Ja, Maria, reż. Stanisław Miedziewski

18:56

Powrót do przeszłości i rozrachunek z własnym życiem. Podniosłe mowy wygłaszane na łożu śmierci. Chęć przypomnienia sobie własnego szczęścia. I w końcu próba pokazania innego oblicza. Tyle można w skrócie powiedzieć o monodramie Ja, Maria poświęconemu życiu Marii Skłodowskiej-Curie, w którym głównym wątkiem staje się romans uczonej z Paulem Langevinem


Przedstawiona historia była dość burzliwa, a na happy end nie można było liczyć, zwłaszcza, że zdanie opinii publicznej zadecydowało o dalszych losach pary. Langevin był uczniem Piotra Curie, jego następcą w Szkole Fizyki i Chemii oraz wieloletnim przyjacielem Piotra i Marii. Kiedy wiadomość o romansie wyciekła do mediów nikt nie chciał w nie uwierzyć, tłumacząc, że bliska relacja tych dwojga spowodowana jest ogromną przyjaźnią, jaka ich łączyła. W tym jednak wypadku media nie skłamały i w końcu po długiej żałobie za mężem, Maria, odnalazła swoją drugą miłość. Żona Langevina, kiedy dowiedziała się o romansie zagroziła nawet Skłodowskiej-Curie, że jeśli nie zostawi jej męża w spokoju to ją zabije. Uczucie jednak było na tyle silne, że zakochani postanowili walczyć, a Paul rozwieść się z żoną. Z jego strony, brak jednak było konkretnych działań, bo raz wyprowadzał się z domu, a za chwilę do niego wracał. W końcu pod naciskiem opinii publicznej Paul złamał się i wrócił do żony. Na całą tę sytuację zareagowała także Szwedzka Akademia Nauk, która przyznała Marii Nagrodę Nobla po raz drugi i w związku z zaistniałą sytuacją nie chciała zaprosić jej na uroczystość wręczenia nagrody. Ale uczona, ani myślała prywatnego życia mieszać ze swoją działalnością naukową i na uroczystość pojechała.

Monodram wyreżyserowany przez Stanisława Miedziewskiego przedstawił krótki fragment z życia noblistki prezentując go w formie mowy na łożu śmierci. Pozbawiona sił kobieta leży na łóżku i targana dawnymi wspomnieniami zaczyna rozważać, co stało się w okresie jej romansu. Niczego nie żałuje, bo wie, że wtedy po długiej żałobie za mężem w końcu poczuła się szczęśliwa. Bolesne dla niej jest za to niezrozumienie ludzi. To, że ona, kobieta, nie mogła pozwolić sobie na szczęście. Zaczyna buntować się przeciwko wyższości mężczyzn nad kobietami i brakiem równouprawnienia. I tak w mowach wzniosłych próbuje sama ze sobą walczyć o prawo, które jej odebrano. Dziwił, i to bardzo, podniosły ton bohaterki, która ostatkami sił podnosi się z łóżka, ale co jakiś czas wzbudza w sobie kilka płomiennych uczuć, aby głośno przedstawiać swoje racje i stanąć na najwyższym z piedestałów mów retorycznych. Sam efekt stał się nierealny i komiczny. Mirella Rogoza-Biel, aktorka wcielająca się w Marię Skłodowską-Curie, tak przerysowała swoją postać, że trudno w niej było dopatrzyć się, chociaż cienia uczonej. Nawet scenografia całą sobą krzyczała o smutku i bólu, jaki bohaterka przeżywała, a nie zwracała się w kierunku walki o prawa dla kobiet. Łatwo domyślić się, że podniosły ton, miał rozbudzać ciekawość widzów (wyrywać z nudnych mów bohaterki), ale niedopasowano go do charakteryzacji aktorki i stworzonej scenografii. To zaburzyło wszystko, a w szczególności odbiór i uwagę widza. 


Ja, Maria
Teatr Jednego Aktora
reżyseria: Stanisław Miedziewski
scenariusz: Mirosława Szawińska
obsada: Mirella Rogoza-Biel

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE