Mąż i żona, reż. Jarosław Kilian

11:04

Zamożne mieszczaństwo się bawi, a świat idzie do przodu. Lecz oni tego nie widzą pochłonięci własnym życiem i jego błahymi problemami. Wacław, Elwira i Alfred to w ich (zda się) idealne życie wejdziemy. Poznamy ludzi na wysokim poziomie, którzy tak właściwie poza mury własnego domu i towarzyskich spotkań nie zauważają i nie doceniają niczego. I gorzki to będzie obraz, bo w pewnym momencie czas się zatrzyma, zatrzyma i swojego odbiorce, aby ten z dokładnością przyjrzał się temu ostatniemu tańcu, który cała trójka wykona wspólnie. Lecz na własny rachunek i własne konto, bo ich egoizm i zapatrzenie w siebie nie pozwoli na zawiązanie prawdziwej i trwałej relacji

/fot. Magda Hueckel/

To prawdopodobnie w 1821 roku Aleksander Fredro napisał sztukę Mąż i żona. Dzieło, które spotkało się z niemałą krytyką, a wszystko dlatego że przedstawiło świat rozpusty i wiecznych zdrad. Świat, w którym bohaterowie nie ponoszą żadnych konsekwencji za czyny, których się dopuszczają. Bo postacie, które w dramacie się pojawiły całkiem dobrze się miały. Jarosław Kilian, który podjął się inscenizacji niewiele w tym dziele zmian zaprowadził. Oczywiście, jeśli chodzi o strukturę tekstu. Bohaterowie byli wierni pierwowzorom, a język Fredry pozostał nietknięty. Co jednak będzie tutaj zaskakujące przyjął się na scenie bardzo dobrze, a nawet ożył na nowo. I przyjemnie słuchało się rozmów bohaterów, którzy mówili tym dawnym językiem. Bo to dzięki nim stał się on bardzo współczesny i łatwo przyswajalny, choć wyobrażam sobie, że nie było prostym zadaniem tchnąć w fredrowski tekst nowe życie.

Lecz w sztuce Mąż i żona pewna zmiana zajść musiała, żeby za pierwowzorem już nie podążać tak wiernie. Zmienił się czas i miejsce dziejących wydarzeń. Teraz jesteśmy w Warszawie. W okresie międzywojnia. Nie trudno domyślić się, że nie cofniemy się w inny wiek, a zastaniemy w czasach bardzo nam znajomych. Po pierwsze odnajdywać Warszawę tamtego okresu będziemy w strojach bohaterów (Dorota Kołodyńska przygotowała niezwykłe kostiumy, zwłaszcza te które przyszło założyć Marcie Kurzak). Po drugie w rekwizytach, które aż prosić się będą o umiejscowienie ich w tej konkretnej przestrzeni. W końcu w piosenkach, które na scenie usłyszymy. Zwłaszcza w niezwykłych utworach Eugeniusza Bodo. Czas tych wydarzeń będzie istotny, ponieważ stanie się idealnym rozwiązaniem całości dramatu i podsumowaniem dziejących się wydarzeń.

Ale o czym usłyszymy ze sceny? O pewnych małżeńskich trójkątach, a może i czworokątach (?). Mamy Wacława (Maksymilian Rogacki) uważającego się za największego przystojniaka w mieście, bożyszcze wszystkich kobiet, w końcu mężczyznę udającego wiernego męża. Ale prawda jest taka, że lubi i to nie wracać na noc do domu i to zabawiać się ze swoją służącą Justysią (Lidia Sadowa). Mamy też Elwirę (Marta Kurzak), jako jego kochającą, oddaną i pobożną żonę, która z kolei zabawia się z najlepszym przyjacielem Wacława, Alfredem (Piotr Bajtlik). Tylko, że i on za kochankę nie tylko ma Elwirę ale i Justysię i wiele innych pań w mieście. Relacje między bohaterami zaczynają się zawiązywać, a intryga urastać do wymiarów niemożliwych, kiedy to Justysia zacznie mieszać w życiu wszystkich, wykorzystując nawet do swojego niecnego planu lokaja (Tomasz Błasiak). Zadzieje się na scenie dużo, zwłaszcza że akcja będzie wartka, a wybory i decyzje bohaterów dość nieprzewidywalne.

Głośno przyklasnęłam tej inscenizacji i zachwycona byłam bardzo, że taką oto sztukę poczyniono na scenie. Z takimi aktorskimi kreacjami. Bo to dzięki ich grze każda z postaci ożyła na scenie. I do tego miała bardzo wyraźny komediowy rys. Piotr Bajtlik niemało musiał nabiegać się po scenie, żeby w pełnej krasie zaprezentować swojego Alfreda. Wielkiego podrywacza. Ale robił to z niemałym wdziękiem i umiejętnością. Marta Kurzak i Lidia Sadowa sprawdziły się w roli dam oddanych i wiernych słusznej sprawie, a do tego potrafiących usnuć nie jedną a kilka intryg jednocześnie. Wacław, w którego wcielił się zaś Maksymilian Rogacki, idealnie pokazywał jakim to bezmyślnym paniczem można być, wierząc w swoje męskie cechy i zdolności. I w końcu Tomasz Błasiak w roli lokaja, który pięknie zagrał na fortepianie i do tego zaśpiewał, który ukryje wszystkie targające nim emocje i ze skamieniałą twarzą poruszać się będzie w tym zawiązanym świecie intryg. I co by nie mówić to tak właściwie on na tej intrydze wyjdzie najlepiej.

/fot. Magda Hueckel/
Mąż i żona
autor: Aleksander Fredro
reżyseria: Jarosław Kilian
scenografia: Dorota Kołodyńska
kostiumy: Dorota Kołodyńska
ruch sceniczny: Iwona Runowska
projekcje: Jagoda Chalcińska
reżyser światła: Mirosław Poznański
opracowanie muzyczne: Jarosław Kilian
dekoracje dźwiękowe: Andrzej Brzoska
asystent reżysera: Tomasz Błasiak
obsada: Maksymilian Rogacki, Marta Kurzak, Piotr Bajtlik, Lidia Sadowa, Tomasz Błasiak

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE