Kariera Nikodema Dyzmy, reż. Wojciech Kościelniak

16:22

Z biedy wyrwany wszedł wprost na salony. Ot tak. Przypadkiem – za sprawą pewnego przyjęcia. Nikt przeciwko temu nie protestował. Nikt też nie powiedział „nie”. Brano go za inteligenta z oksfordzkiego uniwersytetu, który wskrzesi i odnowi Polskę. Pokonał Terkowskiego, pokona i problemy państwowe. On wiedział doskonale jak wykorzystać takie zaufanie i co zrobić, żeby z kręgów elit szybko nie wypaść. Więc błyszczał na salonach, pogrążając się jednocześnie w swoim despotyzmie i nikczemności

/fot. K. Bielinski/

Nikodem! Mąż opacznościowy! / Bez wad charakter, bez rozterek! / Oto Polaka portret nowy! / Tylko mu w ręce dać siekierę! – śpiewa Jacek Kaczmarski w piosence o przebiegłym Nikosiu Dyzmie, któremu szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił dostać się do ministerstwa. A co za tym idzie objąć ciepłą i bardzo dobrze płatną posadę Prezesa Banku Zbożowego. Taki to był ten oksfordzki inteligent, który poza prowincją, w której mieszkał całe życie, nie widział nic. Skorumpowane elity, dzięki kłamstwu, coś w nim jednak zobaczyły i wyniosły na piedestał. A on dominował i królował między nimi, jako ten najwspanialszy, najzacniejszy, najwybitniejszy….. polityk. Taki to był ten Nikoś Dyzma.

Cała historia zaczęła się od zgubionego listu, który tytułowy bohater (Przemysław Bluszcz) w musicalu Kariera Nikodema Dyzmy znalazł na ulicy. Akurat list był otwarty, więc przeczytać się go nie zawahał. Przyjęcie dla ważnych osobistości w państwie, a na nim darmowe jedzenie – taka okazja nie zdarza się często, jeśli w ogóle. Odpowiedni strój Nikodem miał, buty w dobrym stanie też, więc nie zastanawiając się dłużej wybrał na imprezę - w jego mniemaniu przepyszną kolację. Pech chciał, że niedane mu było skosztować przygotowanego poczęstunku, bo zanim zdążył ugryźć kęs został potrącony przez Terkowskiego. Wszystko wylądowało na podłodze. A, że człowiek jak głodny to zły, to i Terkowskiemu oberwało się niemało, na co z przychylnością patrzył płk. Warenda (Jacek Pluta) i minister rolnictwa (Albert Osik). W ciągu zaledwie kilku minut od wejścia Nikodem poznał najważniejsze osoby w państwie, a zaraz po nich Leona Kunickiego (Piotr Siejka), który zaproponował mu pracę. Co prawda główny bohater nie znał się na sprawach związanych z gospodarstwem, ale trzy tysiące kusiło i to bardzo, więc posadę przyjął. Od tego wszystko się zaczęło, bo zaraz do życia Nikosia wkroczyła Nina (Emilia Komarnicka/Karolina Michalik), jej brat Żorż (Przemysław Glapiński) oraz Krzepicki (Jacek Zawada). A życie tak się potoczyło, że Dyzma ze zwykłego robotnika, co mówi „ni ma” awansował na Prezesa Banku Zbożowego, o którym rozpisywały się gazety. Pomysł skupu zboża przez obligacje okazał się strzałem w dziesiątkę, tyle, że... pomysł nie był jego.

Tańczącym krokiem aktorzy poruszali się po scenie. Wypowiedzi przeplatali śpiewem. Widać było, że dobrze czują się w swoich rolach, bo bawili się nimi doskonale, tak jak doskonale bawiła się publiczność. Z przymrużeniem oka i z dozą humoru opowiadali historię przebiegłego Nikodema Dyzmy, który znalazł się w miejscu kompletnie nieswojego pokroju. W jednym z wywiadów reżyser musicalu, Wojciech Kościelniak, powiedział, że rola Nikodema Dyzmy stworzona była dla Przemysława Bluszcza i sama się pod tym podpisuje, ale powiem więcej, uważam, że każda z ról stworzona była właśnie dla tego aktora, który ją zagrał. Bo obsada była doborowa tak jak i cała gra aktorska. Dokładne dopracowanie każdej z postaci, choreografia (Jarosław Staniek) i przygotowanie wokalne (Anna Serafińska) robiło piorunujące wrażenie.

I jeszcze scenografia przygotowana przez Damiana Styrne, to było coś. Początkowo scena pogrążona w ciemności nie wykazywała żadnych szczególnych cech. Cech, które mogły zachwycić, aż do momentu, kiedy na widowni światła zgasły i zapalił na scenie. Przed oczyma widzów stanęło miasto, które co jakiś czas zmienia się w bar, pałac Kunickiego, ministerstwo czy kino. Do tego gra świateł odbijających się od białego płótna, na którym namalowane były budynki, dając wrażenie odbijających się od lustra promieni słonecznych. Były jeszcze krzesła wystrojone w eleganckie ubrania i takież same ubrania opadające z sufitu na scenę. Wow – chyba tylko tyle można powiedzieć, bo ochów i achów nie sposób zliczyć. Krótko mówiąc, to było coś, pomysłowa i zarazem zaskakująca scenografia.

Na podstawie powieści Kariera Nikodema Dyzmy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, powstały dwa filmy (1956 i 2002 rok), serial (1980 rok) i musical Wojciecha Kościelniaka. Gdyby przyszło mi wybierać pomiędzy najlepszym pomysłem na adaptację książki bez dwóch zdań wybrałabym wersję teatralną, jaką miałam okazję zobaczyć w warszawskim Teatrze Syrena. Bo to, w jaki sposób reżyser przygotował cały spektakl, a aktorzy zagrali wymaga niejednego słowa pochwały i podziwu.

/fot. K. Bielinski/

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE