Historia Jakuba, reż. Ondrej Spišák
11:00Byłam wręcz pewna, że na scenie Teatru Żydowskiego dzieło to okazałoby się fenomenem. Tutaj czułam lekki niepokój przed tym co mnie czeka, co może się zdarzyć. Ondrej Spišák, reżyser, bez wątpienia nie miał takich trwóg, nie bał się tego brzemienia, które mogło okazać się nie do przebicia. Tej spuścizny wydarzeń z getta. Odważył się przenieść historię Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela na scenę zachowując prawdziwy rys tej postaci
Tę historię już raz usłyszałam ze sceny. Mianowice podczas premiery spektaklu Matki w reżyserii Pawła Passiniego w Teatrze Żydowskim, kiedy to Romuald Jakub Weksler-Waszkinel wyszedł na scenę by opowiedzieć o swoim życiu. O swojej matce. A właściwie to o dwóch kobietach, które tymi matkami się stały. Pierwsza, urodziła go w getcie i oddała w ręce jakieś katoliczki błagając o pomoc. Druga go uratowała od śmierci, przyjęła i wychowała. Według własnych zasad i religii. Nigdy nie wspomniawszy, że nie jest jej biologicznym synem. Marian, bo tak nazwano owe dziecko dorastał w szczęśliwej rodzinie, która jak żadna inna o niego dbała. Dorastał do swojego przeznaczenia, żeby w końcu, zgodnie z przepowiednią jednej z matek, zostać księdzem. Tak się też dzieje, a obietnica o tym, że Marian wybierze Boga zostaje spełniona. Lecz wtedy mężczyzna nie wie jeszcze, że jest Żydem. Kiedy prawda wychodzi na jaw, postanawia bliżej poznać swoje korzenie. Próbuje stać się Żydem. Żyć tak jak oni z tym, że sutanny nie zamierza porzucić. Jego historia daje początek dziełu Tadeusza Słobodzianka Historia Jakuba, którą Ondrej Spišák przenosi na deski Teatru Dramatycznego.
Sztuka ta bardzo silnie kreśli życiorys Romualda Jakuba Wekslera-Waszkinela, wspominając jego wczesne dzieciństwo, opisując dokładnie bliską rodzinę oraz drogę jaką musiał przebyć, żeby odkryć swoje prawdziwe korzenie. Na tym rzecz można by było zakończyć. Lecz Historia Jakuba posuwa się dalej. Nie w swoich opowieściach, a ramach i strukturach. Rozszerza się znacznie, stawiając tuż obok życiorysu głównego bohatera wiele pytań, zagadnień i spraw związanych z kościołem, religią, chrześcijaństwem. A przy tym stając się na tyle opowieścią uniwersalną, że nie pozbawioną wątków silnie zakorzenionych we współczesności. To dało tę możliwość interpretacji dzieła na szerokich pasmach. Możliwość spojrzenia na nią z innej perspektywy, zarówno ludzi wierzących, jak i tych odcinających się od religii. Tak, że każdy mógł doszukiwać się w niej jakiejś prawdy dla siebie. Nie przeczę, że było wiele spraw, które uderzały w któreś z tych spostrzeżeń. Momentami chciało się przerwać poszczególne sceny, wyjść, krzyknąć. I choć mnie bardziej uderzało to ze strony osoby, która z religią niewiele ma wspólnego, to wyobrażam sobie, że tak samo działało to również i w drugą stronę. Bo nie wyobrażam sobie, że wokół wydarzeń na scenie można by było przejść inaczej. Dotykanie tej współczesności, o którą przecież taki bój się dziś toczy wywoływało wiele emocji. Często bardzo skrajnych. Z tą wiedzą, że widz doskonale zdawał sobie sprawę, że wszystko to co dzieje się na scenie nie jest zbiorem przypadkowych i zmyślonych scen, a prawdą zaczerpniętą z życia. I można było próbować się z tym nie zgadzać, odsuwać te prawdy od siebie, jednak ostateczny wynik był taki, że wydarzenia ze sceny i tak stały się rzeczywistością.
W roli głównego bohatera zobaczymy Łukasza Lewandowskiego, który z niesamowitą pokorą buduje swoją postać. Mamy bohatera, który jest wyciszonym i zamkniętym w sobie człowiekiem, posłusznym, choć momentami potrafi walczyć o swoje, który przyjmuje pewną drogę narzuconą społecznie i podąża za głosem, jaki inni mu podpowiadają. Mimo jednak wszystko stara się zachować przy tym własne poglądy i racje. Nie jest to łatwe zwłaszcza, że już droga, którą wybiera wiele od niego wymaga. Ale Łukasz Lewandowski, chyba miał poczucie tego w jaki sposób funkcjonuje jego bohater. Wiedział, jak w tym świecie katolicyzmu i judaizmu się odnaleźć. Jak połączyć tak sprzeczne ze sobą światy. My już wiemy, że Romualdowi Jakubowi Wekslerowi-Waszkinelowi się udało, bo nie trudno przecież wykorzystując wyszukiwarkę google sprawdzić kim ta postać jest. Ale Lewandowski musiał zagrać tak, jakby tego nie wiedział, jakby jego postać dopiero na scenie się rodziła. Powstawała od zera. I tak, też gra, roztaczają przed widzem obraz człowieka, który poszukuje własnej tożsamości oraz osoby, która wierząc w zupełnie inne prawdy musi mierzyć się z wieloma przeciwnościami i złem świata dzisiejszego. Gra aktora może nie do końca jest tutaj doskonała, może czegoś jej brakuje, ale bez wątpienia Lewandowski kawał dobrej roboty robi na scenie, roztaczając wokół granej przez niego postaci to widmo prawdy, które przecież powinno dla widza być oczywistością, a często nie jest. Poza tym, mimo że sztuka grana jest na wielu aktorów to staje się monodramem, który Lewandowski przyjmuje na swoje barki i gra z niebywałym wdziękiem.
Ta historia w tym wszystkim, w tych różnych opowieściach, roztaczanych wątkach, staje się po prostą przypowieścią. Tak samo jak bohater, pouczającą i przepełnioną pokorą. Reżyser idealnie odnajduje się w tym klimacie, w obrazie który Słobodzianek stwarza w tekście. Umiejętnie radzi sobie z materią, którą otrzymuje, wkładając ją przy tym do ram dość jasnych i klarownych. Bo już sama scena, a właściwie jej scenograficzna przestrzeń nabiera takiej uniwersalniości, że po pierwsze jest w stanie dostosować się do każdego etapu życia bohatera, z drugiej zaś strony potrafi mierzyć się z problemami, które ten spektakl stwarza. A przy tym pozostać prostą konstrukcją o surowym wnętrzu, które powinno wywoływać konkretne emocje u widza. I chociaż ostatecznie każdy wykorzystany przez reżysera zabieg okazuje się być dobrze użytym i przemyślanym to są momenty, że ten spektakl staje się po prostu nudny. Zaczyna się dłużyć. Sprawia, że zamiast skupiać się na scenie widz zaczyna rozpływać się nad jakimiś własnymi myślami. I faktycznie jest tak, a szczególnie już w drugiej części, że ma się dość i chce się jak najszybciej widownię opuścić, że zmęczenie które pojawiło się przed przerwą niesamowicie daje się we znaki po niej. Że zaczyna się negatywie odbierać wszystko co dzieje się na scenie. Ale kiedy nastąpi to trzaśnięcie drzwiami (którego można spodziewać się w zakończeniu), opuści się widownie to może zdarzyć się tak, że wielu po prostu zastanowi się nad tym, co zobaczyło na scenie. Że ten spektakl okaże się dla nich czymś więcej niż tylko opowieścią, którą powinno się przeżyć. A w innych pewnie do końca pozostanie zaś jakiś niesmak. Może pustka. Może brak.
Historia Jakuba
tekst: Tadeusz Słobodzianek
reżyseria: Ondrej Spišák
scenografia, kostiumy: Szilárd Boraros
współpraca kostiumograficzna: Aneta Suskiewicz
muzyka: Piotr Łabonarski
reżyseria światła: Andrzej Król
drugi reżyser: Anna Gryszkówna
konsultacje wokalne: Malgorzata Hauschild
ruch sceniczny: Anna Iberszer
kierownik produkcji: Rafał Łukasz Renner
obsada: Łukasz Lewandowski, Małgorzata Rożniatowska, Izabela Dąbrowska/ Magdalena Smalara, Zbigniew Dziduch, Magdalena Czerwińska/Marta Król, Marcin Sztabiński, Otar Saralidze
*Premiera spektaklu odbędzie się w ramach Festiwalu Nowe Epifanie / Gorzkie Żale 2017.
0 komentarze