenie człowieczej strefy komfortu. Zniknie czwarta ściana oddzielająca widzów od bohatera sztuki i wszystko przeniesie się do sfery bliskiego kontaktu. Bo pytania będą bezpośrednio wymierzone w stronę publiczności. Lecz wszyscy, jak zaklęci będą musieć słuchać, bo i co powiedzieć, kiedy baty demaskujące ludzką pychę są bezpośrednio wymierzone w słuchaczy. Demon (tak jawi się nasz głównodowodzący bohater) – w tej roli świetny Daniel Chryc – opowie, a raczej przypomni nam o własnych winach i przewinieniach. Własnej nieuwadze i braku chęci do zmian, i ryzyka. O złych postępkach, które wykonywane były z racji wygody bądź chęci wybicia się na czyiś plecach. Główny bohater mocnym głosem do mikrofonu wylewać będzie zarzuty wobec człowieka i jego życia. Ciężar jego słów dopowie zaś muzyka, która tak samo jak jego głos jest przenikliwa i przepełniona mrocznym wydźwiękiem. Boleć będą płynące ze sceny słowa, bo dawno nikt nie podjął się takiej próby zdemaskowania człowieka, jak zrobił to reżyser sztuki Szymon Turkiewicz. Podziwiam, za dar do obserwacji rzeczywistości, który doprowadził go do powstania spektaklu Strefa komfortu. Dawno nikt nie zrobił tak solidnej weryfikacji naszego życia. A jemu, tak bezproblemowo, udało się w usta bohaterów włożyć tekst obśmiewający życie w Polszy, ale jednocześnie tymi też słowami powiedział prawdę i tylko prawdę.

Opowiadana historia przedstawi los czterdziestoletniego Polaka (Sławomir Madnes), któremu w życiu tak naprawdę nic nie wyszło. Lecz nie dlatego, że świat jest zły, że on się starał, a inni mu przeszkadzali. Nic z tych rzeczy, bo nasz bohater w swoim życiu o nic nigdy nie zawalczył. Żył we własnej sferze komfortu i nie wychodził poza nią, a o niepowodzeniach własnego życia opowiadał narzekając. On nigdy się nie postarał, nigdy nie spróbował, bo całe życie bał się zaryzykować. Wolał żyć w ukryciu, a zbliżając się do pięćdziesiątki mówić, że mu nie wyszło, bo ludzie byli niedobrzy. Dlatego też on, człowiek z przyszłości wraca do przeszłości i prosi swoją matkę (Magdalena Engelmajer), która ma go dopiero urodzić, żeby tego nie robiła, bo dzień jego narodzin rozpocznie jego zgubę. Przyjście na ten świat, będzie najgorszą z możliwych opcji. Lecz próżne są jego słowa, bo matka, wciąż łudzi się, że uczyni z niego wielkiego człowieka.

Nadchodzi wyzwolenie. Tymczasem cofamy się w przyszłość i czterdziestoletni Polak okazuje się jedynym ocalałym. Bo na Polskę spadł wielki meteoryt, który zniszczył cały ten kraj. Teraz on jest uchodźcą, który ochoczo zostaje przyjęty na Zachód. Tylko, że Zachód mało wie o tym, kto przybyć ma do ich kraju, ale udaje miłosierdzie i przyjmuje tego biednego, zagubionego człowieka. W tej części los uchodźców przedstawiony zostaje pod postacią Polaka, który szuka domu, bo jego kraj uległ zagładzie. Czy nikt nie boi się przyjąć Polaka? Dobre pytanie, skierowane do bohatera, a tak naprawdę do nas samych, którzy boją się tego, co nieznane, ale gdyby chodziło o mieszkańców naszego kraju to przecież oczekiwalibyśmy dobroci z rąk innych narodów. Ta część to nic innego, jak parodia medialnego szaleństwa, które zalewa nas informacjami o złych uchodźcach, uchodźcach bandytach i uchodźcach terrorystach. Rozdział Nadchodzi wyzwolenie to próba zamknięcia w poszczególnych bohaterach określonych zachowań. Magdalena Engelmajer i Daniel Chryc, grają kochające się małżeństwo, które udając dobroć przygarnia uchodźcę Polaka, żeby tylko wydobyć z niego potrzebne informacje, a potem podsunąć myśl samobójczą, bo i na co im taki człowiek? Monika Radziwon, staje się medium pomiędzy tym, co było, jest i będzie. Nie wierzy w nadejście lepszych czasów, bo wie jak ta przyszłość będzie wyglądać, ale nie odbiera innym pozytywnego myślenia, bo i po co? W końcu Polak-uchodźca, który jest całkowicie wycofany, nie rozumie tego, co się wydarzyło, który zamiast starać się żyć w nowych okolicznościach, wybiera depresję, dlatego też ostatecznie woli skorzystać z broni, jaką dostaje w prezencie.

Narodziny. Z przykrością muszę przyznać, że ta część niepasująca w ogóle do całości psuje całkowity odbiór. Kilkominutowy fragment, jaki przyjdzie zobaczyć, przybiera formę moralizatorską i z niejasnym przesłaniem o miłosierdziu, wychodzi do widzów. Znikają wszystkie wątki poruszone w dwóch pierwszych częściach i zostaje tylko jedno zdanie: bądźmy odpowiedzialni za przyszłe pokolenia. Bohaterowie wychodzą na scenę z nowo narodzonym dzieckiem, zaczynają się nad nim rozczulać, po czym znikają za kurtyną. Koniec. Po co na tak krótką chwilę było zmieniać wszystko na co pracowało się większość spektaklu? Po co na siłę wyjaśniać zamysł reżysera? Czy nie lepiej byłoby zostawić widza z wielką niewiadomą? Pozwolić mu rozwikłać zagadkę samobójstwa czterdziestoletniego Polaka i własnymi metodami poszukać drogi, która do tej śmierci doprowadziła? Ta część, wydaje się być próbą oczyszczenia ze wszystkich słów, jakie wcześniej padły ze sceny. Jakby reżyser, chciał odwrócić się od mocnego wydźwięku spektaklu. Od szczerej prawdy, którą wypowiedział w kierunku Polaków. Gdyby, zakończyć sztukę po części Nadchodzi wyzwolenie, nazwałabym ją doskonałą i chyląc czoło podziękowała Szymonowi Turkiewiczowi za tak wnikliwą analizę współczesności, za jasny i klarowny opis trudnej rzeczywistości będącej wytworem rąk ludzkich, w końcu za zwrócenie uwagi publiczności w kierunku własnych błędów. Niestety, dzieło w ostatniej chwili umiera. Niespodziewanie, odchodzi ze sceny pozostawiając wrażenie bylejakości.


Strefa komfortu
tekst, reżyseria, muzyka: Szymon Turkiewicz
scenografia, kostiumy: Magdalena Engelmajer
obsada: Magdalena Engelmajer, Monika Radziwon, Daniel Chryc, Sławomir Mandes
pomysł, inscenizacja: ME/ST

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE