Dziecię Starego Miasta, reż. Cezi Studniak

08:27

Cezi Studiak pokusił się o inscenizację, która przesiąknięta jest nieograniczoną ilością symboli i metafor. Są one jednak na tyle czytelne, że nie sposób zagubić się w intencji reżysera, a tym bardziej pomieszać jego licznych pomysłów i odczytywać dzieło w zupełnie innym kierunku niż to iść powinno. Bo obraz w spektaklu Dziecię Starego Miasta jest idealnym pastiszem czasów w jakich przyszło nam żyć. I kraju w jakim przyszło nam mieszkać


Sztuka ta stała się dla mnie kompilacją utworów Marii Peszek: Polska A B C i D oraz Sorry Polsko. A gdzieś tle wybrzmiał również film Kuby Czekaja Baby Bump. Pozwolę sobie zacząć od utworu filmowego, bo to on dał mi podstawę do nakreślenia głównego bohatera. Widząc relację Franka (Dawid Rafalski) z jego matką widziałam trud dojrzewania. Problemy dorosłego już mężczyzny, który wychowywany bez ojca nie do końca umiał nakreślić sobie właściwy obraz świata. Matka (Jolanta Olszewska) wpierała mu swoje wartości i tak silnie uzależniła syna od siebie, że ten gotowy był pójść za jej każdym słowem, nawet pokusiłby się porzucić własną żonę (Ewa Jakubowicz) gdyby tak było trzeba. Lecz ta relacja nie zamyka się wyłącznie w psychicznej więzi tych dwojga, ale również w mocnej więzi bliskości i uzależnienia fizycznego. Przyjdzie taki moment w spektaklu, że wybrzmi to bardzo silnie. Wybrzmi tak, że jasne stanie się dlaczego Franek gotowy jest walczyć za swój kraj.

Relacja ta jest prawdziwa dla matki i syna, sztuczna zaś dla ludzi, którzy ich otaczają nikt nie jest w stanie zrozumieć, co powoduje, że oni jednak gotowi są oddać krew za Polskę i za nią też zginąć. Na tej płaszczyźnie zaczną się też spierać różne ideologie. Świat intelektualistów i klasy mniej wykształconej, świat młodych i starych, świat wierzący w wojnę i ten miłujący pokój. A każdy z nich odzwierciedli się w poszczególnych postaciach. Mariusz Drężek zagra byłego wojskowego, który kiedyś był gotowy walczyć za Polskę, teraz już wie, że ta walka nie prowadzi do niczego, że prędzej zgubi człowieka niż ocali świat. Franek stanie w opozycji i zacznie wygłaszać swoją wiarę w to, że dla kraju warto umrzeć. Marcin Januszkiewicz, jako student jednego z niemieckich uniwersytetów woli uciec z kraju niż oddawać swoją krew za wartości, których tak właściwie w sobie nie ma. Żona Franka nie do końca zaś wie, którą z dróg podążyć, bo z jednej strony ma męża, którego kocha, z drugiej własne życie. Jest jeszcze postać, w którą wciela się Wojciech Brzeziński, postać która z boku przygląda się dziejącym wydarzeniom i relacjom bohaterów, aby w końcu zejść do nich i spróbować jakoś te ich wierzenia pogodzić. Staje pomiędzy wszystkimi starając się znaleźć jakiś wspólny punkt, który mógłby każdego z bohaterów zaangażować w walkę (i to nie koniecznie krwawą), wspólną sprawę. Pozwolić im działać razem, a nie bić się oto kto z nich ma rację. Jest on jednak z góry skazany na przegraną, bo każdy z bohaterów tak silnie wierzy we własne ideały, że nie jest w stanie poświęcić ich dla innej sprawy. A kraj w którym żyją przez tę niezgodę powoli będzie upadał, bo wychował ludzi którzy potrafią tylko kłamać i udawać. Kreować się w większości na dobrych lub religijnych z potrzeby akceptacji w środowisku.

W sztuce tej największy głos zabierze jednak Matka Boska (Małgorzata Rózniatowska). Usadzona na wielkim tronie w otoczeniu kwiatów, co jakiś czas błyszczeć będzie i wypowiadać się w „słusznej sprawie”. Nie zobaczymy w niej kobiety znanej z podań biblijnych i tych powielanych przez kościół. Nie będzie ona też kobietą przepełnioną miłosierdziem. Siedząc na swoim piedestale marzyć będzie tylko o tym, żeby z niego w końcu zejść i odpocząć. Bo tak naprawdę ona będzie kochać i nienawidzić jednocześnie wszystkich i wszystko. Cezi Studniak tworzy wizerunek kobiety, która przygląda się tym wszystkim ludziom wznoszącym do niej prośby i wymierza im siarczysty policzek. Ma dość ich obłudy i kłamstw. Fałszywości, którą sobą prezentują. Nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego w potrzebie uciekają się do niej, a kiedy wszystko jest dobrze zapominają. Obraz ten nie jest jednak prześmiewczy, choć za taki może uchodzić. Broń tutaj Boże, ludzi którzy tak pomyślą. Przedstawiony obraz Matki Boskiej miał w końcu uświadomić prawdę o większości polskiego społeczeństwa. Zwłaszcza teraz, w czasach wielkich politycznych walka i utarczek ideologicznych, w których to kościół próbuje stać się głosem mędrców.

To co w ostatecznym rozrachunku stanie się z obrazem Matki Boskiej uświadomić powinno, że fałszywość postaw jaki w człowieku się pojawiają, jest silniejsza od dobroci i prawdy, którą niby kierować się próbuje. My udajemy. My kreujemy. My już nie potrafimy być prawdziwi. My wolimy podążać za tym co obecnie jest w modzie, za głosem który obecnie dominuje w kraju. Wolimy się zamykać, bo tak nam wygodniej. I kiedy patrzę na postać studenta widzę jak odbija się w nim cała nasza bezsilność. Bo ci, którzy chcieliby stanąć w opozycji wolą wyjechać, stłamsić swoje poglądy. Nie pójdą na otwartą walkę, bo boją się odrzucenia i wykluczenia społecznego. I chociaż ta grupa wydaje się mieć najlepsze spojrzenie na współczesność, słuchana nie jest, bo jej głos to mniejszość.

Straszny był to obraz, w którym na scenie wyrysowała się Polska. Najprawdziwsza wizja kraju, która jest teraz, która zdarzyć się może w przyszłości. Ale też taka, która już kiedyś była. Niestety, społeczeństwo nie jest w stanie docenić, że historia kołem się lubi zataczać i jeśli nikt nie wyniesie z tego żadnej nauki to znowu zdarzyć się może czas walk i najazdów. Człowiek dzisiejszy żyjący w takim dobrobycie poza sobą nie widzi już przecież nic. I nie ważne staje się jaką opcje wybierze, bo zrobi to kierowany własną chciwością i własnym ego. Żeby to jemu było dobrze, żeby to on był doceniony. Cezi Studiak pokazuje jednak, że żadna z danych postaw nie jest właściwa, bo każda jest bezmyślna i źle przemyślana. Franek, który pójdzie walczyć za swój kraj, wróci z tej wojny jako wrak człowieka, który już zapomniał dla jakich idei się poświęcił. Ale dopiero w tym momencie zacznie żałować swoich czynów, bo wie, że bez ręki nie będzie już w stanie zawalczyć kolejny raz. Żałuje, że nie słuchał starszych kiedy mówili mu, że ten sposób nie jest wart własnego życia. Zaczyna to rozumieć jednak o wiele za późno.

Zaczyna w tej sztuce boleć też nasza polskość, rozumiana na wiele sposobów. Czuć tutaj żal za patriotami i za tymi co w kraj wierzyć nie potrafią. Żal za ludźmi, którzy walczą i tymi, którzy zaszyć się wolą we własnym domu, Tak właściwie boli w tym spektaklu wszystko. A do prezentowanych postaw bohaterów, chociaż przeglądniemy się w nich jak w lustrze, czuć zaczniemy pewną sympatię i nienawiść jednocześnie. Trudno będzie godzić się z prezentowanymi ideami i postawami. Trudno będzie oswajać się z myślą, że świat jaki na scenie został wykreowany jest światem prawdziwym, realnym. Tym, w którym żyjemy, a żyć nie chcemy. I dlatego ja z żałością opuściłam ten spektakl, bo zrozumiałam swoją bezmyślność i to jak wiele schematów powielam. Ukłon w stronę reżysera, który dzieło Józefa Ignacego Kraszewskiego uczynił obrazem współczesnej Polski, a dla tła swojej opowieści wybrał historię (co odbija się w obrazach zapełniających scenografię). I za to, że pokazał, że „szablą i mieczem” nie wszystko da się ocalić, że ucieczka przed niektórymi czynami jest najgorszą z możliwych dróg. I w końcu za to, że jak nikt spróbował pokazać ludziom własną głupotę i obłudę.

/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska/
Dziecię Starego Miasta
reżyseria: Cezi Studniak
adaptacja i dramaturgia: Michał Pabian
scenografia: Michał Hrisulidis
kostiumy: Katarzyna Adamczyk
muzyka: Krzysztof Wiki Nowikow
skrzypce: Anna Ziółkowska
obsada: Małgorzata Rożniatowska, Jolanta Olszewska, Ewa Jakubowicz, Dawid Rafalski, Marcin Januszkiewicz, Mariusz Drężek, Wojciech Brzeziński

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE