Ruchele wychodzi za mąż, reż. Jacek Papis

09:02

Wychodząc z teatru słyszałam wiele wypowiedzi osób, które mówiły, jak silny wpływ emocjonalny miał na nich odbiór spektaklu Ruchele wychodzi za mąż. Ta historia z pozoru zwyczajna w umiejętny sposób opowiedziała o całym bólu i cierpieniu Holocaustu. Jacek Papis, reżyser, posługując się elementami prostoty i przejrzystości przedstawił tragizm wydarzeń z przeszłości, których jarzmo niesiemy do dziś

/fot. Magda Kuśmierz/

W izraelskim mieszkaniu, kupionym zaraz po wojnie, mieszka pewna żydowska rodzina, dla której wspomnienia minionych wydarzeń pozostają wciąż żywe. Szlomje (Stanisław Brudny) to cudem ocalały z Zagłady Żyd. Przeżył piekło, którego pamięć ciągle pielęgnuje, żyjąc w niej i z nią. Jego córki Ruchele (Ewa Greś) i Lea (Magłorzata Trybalska) starają się mu pomóc. Starają się ulżyć mu w cierpieniach, zapomnieć o nich. Ale sytuacja od kilkudziesięciu lat pozostaje niezmienna, co przytłacza kobiety, które chciałyby żyć „normalnie”, a nieuwikłane we wspomnienia swojego ojca. Nie chcą mierzyć się z przeszłością, z niechcianym bólem oraz smutkiem. Siostry przez całe życie niosły na swoich barkach niewidoczny balast przeszłości, który nie pozwalał im żyć. Lea niegdyś miała okazję stworzyć prawdziwy dom, być szczęśliwą żoną i matką, niestety została porzucona przez ukochanego. Nie doszukiwała się powodu takiego losu, bo podświadomie wiedziała, co stało na przeszkodzie. Niechciana przeszłość dopadła ją i tu. Natomiast Ruchele zdając sobie sprawę z sytuacji, pewnego dnia po prostu wyjeżdża (ucieka) z domu. Obecnie może pochwalić się ogromnym dorobkiem naukowym i przystojnym narzeczonym, Arele (Marcin Błaszczak). W przeciwieństwie do siostry zdobyła szczęście. Kiedy jednak wraca do domu i przedstawia swojego wybranka ojcu, nie wiedzieć czemu, ten wyrzuca ich z domu. Jak się później okazuje młody chłopak przypomniał mu kogoś z przeszłości… kogoś z Auschwitz. Szlomje pod grubą warstwą kurzu ukrył tajemnice. Zakopał je głęboko w swojej pamięci i przenosił z miejsca na miejsce, tak aby nie musieć się z nimi zmierzyć. Wolał, kiedy żyły ona jedynie w jego głowie i wspomnieniach. Przyszły zięć sprawił, że owe tajemnice wróciły na nowo. W jednej chwili kurz został zdmuchnięty, a przeszłość zamieniła się w teraźniejszość. Żywą prawdę, przed którą nie sposób już uciec.

W tej historii nic nie umiera tylko przechodzi na rodzinę, jak niechciany dług, który trzeba w końcu spłacić. Krzywda rodziców musi stać się cierpieniem dzieci. Dlatego też ślub ukochanej córeczki z nieproszonym gościem nie jest możliwy. Szlomje przeżył Holocaust i próbował na nowo wrócić do życia. Nie mógł jednak odnaleźć się w czasach, jakie nastały po II Wojnie Światowej. Ciągle przypominał sobie przeżycia z Auschwitz. Nie potrafiąc żyć przyszłością. Swoje cierpienia przekazuje najbliższym, żądając od nich podobnych wspomnień i cierpienia. Wydaje mu się, że tylko przez pamięć będzie w stanie udźwignąć to, co go spotkało. Cierpienia Szlomje to także ból po stracie żony, z której portretem rozmawia i pija herbatę. Odwraca się od córek w stronę zmarłej. Nie widzi, jaką krzywdę wyrządza poświęcając całą swoją uwagę zdjęciu z przeszłości. W spektaklu pojawia się jeszcze postać Staszka (Włodzimierz Press). Na początku znamy go jedynie z rozmów telefonicznych z Szlomje. Wiemy, że jest jego najlepszym przyjacielem, mieszka w Stanach Zjednoczonych i że wyjechał z niewiadomych powodów. Jego rola jest jednak dość specyficzna, ponieważ w pewnym momencie sztuki staje się sumieniem i głosem rozsądku Szlomje. To on, jako jedyny znając skrywaną tajemnice może zmienić nastawienie przyjaciela. Odmienność przekonań i postaw wszystkich bohaterów sprawia, że ich świat dzieli się na świat: ofiar i morderców wyrastający z obozowych doświadczeń oraz świat: cierpiących z wyboru i cierpiących z nakazu.

Życie rodziny przybiera barwy: czerni i bieli. Pierwsza z nich symbolizuje przeszłość, której ciemny kolor zagościł w życiu postaci na dobre. Natomiast biel to pragnienia i marzenia szczęścia, które tak trudno zdobyć. Kiedy pojawia się Arele kolory te zaczynają się mieszać, tracić swoją dotychczasową moc. Ich drogi spotykają się, aby w końcu zacząć żyć w zgodzie i harmonii. Już spoglądając do wnętrza domu bohaterów widać ślady minionych czasów. Stare meble, zdjęcia, pamiątki. Jakby w tym miejscu czas się zatrzymał, a wydarzenia z czasów wojny nadal trwały. Scenografia została przystosowana do ukazania dwóch równoległych światów na jednej płaszczyźnie. Kilka historii rozgrywa się tuż obok siebie, w różnych miejscach, ale tym samym czasie. Łącznikiem minionych czasów z teraźniejszością jest sięgająca aż po sam sufit sceny „ściana” (czarne płótno) fotografii, której zadaniem jest przypominanie i nie pozwolenie zapomnieć. W końcu jednak coś w tej historii pęka, mur upada. Następuje zerwanie grubego sznura, który na siłę spajał rodzinne wspomnienia. Siostry nie chcą już takiego życia, próbują odciąć się od przeszłości. Zdają sobie sprawę z wydarzeń i ich tragizmu, ale mimo wszystko chcą żyć. Po swojemu, a nie z jarzmem wojny i losu wymordowanych Żydów. W końcu Ruchele wyrzuca ojcu, żeby przestał pić herbatę z umarłymi, a zajął się tymi, którzy żyją, aby w końcu zrozumiał, że życie nie stoi w miejscu tylko biegnie do przodu, a błędów przeszłości nie da się naprawić.

Opowiedziana historia, która rozniosła się po warszawskim teatrze przypomniała brutalną przeszłość. Niemoc pogodzenia się z wydarzeniami przeszłymi, oskarżeniami i stereotypami. A napędem tego wszystkiego stała się nienawiść i brak przebaczenia, które w zakończeniu dostajemy. Bohater przebaczył, co pozwoliło mu ruszyć do przodu. Żyć na nowo. Zgadzamy się w pełni z jego postępowaniem, mimo, że nie do końca je rozumiemy. Początkowe sceny rozgrywały się w sztuczności i nienaturalności postaci. Nie widziałam Lei tylko aktorkę, która próbowała stać się nią na siłę. Wystarczyło jednak parę minut i postać ta nabrała rozpędu zaciekawiając swoją historią. Cały spektakl szybko okazał się godny uwagi. Wciągnął widza w swoją historię, a na końcu silnie poruszył. Pozostawił nierozwikłane tajemnice i pytania o dalszy los bohaterów. Pod historią Rucheli i jej rodziny reżyser ukrył budzące wciąż silne emocje wydarzenia z czasów II Wojny Światowej. W prostocie zawarł cały tragizm przeszłości i teraźniejszości, która nie odpuszcza tylko nakazuje nam żyć dawnymi wspomnieniami. I właśnie ta moc oddziaływania przeszłości, której nie sposób się pozbyć z życia uderzyła najbardziej.

/fot. Marta Kuśmierz/
Ruchele wychodzi za mąż
reżyseria: Jacek Papis
tekst: Savyon Liebrecht
przekład: Michał Sobelman
scenografia: Alicja Kokosińska
kostiumy: Diana Szawłowska
muzyka: Hanna Klepacka
obsada: Ewa Greś, Małgorzata Trybalska, Marcin Błaszak, Stanisław Brudny, Włodzimierz Press

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE