Córka, reż. Natalia Fijewska-Zdanowska

16:10

Spektakl Córka wyreżyserowany przez Natalię Fijewską-Zdanowską błądzi po wielości tematów, próbując z każdego wydobyć coś ciekawego. Niestety, pomysł ten, ani przyświecająca mu idea, w żaden sposób nie sprawdza się na scenie. Powoduje jedynie rozmycie fabuły i pewne niezrozumienie w przytaczanych wydarzeniach

/fot. P. Szatkowski/

Przy szpitalnym łóżku spotykają się dwie kobiety. Jedna z nich, choć starsza już wiekiem, jest osobę żyjącą chwilą, barwną i pełną humoru. To artystka, niedbającą oto, co stanie się za chwile. Natomiast druga z nich jest jej zupełnym przeciwieństwem. W wypłowiałym swetrze, z pokorną miną, jawi się jako ktoś naznaczony przez los, cierpiący, nie mogący poradzić sobie z własnym „ja”. To spotkanie jest przypadkowe i prawdopodobnie nigdy by do niego nie doszło, gdyby Barbara (Joanna Żółkowska) w wyniku wypadku samochodowego nie straciła pamięci. Jej córka (Zuzanna Fijewska-Malesza) poczuwając się w obowiązku postanawia zająć się chorą matką, przynajmniej do momentu aż ta poczuje się lepiej.

Kobiety spoglądając na siebie ukradkiem, starają się nawiązać jakąś składną rozmowę, która być może okaże się najtrudniejszą w ich życiu. Początkowo nie mówią o niczym szczególnym, próbują ustalić przyczyny wypadku, najpotrzebniejsze fakty. Lecz im bardziej ich rozmowa zbacza na tematy rodzinne, panującą relację między nimi to sytuacja staje się coraz bardziej napięta. A na jaw zaczynają wychodzi przyczyny, które doprowadziły do tego, że matka z córką przestały darzyć się jakimkolwiek uczuciem. Zagłębianie się w ich wspomnienia ukazuje dwie różne wizje tego, jak one postrzegały siebie, swoje zachowanie i wspólne życie.

Pojawiające się w spektaklu wspomnienia bohaterek zaczynają mieszać się z czasami PRL-u, szykanowaniami ze strony partii, przypadkowym więzieniem, a w końcu z wyjazdem poza granice kraju. Historie te zaczynają lawirować po niebezpiecznych terenach walk solidarnościowych, które w tej sztuce wydają się kompletnie niepotrzebne. Córka, która początkowo miała ton humorystyczny, nagle zbacza w obszary polityczne pełne wątpliwości i pewnych niedomówień. Tracąc swój właściwy ton. Groteskowość mająca wyróżnić tę sztukę zniknęła, a zastąpiły ją wątki, które sprawiły, że spektakl się rozkleił i rozpadł na maleńkie kawałki. Wtedy już wszystko zaczęło przeszkadzać. Muzyka niedobrana prawidłowo, która zamiast być zwyczajną linią melodyczną, była piosenką niewłaściwą w swym brzmieniu i wykonaniu. Stroje, które do sytuacji scenicznej nie pasowały w ogóle. Kobieta leżąca na szpitalnym łóżku zamiast piżamy ma na sobie najlepszy kostium z mnóstwem biżuterii, a obok druga z bohaterek w szarawych kolorach przypominającą bardziej sprzątaczkę niż panią stomatolog.

Zuzanna Fijewska-Malesza, która wcieliła się w rolę córki zlała się z tą pustką i minimalizmem scenografii. W jej grze nie było nic zachwycającego, a postać jaką stworzyła była nad wyraz nijaka. Nie wyróżniła się niczym. Znajdowała się na scenie i starała po prostu grać – jakoś grać. A to jej „staranie” sprawiło, że sama rola Joanny Żółkowskiej została spłycona. I tego chyba najbardziej w tej sztuce szkoda, bo aktorka wcielająca się w rolę Barbary zagrała naprawdę dobrze. Widać było w niej to doświadczenie aktorskie, które poprowadziło postać po właściwych płaszczyznach. Rola, którą stworzyła, prawidłowo przerysowana, sprawiła, że widz mógł z uwagą śledzić swoje własne błędy i przywary życia. Niestety przez sam brak dopracowania sztuki na nic zdały się starania jednej aktorki, kiedy cała reszta zawiodła. Poczynając od reżyserii, a kończąc na reżyserii świateł.

/fot. P. Szatkowski/
Córka
scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska
muzyka i aranżacja: Filip Dreger
wokal: Zuzanna Fijewska-Malesza, Zosia Zdanowska
kostiumy: Beata Borowska
reżyseria świateł/konsultacja scenogragficzna: Mikołaj Malesza
obsada: Joanna Żółkowska, Zuzanna Fijewska-Malesza

Zobacz także

2 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE