Maciej Korbowa i Bellatrix, reż. Krystian Lupa

15:30

Po wielu latach naprzeciwko siebie stają studenci szkoły aktorskiej. Spotykają się, aby na nowo zagrać dyplomowy i już zapomniany spektakl. Chcą odtworzyć coś, co minęło i być może po raz ostatni zagrać to, co kiedyś ich połączyło. Trudnością bez wątpienia staje się fakt, że wielu z nich porzuciło aktorstwo. Mimo wszystko postanawiają zagrać. Stworzyć z czegoś starego, coś nowego. Stworzyć spektakl bogatszy w życiowe doświadczenia, intymne przeżycia i własne refleksje

/fot. Bartosz Siedlik/

Luty, 1993 rok. Studenci krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej pod opieką Krystiana Lupy wystawiają swój spektakl dyplomowy. Prawdopodobnie, to będzie ostatnie miejsce ich spotkania. Potem, rozstaną się i każdy pójdzie w swoją stronę. Ktoś z tej grupy zostanie wyjątkowo sławnym aktorem. Ktoś inny grać będzie w miejskich teatrach lub porzuci aktorstwo z przyczyn losowych, bo tego wymagało od niego życie. Aż pewnego dnia po ponad dwudziestu latach, powstanie pomysł ponownego spotkania i zagrania jeszcze raz spektaklu Maciej Korbowa i Bellatrix. Pomysł, który początkowo wydaje się śmieszny i trudny do zrealizowania szybko stał się priorytetem. Los, który miał nie połączyć już nigdy grupy studentów, decyduje inaczej. Małgorzata Maślanka, Barbara Szostek-Stonawski, Agnieszka Trzyna, Joanna Żurawska-Federowicz, Paweł Deląg, Tadeusz Łomnicki i Artur Rzegocki spotykają się na nowo, aby wraz z Krystianem Lupą zrekonstruować swój spektakl dyplomowy. Odkopać wspomnienia i cofnąć do lat młodości. Do obsady, całkiem przypadkiem, dołącza również Radosław Krzyżowski, w zastępstwie za jednego z byłych studentów, który nie zdecydował się wziąć udziału w rekonstrukcji sztuki.

Dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza podzielono na trzy części, z czego dwie pierwsze (Materia Pierwotna) zostały wyreżyserowane przez Krystiana Lupę, natomiast ostatnia (Materia Mityczna) przez Tomasza Węgorzewskiego, asystenta reżysera. Materia Pierwotna to odtworzenie minionego stanu. Podróż w przeszłość w strojach i scenografią dawną. To próba odkrycia nieznanej formy swojego człowieczeństwa, którą ma definiować sztuka. Bo ona jedyna jest tutaj potwierdzeniem wieczności. Postacie snują się po scenie, w całym jej rozgardiaszu, poszukując utartej niegdyś ścieżki. Śladów, które w ludziach pozostać powinny po ich dawnych doświadczenia, po dawnych stanach. Na siłę próbują przypomnieć rzeczy minione i przywrócić je na nowo. Wtoczyć do życia tak, aby nadały mu sens w tym zatracaniu i staczaniu własnej osoby. Każde działanie opiera się na omamach postaci wywołanych alkoholem i narkotykami pod wodzą Macieja Korbowy.

Spotkania organizowane przez Mistrza to próba przezwyciężenia życia, w którym wiara nie istnieje, a sen staje się wzorem. Bohaterowie na siłę próbują kreować własne życie, łączyć formę z treścią. Nazywają siebie efemerydami, istotami nietrwałymi, przemijającymi szybko i bez śladu. I nie wiedzieć, czemu przez sztukę i swoje artystyczne uniesienia tak właśnie się czują. Boją się dnia, wolą żyć w ciemności, w której odnajdują ukojenie, własne pragnienia i seksualność, którą manipulują dla własnego spełnienia i destrukcji. I to właśnie ostatni z elementów jest ich przekleństwem, ostatnią stacją i w końcu rezygnacją. Swoje ciało traktują, jako źródło władzy, które pozwala na manipulacje drugim człowiekiem. Takie postrzeganie pozwala dostrzec na scenie jedynie mistrza i zgromadzonych wokół niego poddanych. Dostrzec kreatora narkotykowego świata, który zapełnienia pustkę własnego „ja”.

Część trzecia stworzona przez Tomasza Węgorzewskiego to zupełne przeciwieństwo dwóch poprzednich. Tutaj wszystko opiera się na nowym ładzie. Teraźniejszym. Współczesnym. Jest próbą uchwycenia tego, co minione. Stworzeniem sztuki zgodnej z bagażem, którego dostarczyło życie. Przede wszystkim jest to cześć bezpośrednio pokazująca, że nic dwa razy się nie zdarza, że to, co widzowie widzą teraz nie jest tym, co zobaczyć można było w 1993 roku. Część Węgorzewskiego, Materia Mityczna to, najprościej mówiąc, rozrachunek z własną przeszłością aktorów. Jakby każdy z osobna, sam przed sobą, wyznawał własne życie i robił jego rachunek sumienia.

Maciej Korbowa i Bellatrix to sztuka trudna i wymagająca w odbiorze. Stwarza w człowieku jakiś dziwny stan. Trudny do uchwycenia i zdefiniowania. Przez widzów jest różnie odbierana. Niektórzy poddają się już na samym początku jej trwania. Inni, na siłę, próbują dotrwać do końca. A jeszcze inni przeżywają ją razem z aktorami, poszukując prawdziwego sensu i zrozumienia. Pomimo skrajnych reakcji, nie należy rozpatrywać Macieja Korbowy i Bellatrix w kategoriach: „Lubię to” lub „Nie lubię tego”. Tylko popatrzeć na spektakl w kategoriach rozrachunku z własnym człowieczeństwem i własną przeszłością. Bo spektakl, przede wszystkim, jest wielkim dokonaniem aktorów, którzy po tylu latach decydują się zagrać razem, wystawiając na otwartą krytykę. Grają, bo uważają, że to jest ich właściwa i jedyna droga. Nam widzom nie uda się zrozumieć ani fenomenu tego dokonania ani jego nagrody.

/fot. Bartosz Siedlik/
Maciej Korbowa i Bellatrix
Teatr Łaźnia Nowa
autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz
reżyseria i scenografia: Krystian Lupa
kostiumy: Piotr Skiba
asystent reżysera: Tomasz Węgorzewski
obsada: Małgorzata Maślanka, Barbara Szostek-Stonawski, Agnieszka Trzyna, Joanna Żurawska-Federowicz, Paweł Deląg, Tadeusz Łomnicki, Artur Rzegocki, Radosław Krzyżowski

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE