- [...] znowu mogłam poczuć, że jestem częścią jakiejś całości. Wywiad z Klarą Bielawką

09:40

Od grudnia 2016 roku Klarę Bielawkę możemy oglądać na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. Wcześniej był Teatr Dramatyczny i całe mnóstwo projektów poza, a jak jest teraz? Co zadziało się przez ten ostatni rok w jej teatralnej karierze, jak czuje się w nowym zespole, za czym tęskni najbardziej? I w końcu, czego najbardziej się boi?

/Mefisto, reż.Agnieszka Błońska; fot. Magda Hueckel/

Agnieszka Kobroń: Przed czym obecnie czujesz największy strach?
Klara Bielawka: Odkąd mam dzieci, to największy strach czuję właśnie o nie. Boję się, że coś im się stanie, że będą chore. I kiedy tak o tym mówię, to mogę z całą pewnością powiedzieć, że nie ma nic bardziej przerażającego od tych myśli.

A oprócz dzieci, jest coś, co uderza bezpośrednio w ciebie?
Jest tego tak wiele, że chyba trudno mi cokolwiek powiedzieć, to jest temat na osobną rozmowę albo… terapię (śmiech).

W spektaklu Strach zżerać duszę w reżyserii Agnieszki Jakimiak mamy bohaterów, którzy też się boją. Czego twoim zdaniem obawiają się najbardziej?
Niedawno natrafiłam na badania, które mówiły o tym, że ludzie żyjący na tzw. "polskiej prowincji" najbardziej boją się ataków terrorystycznych. Boją się uchodźców. W ludziach jest obawa przed Innym. Ich strach jest często sztucznie wygenerowany, czasem ktoś nim steruje czy wręcz zarządza. Nasi bohaterowie najbardziej boją się inności, tego czego nie znają. Tylko z drugiej strony, bardzo szybko łapią się na tym, że relacja rynkowo-towarowa jest jednak silniejsza niż strach. Że ten obcy element jest im po prostu potrzebny, żeby wszystko w tym kapitalistycznym świecie dobrze funkcjonowało.

I ten Inny w końcu zostaje zaakceptowany, a wszystko dlatego że bohaterowie widzą w takiej relacji korzyści. A potem przychodzi zakończenie, zresztą dość optymistyczne…
…chyba nie do końca. Śpiewamy wesoło rasistowską piosenkę i wszyscy dobrze się bawią, nawet widzowie. Prawda jest taka, że wszyscy, niezależnie od szczebli społecznych, na których się obecnie znajdują są w ten system wymiany wtłoczeni i nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo.

Dobrze ci się gra w spektaklach, zwłaszcza przy obecnych nastrojach, które tak mocno zahaczają o tematy polityczne?
Dobrze mi się gra spektakle, które lubię. Po prostu.

Czyli Strach zżerać duszę był tym spektaklem, który polubiłaś?
Tak. Nasz teatr jest "teatrem który się wtrąca" i naprawdę bardzo sobie to cenię, zwłaszcza w sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się obecnie w naszym kraju. Uważam, że takie miejsca są potrzebne. I podpisuję się pod tym, co Teatr Powszechny robi.
/Strach zżeraż duszę, reż.Agnieszka Jakimiak; fot. Magda Hueckel/
W Teatrze Powszechnym grasz w spektaklach, które znacznie różnią się od tych repertuarów niepolitycznych i klasycznych. Grasz w nie do końca określonych formach, czy nie do końca określonych postaciach. W sztukach, które powiedziałabym, są pewnego rodzaju eksperymentem.
Zaraz po szkole teatralnej trafiłam do Teatru Dramatycznego w Warszawie, do Pawła Miśkiewicza, który był tam wtedy dyrektorem. I to był dla mnie bardzo produktywny czas, wartościowe lata, podczas których robiłam całe mnóstwo spektakli z najróżniejszymi ludźmi. I to, co oferuje teraz Teatr Powszechny jest dla mnie kontynuacją tej drogi. Robienie spektakli zahaczających trochę o performatywność, takich w których wychodzimy do widza, gdzie możemy zabawić się swoimi rolami daje mi satysfakcję. 

Wspomniałaś, że zaraz po szkole trafiłaś do Teatru Dramatycznego. Przeczytałam wiele recenzji, które tytułowały cię odkryciem. Jak młoda dziewczyna czuje się, dostając taką możliwość i szanse?
To było moje największe szczęście. Zresztą, dla młodego aktora, który nie ma jeszcze żadnych zobowiązań ani rodziny, intensywne działanie - nawet po dwanaście godzin - w teatrze jest czymś rewelacyjnym. Bo to jest ten moment, kiedy ma szansę zdobywać doświadczenia. Uczyć się. Jestem ogromnie wdzięczna Pawłowi Miśkiewiczowi za zaproszenie do jego teatru. Paweł uczył mnie w szkole, wiele razy wspólnie pracowaliśmy - myślę, że to on mnie ukształtował, jego zdanie wciąż jest dla mnie bardzo ważne. Długo nosiłam w sercu żałobę po Dramatycznym, gdy na miejsce Pawła przyszedł Tadeusz Słobodzianek. Wtedy też mój czas w tym miejscu się skończył. To, co mi zaproponowano, w ogóle nie było moim światem. Na szczęście pojawili się Paweł Łysak i Paweł Sztarbowski. Chyba mam szczęście do Pawłów (śmiech).

Ale chyba grałaś tam jeszcze w spektaklu W imię Jakuba S.?
Tak, ale to był spektakl robiony za czasów Pawła, który został w repertuarze i zresztą jest w nim do dziś, ale nie pamiętam już, kiedy graliśmy go ostatnio. Pod nową dyrekcją wiele się zmieniło…

Co masz na myśli?
Teatr Dramatyczny ma niesamowitą moc - jako miejsce. Tam były i są dobre duchy. I nawet jak przychodzę do tego miejsca, które już nie jest przecież moje, to czuję tę dobrą energię. Ona jest w murach. Ale ten teatr tworzył przede wszystkim wspaniały zespół. I wejście w jego struktury było dla mnie - młodej aktorki świeżo po szkole - czymś niesamowitym. Zdolni, twórczy i otwarci ludzie, którzy cię wspierają i starają się pomóc. Bycie w tym zespole pozwoliło mi zrozumieć, że to właśnie ludzie w teatrze są najważniejsi, że jeśli nie pracujesz na wspólny cel, to nie masz po co być w takim miejscu. Bardzo długo płakałam po tym zespole, kiedy nowy dyrektor go rozwalił. I naprawdę cenię sobie to, że przyszłam do Teatru Powszechnego z tym swoim bagażem żałoby i znowu mogłam poczuć, że jestem częścią jakiejś całości. My się po prostu wszyscy tutaj lubimy.

To widać kiedy jesteście razem na scenie, w tym, jak gracie. Jesteście ze sobą mocno zżyci.
I jeszcze bardziej połączyło nas doświadczenie Klątwy Olivera Frljicia. Ekipa z tego spektaklu naprawdę bardzo się ze sobą zżyła, bo poza wspólną pracą było tam również wiele różnych emocji zarówno dobrych, jak i złych.

Z tego co mówisz wnioskuję, że nie miałaś problemu z wejściem w struktury tego zespołu?
Robiłam tutaj gościnnie spektakl, znałam sporo osób, więc to nie było tak, że przyszłam zupełnie z zewnątrz. Ale faktycznie na początku obawiałam się, że nie poczuję się tak swobodnie i dobrze jak w Teatrze Dramatycznym. Na szczęście stało się inaczej. I po raz kolejny muszę wspomnieć o Klątwie, bo to doświadczenie z nią związane bardzo połączyło ludzi w teatrze. Ale to też chyba są takie spektakle, które budują silne relacje, bo np. sztuka W imię Jakuba S. Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego też bardzo zbliżyła aktorów grających tam ze sobą. Nazywaliśmy się „rodziną jakubową”. I do tej pory tak zostało (śmiech). Potem przecież w takim samym składzie robiliśmy trzy odcinki spektaklu Klątwa, czy serial Artyści.
/Klątwa, reż.Oliver Frljić; fot.Magda Hueckel/
Wcześniej mówiłaś, że jako młoda osoba mogłaś pracować po dwanaście godzin w teatrze. Jak na to patrzysz z perspektywy czasu, bo przecież trochę się w twoim życiu od tego momentu zmieniło.
Jestem otwarta i chętna do pracy, ale stawiam pewne warunki. Bardziej szanuję swój czas pozateatralny.

Wracając jeszcze do Teatru Powszechnego i do spektakli, w których grasz - ostatnio widziałam Mefista Agnieszki Błońskiej, w którym stawiacie ważne pytania: kim jest aktor i jaka jest jego rola w społeczeństwie. Jakie ty masz zdanie na ten temat?
Długo śmieszyło, denerwowało i wkurzało mnie, kiedy słyszałam o misyjności zawodu aktora. Ja swoją pracę brałam bardzo egoistycznie. Lubię ten zawód, sprawia mi przyjemność bycie na scenie i świetnie jak ktoś coś z tego ma, ale ja nigdy nie czułam żeby to była wielka misja. Tylko że teraz dużo się zmieniło... To trochę od czasów zależy, czy aktor ma jakąś większą rolę do spełnienia. I wydaje mi się, że znani aktorzy, i nie mówię tutaj o celebrytach, mają teraz akurat dość dużą rolę. Wspaniałe jest to, co robi ekipa Nowego Teatru, np. Maja Ostaszewska. To, że mają odwagę mówić o tym, co się dzieje złego naokoło. Żyjemy w takich czasach, że powiedzenie: „nie będę zajmować się polityką, bo tak jest bezpieczniej”, jest już bardzo mocną deklaracją polityczną.

Z względu na historie, które przytaczacie, czy tematy jakie poruszacie możesz powiedzieć, że w Mefiście widzimy na scenie Klarę Bielawkę?
To jesteśmy my i nie my jednocześnie. Każdy z nas wymyślił sobie konkretną postać, którą się stał. Nawet jeśli moja postać nazywa się Klara Bielawka, to jest to postać. Trochę na tej samej zasadzie, tylko w drugą stroną, każda moja postać - jakkolwiek by się nie nazywała - w pewnym sensie jest Klarą Bielawką. Podobnie jak każdy mój kolejny dyrektor ma na imię Paweł (śmiech).

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE