Bent, reż. Natalie Ringler

22:26

Kiedy do władzy dochodzą faszyści los homoseksualistów jest już przesądzony. Mają dwa wyjścia: albo uciekać albo poddać się systemowi, którego głównym zadaniem jest sprowadzenie ich na „właściwą drogę”. Osadzani w obozach koncentracyjnych, zmuszani do rzeczy podłych w końcu sami się łamią, błagając o śmierć. I jedną z tych osób staje się Max, bohater dramatu Bent

W paragrafie 175 niemieckiego kodeksu karnego z roku 1871 czytamy, że: Przeciwny naturze nierząd, do którego dochodzi pomiędzy osobami płci męskiej albo między człowiekiem i zwierzęciem, jest karany więzieniem, z możliwością utraty praw obywatelskich. Daleko posunięte w swoim brzmieniu prawo pozostawi na społeczeństwie jarzmo, którego skutki będą długotrwałe. Kiedy dochodzimy do lat 30. XX wieku, a faszyści zaczynają przejmować władzę w Niemczech paragraf 175 zaczyna stawać się częścią planu dążącego do eksterminacji homoseksualistów. Oskarżeni o zniszczenie rasy aryjskiej i nazywani „zgubną zarazą” stali się ofiarami władzy. Zsyłani do obozów przydzielani byli do najgorszych prac. Ich stopień w hierarchii był najniższy, porcje żywieniowe najmniejsze, a za zabicie jednego z nich współwięźniowie dostawali specjalne nagrody.

Ówczesne czasy sprawiły, że homoseksualiści stali się wrogiem systemu numer jeden. Zanim jednak do władzy doszedł Hitler mieli się całkiem dobrze. Nie zabraniano im wyrażać swoich poglądów, pozwalano walczyć o prawa dążące do równouprawnienia, a nawet zakładać kluby gejowskie, których w samym Berlinie było około stu. W takich właśnie czasach poznajemy głównego bohatera sztuki Bent w reżyserii Natalie Ringler, Maxa (Mariusz Drężek). Jego życie można nazwać sielanką. Poza imprezami mocno zakrapianymi alkoholem i seksem z przypadkowymi mężczyznami nie interesuje go nic. Żyje w swojej bańce mydlanej, oszukując i żyjąc na kredyt. Nieoczekiwanie, za sprawą nowej ideologii szerzącej się w państwie niemieckim, musi uciekać. Ukrywać się. Żyć jak wygnaniec. On kochający luksus i wygodę.

Historia Maksa mogłaby odnieść się do eksterminacji Żydów czy Cyganów. Jest na tyle wieloznaczna i wielowymiarowa, że los tego człowieka, jak i grupy do której przynależał, odzwierciedlić może losy poszczególnych osób, które poniosły śmierć w obozach koncentracyjnych. Lecz Natalie Ringler odcina się od tego wszystkiego i skupia wyłącznie na historii homoseksualistów. Na ich ciężkim życiu w okresie wojny, które nie jest wspominane, lecz zapomniane. Oni, którzy w obozach traktowani byli gorzej niż zwierzęta pozostają z boku opowieści na temat Holocaustu. W spektaklu, po raz pierwszy, stają się odrębną grupą, której pozwolono przemówić, której los zostaje wyszczególniony. W końcu, za sprawą tekstu Martina Shermana mogą coś głośno i wyraźnie powiedzieć. Oglądając spektakl Bent przed oczami staje całe okrucieństwo II Wojny Światowej. Zostajemy odpowiednio umiejscowieni i zmuszeniu do patrzenia na losy gejów żyjących w tamtych czasach. Ich odczucia i przeżycia wydają się być przejrzyste. Możemy je oglądać i analizować… i współczuć. Dostrzegać, że pośród wielu wojennych historii ich historia została zapomniana.

Najbardziej wstrząsająca w sztuce jest niechęć głównego bohatera do miłości. Boi się jej. Ucieka przed nią. A każdemu zakochanemu w nim mężczyźnie daje gorzki policzek. On jeden nie chce kochać nigdy, bo wie, że miłość pomiędzy dwoma mężczyznami nie istnieje. Zresztą, po co mu ona, kiedy dla niego najważniejsze jest martwienie się o samego siebie. Ten moment wyrzeczenia się prawdziwego uczucia w imię przetrwania czyni z Maxa innego człowieka. Wyrzuca z jego pamięci Rudego (Kamil Siegmund) – zakochanego w nim tancerza, a Horsta (Piotr Bulcewicz) – współwięźnia w obozie, który również zapałał do niego uczuciem – każe traktować jak wroga. Lecz w pewnym momencie i on się załamuje. To życie obozowe go łamie. Zaczyna buntować się przeciwko swoim wymyślonym ideom. Staje oko w oko z sobą przegranym i śmiercią. I ponosi ją kiedy traci wszystko co było dla niego cenne. Fascynująca jest ta psychika bohatera, który próbuje walczyć z systemem, i nawet zmuszany do rzeczy podłych nadal stawia opór. Chęć przeżyć za wszelką cenę, czyni go bezwzględnym. Potrafił zabić. Kiedy jednak zaczyna rozumieć, że miłość coś znaczy, łamie się i upada. Nie mogąc już powstać.

Poprzez liczne zabiegi Natalie Ringler uświadamia jak wielu rzeczy na temat homoseksualistów nie wiemy. Z jaką łatwością pomijamy rzeczy, które nas nie zajmują. Umiejętnie poprowadziła aktorów, którzy w spektaklu wypadli świetnie. I zarówno głównych bohaterów, jak i postacie poboczne grane przez Piotra Siwkiewicza i Macieja Wyczańskiego oglądało się z wielkim zainteresowaniem, czekając na ich kolejne posunięcia. Do tego funkcjonalna scenografia i dobrze dobrane kostiumy przez Anetę Suskiewicz dały poczucie dzieła totalnego wartego zobaczenia. A wszystkie z zabiegów użyte w sztuce uczyniły z niej dogłębną analizą społeczeństwa homoseksualistów tamtejszego okresu. Pokazując, jak wiele uprzedzeń z tamtych czasów przetrwało do dziś. Jak bardzo nasze myślenie się nie zmieniło i nie zmienia.

/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska/

Bent
tekst: Martin Sherman
reżyseria: Natalie Ringler
przekład: Rubi Birden
scenografia/kostiumy: Aneta Suskiewicz
muzyka: Piotr Łabonarski
choreografia/ruch sceniczny: Wiktor Korszla
reżyseria światła: Paweł Srebrzyński
obsada: Mariusz Drężek, Kamil Siegmund, Piotr Bulcewicz, Piotr Siwkiewicz, Maciej Wyczański

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE