Mimo wszystko, reż. Waldemar Śmigasiewicz

07:58

Spektakl Mimo wszystko w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza to przejmująca opowieść o życiu wielkiej artystki Sary Bernhardt. Maja Komorowska i Wiesław Komasa, którym przyszło to dobiegające do końca już życie kobiety celebrować dają popis aktorskiego wdzięku i precyzji. Ich gra odzwierciedlać będzie każdą emocje postaci, w którą przyszło się im wcielić. A relacja jaka połączy tę dwójkę poniesie się nie tylko po scenie, ale również po całej widowni

/fot. Michał Englert/

Przyglądając się życiu Sary Bernhardt ciężko odnaleźć w kobiecie siedzącej na przeciwko widza wielką aktorkę i artystkę, wielką buntowniczkę i wojowniczkę. Wielką postać, której całe życie podporządkowane było blichtrowi i sławie. Przed nami usiądzie starsza już kobieta (Maja Komoowska), która całą sobą krzyczeć będzie wręcz o chwilę uwagi. Pragnąć będzie kolejnej roli, kolejnej sceny, kolejnego spektaklu. A potem długich braw i owacji na stojąco. Nic takiego się jednak nie dzieje, a w tych ostatnich już zda się czasach towarzyszyć jej będzie jedynie Pitou (Wiesław Komasa), którego wyznaczono nie jako powiernika wielkiej damy, lecz jako osobę, która ma spisać jej wspomnienia. Może wyłącznie po to, aby świat o wielkiej Sarah Bernhardt nie zapomniał. Maja Komorowska i Wiesław Komasa stworzą na scenie duet idealny. Nie sposób będzie przejść obok ich postaci i ich samych obojętnie. Przejmą wszystkie cechy bohaterów i na scenie staną się po prostu nimi. A każdy odgrywać będzie swoją rolę w tym sztucznie stworzonym przez Boską Sarah świecie. I mimo, że sztuka dotykać będzie dość bolącego problemu, dobiegającej do końca egzystencji i walki o wieczny byt na świecie, to przez postacie które kreślić się będą na scenie zobaczymy tragikomedię. Widzowie będą mogli głośno się zaśmiać z relacji jaka łączy Sarah i Pitou, a potem nawet gorzko zapłakać nad losem głównej bohaterki.

Słowa, które płyną od bohaterki są dość chaotyczne. Są kilkoma myślami jednocześnie wyrwanymi z różnych etapów życia aktorki. Są wspomnieniami z odległej przeszłości, która i jej zaczyna powoli uciekać z pamięci. Fenomenem jest to, że przytaczane fragmenty nie są dokłądną opowieścią o życiu Sary. Reżyser skupił się wyłącznie na paru historiach, a całą resztę oprze na ostatnich momentach życia aktorki. Celowo pokazując, że na końcu tej drogi nie ma już ani sławy, ani podziwu. Boska Sarah siedzi na tarasie i wpatrując się w promienie słońca przywołuje Pitou, aby ten dotrzymał jej towarzystwa i razem z nią rozegrał pewien spektakl. Bohaterka się nie poddaje i mimo wielkiego już ciężaru doświadczeń na swoich barkach wciąż nie chce zejść ze sceny. Ona scenę kochała. Ona sceną żyła. Dlatego w tych ostatnich chwilach życia, chce czuć, że znowu jest w miejscu, które tak bardzo ukochała. Wciąż jednak w duszy Boskiej Sarah tlić się będzie nadzieja na to aby znowu być wielką aktorką, aby znowu grać, aby znowu być docenioną. I chociaż tego docenienia szuka wyłącznie u Pitou to przez jego pryzmat zobaczyć możemy jak dalece życie odbiega od tego czego oczekiwać od niego będziemy. I każdy kto, życie Sary Bernhardt znać będzie lepiej zobaczy, ze to co płynąć będzie ze sceny to nieustanna walka o siebie. Walka, którą tak naprawdę toczymy na różnych etapach życia. Bo przecież zawsze, tak jak Sarah, staramy się o chwilę uwagi i docenienia. Z tym, że kobieta znalazła się w punkcie bez wyjścia, na scenę nie ma już szans wrócić czeka tylko na swój koniec, z którym - jak sami widzowie zobaczą - godzi się godnie.

/fot. Michał Englert/
Mimo wszystko
autor: John Murrell 
przekład: Mira Michałowska, Irena Szymańska
reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz 
scenografia: Maciej Preyer 
muzyka: Krzesimir Dębski
obsada: Maja Komorowska , Wiesław Komasa

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE