Przypadki się zdarzają. Wywiad z Anną Oberc

07:15


Otwarcie sezonu to spektakl, którym zadebiutowała na deskach Teatru Kwadrat. I jak sama wyznała, od zawsze chciała w nim zagrać: - Naprawdę, bardzo cieszyłam się z takiego rozwoju sytuacji, bo kompletnie się tego nie spodziewałam. To pokazuje, ża czasami wystarczy po prostu determinacja, a Anna Oberc bez wątpienia ją ma. I na tym nie zamierza poprzestać, bo przed nią kolejne wyzwania i projekty. Ale, żeby choć trochę ją poznać trzeba cofnąć się wstecz i jak zobaczyć to się stało, że w ogóle wyszła na scenę i jaki udział w tym wszystkim ma krakowski Teatr STU

/fot. Weronika Kosińska/

Agnieszka Kobroń: Jakieś plany na nowe otwarcie sezonu?
Anna Oberc: Teatralnie na razie nie zapowiadają się żadne większe zmiany. Wracam do Teatru Kwadrat ze spektaklem Otwarcie sezonu w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. A potem, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, szykuje się kolejna sztuka z moim udziałem. Nie mogę jeszcze powiedzieć nic konkretnego, bo tytuł i obsada wciąż się ustala. Ale prawdopodobnie w styczniu albo lutym czeka mnie kolejna premiera.
Jeśli pytasz o jakieś plany telewizyjne to tutaj też muszę powiedzieć, że coś się szykuje, ale dopóki nie wejdę na plan nie mogę nic zdradzić.

Widziałam, że w nowym sezonie grasz jeszcze w Teatrze Kamienica.
Tak i tu też jest kolejny powrót. Wracamy ze spektaklem Jak się kochają w niższych sferach w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza. Ale ten spektakl gramy od 2012 roku. W sumie, to już pięć lat… I prawdopodobnie powoli będziemy żegnać się z tytułem, bo ciężko jest zebrać sześciu aktorów pracujących w różnych miejscach, w różnych teatrach. Więc jeśli ktoś jeszcze nie zdążył zobaczyć spektaklu, to koniecznie niech odwiedza Teatr Kamienica.

Tak jak mówisz przychodzi nowe, pojawiają się kolejne projekty. Nie będziesz tęsknić za tymi starymi?
W życiu każdego aktora przychodzi pora na zmiany i nowe rzeczy. Dla mnie to jest czas na złapanie oddechu i zastanowienie się nad kolejnymi zawodowymi projektami. Można oczywiście wziąć całe mnóstwo nowych zleceń, i wiele osób tak robi, ale szybko okazuje się że najzwyczajniej w świecie brakuje na nie czasu. I wtedy przychodzi ten moment, że trzeba zacząć odmawiać. A ja jestem bardzo lojalna i rzetelna i jak mówię, że coś zrobię to to robię, bo nie lubię zawodzić osób które mi zaufały. Mówiąc szczerze, byłoby mi głupio w takim momencie.

Dzięki twoim wyborom możemy oglądać cię w Teatrze Kwadrat, ale jak to się stało, że dołączyłaś do obsady?
Nie ukrywajmy, że Teatr Kwadrat jest miejscem, które bardzo lubię i cenię i od zawsze chciałam w nim zagrać. Okazja zdarzyła się całkiem przypadkowo, kiedy spotkałam się z dyrektorem teatru, Andrzejem Nejmanem. W trakcie rozmowy powiedziałam mu, że z przyjemnością zagrałabym u niego w teatrze, a on od razu wyszedł z propozycją. Naprawdę, bardzo cieszyłam się z takiego rozwoju sytuacji, bo kompletnie się tego nie spodziewałam. Teraz tak sobie myślę, że to moja determinacja zawiodła mnie w to miejsce. I mam nadzieje, że rolą w sztuce Otwarcie sezonu zaznaczyłam swoją obecność w Teatrze Kwadrat dość wyraźnie (śmiech).

Jak wcześniej rozmawiałyśmy powiedziałaś, że zależało ci na tym żeby zagrać u boku Ewy Kasprzyk i Daniela Olbrychskiego.
Oczywiście, że tak. Zresztą z Danielem Olbrychskim spotkaliśmy się już na scenie, a dokładniej w Teatrze STU w sztuce Król Lear. On grał mojego ojca - tytułowego bohatera, a ja byłam jego wredną córką Gonerylą. I to było dla mnie bardzo poważne przedstawienie, chyba jedno z mocniejszych w moim życiu. Graliśmy je razem cztery lata. Później, spektakl zszedł z afisza, bo przyszły nowe projekty i ciężko było to wszystko pogodzić. Ale warto zwrócić uwagę też na fakt, że Król Lear jest na tyle wymagającym i trudnym spektaklem - dla nas aktorów zwłaszcza, że w pewnym momencie ciężko jest unieść jego ważność, po prostu czuć zmęczenie. Ale jak widzisz nowe projekty spowodowały, że po kilku latach spotkaliśmy się z Danielem po raz kolejny w pracy, w sztuce Otwarciu sezonu właśnie.

Jaki to był powrót?
Zabawny. Bo znowu poczułam się, jakbym dopiero co skończyła szkołę teatralną i ktoś dał mi szansę zagrania u boku ikony kina (śmiech). Uwielbiam Daniela Olbrychskiego jako aktora i jako człowieka i co by nie mówić wielką przyjemnością jest dla mnie być z nim na jednej scenie. Zresztą tak samo jest z Ewą Kasprzyk. Jakby ktoś w dzieciństwie powiedział mi, że wystąpię w jakimś spektaklu z tą panią z Kogla-mogla to bym w życiu nie uwierzyła, bo przecież aktorką nigdy nie chciałam być. A teraz, aż sobie sama zazdroszczę (śmiech).

/Otwarcie sezonu reż. Waldemar Śmigasiewicz, fot. Teatr Kwadrat/
Teatru STU dość mocno odcisnął się w twojej karierze zawodowej. To na jego scenie debiutowałaś.
Teatr STU jest dla mnie niezwykle ważny. Takie moje miejsce na ziemi, kolebka z której wyszłam. Już w nim nie gram, ale wciąż traktuję go jako swój drugi dom. Naprawdę doceniam Krzysztofa Jasińskiego, który uwierzył we mnie i dał mi szansę. Byłam przecież młodziutką dziewczyną z jeszcze nieudokumentowanym doświadczeniem scenicznym, a on coś we mnie zobaczył. Jestem mu za to ogromie wdzięczna.

To było jeszcze w czasach studiów…
W czasie studiów owszem grałam w tym teatrze, ale to wzięło się stąd, że Sonia Bohosiewicz potrzebowała dublerki w pewnym spektaklu, tak na gwałt. Jak się okazało pomieszała terminy spektakli i miała grać w dwóch jednocześnie, w Starym Teatrze i Teatrze STU. Sonia przyszła do mnie na zajęcia i oznajmiła, że muszę zrobić za nią zastępstwo, bo jestem do niej bardzo podobna. Zresztą, sądziła że nikt się nie zorientuje jak pierwszą część zagra ona, a drugą ja (śmiech). I tak, w ciągu trzech dni nauczyłam się roli i weszłam za Sonię na scenę. A potem tak się historia potoczyła, że grałyśmy na zmianę.

W Krakowie grałaś nie tylko w Teatrze STU, bo zahaczyłaś jeszcze o Teatr Łaźnie Nową i Teatr Ludowy.
W Teatrze Ludowym grałam na drugim roku studiów i to były tylko dwa albo trzy spektakle i na tym zakończyła się moja przygoda z tym teatrem. Natomiast Łaźnia Nowa była już po szkole teatralnej. Bardzo miło wspominam to miejsce, jeszcze przed remontem… A warto wspomnieć, że budynek mieścił się w dawnej siedzibie szkoły mechanicznej i zdarzało się, że podczas prób czuliśmy jeszcze zapach maszyn i smaru. To było naprawdę specyficzne miejsce.

To teraz możesz powiedzieć jak to się stało, że postanowiłaś szlifować zawód aktora w Krakowie. To była jedyna szkoła do której zdawałaś czy zdawałaś do wszystkich szkół w Polsce?
Składałam dokumenty do Krakowa i Warszawy, chociaż podskórnie chciałam dostać się do pierwszego z tych miast. Zapomniałabym… były jeszcze lalki w Białymstoku. Ale w związku z tym, że w Krakowie i Warszawie szłam jak burza to nie pojechałam tam na egzaminy. Później, jak okazało się, że w Warszawie jestem pod kreską to trochę żałowałam swojej bezmyślnej decyzji, bo nagle z trzech opcji został mi tylko Kraków. A wiedziałam doskonale, że dostać się do krakowskiej PWST jest bardzo ciężko. I z tą świadomością jechałam do Krakowa na egzaminy. Więc wyobraź sobie w jak dużym byłam stresie. Nawet nie wiem co się wtedy działo, pamiętam tylko powrót do domu i telefon od mojego znajomego, który powiedział mi że się dostałam.

A jak w ogóle wspominasz ten okres? W jednym wywiadzie powiedziałaś, że bardzo lubisz Kraków.
Kocham Kraków, to jest moje miasto. I jak tylko mogę wyrwać się z Warszawy to od razu wsiadam w pociąg i tam jadę.

Mieszkając teraz w Warszawie, nie tęsknisz za tym miastem?
Nie, już nie. Lata lecą, ja się zmieniam i życie się zmienia. Ale mieszkam na Pradze dlatego, że przypomina mi Kraków. Jest ten klimat i fajni ludzie. Kraków kocham i czuję się w nim rewelacyjnie, ale z Warszawą też się zaprzyjaźniam. A to wszystko dlatego, że przez długi czas prowadziłam życie symultaniczne, miałem dom i pracę w Krakowie, a do Warszawy dojeżdżałam dodatkowo do pracy w serialu. Przecież sześć lat grałam w Samym życiu. Potem postanowiłam wynająć mieszkanie w stolicy i tak sobie tutaj pomieszkiwałam. Aż przeniosłam się na stałe, a do Krakowa zaczęłam dojeżdżać tylko do pracy.

Ale zamierzasz się tutaj zatrzymać już na dłużej?
Kiedyś jeszcze marzyłam o zagranicy, ale już się nie łudzę. Za stara jestem (śmiech), zresztą trzeba mieć ogromne szczęście. A ja chyba dość nietypowo marzyłam, bo myślałam o zagraniu w bollywoodzkiej produkcji.

Zapomniałam, że ty bardzo dobrze śpiewasz…
…i staram się to robić w każdej wolnej chwili. Uwielbiam bajki, więc piosenkę z „Pocahontas” Kolorowy wiatr czy Mam tę moc z „Krainy lodu" śpiewam namiętnie. Ale jakieś inne utwory z musicali też się zdarzają (śmiech).

W jednym z wywiadów przeczytałam, że marzy Ci się też recital?
Chciałabym zrobić coś fajnego i szukam pomysłów, ale na to musi przyjść odpowiedni czas. Na razie nie jestem gotowa ani na recital ani na monodram. Bo trzeba mieć naprawdę oryginalny pomysł i odwagę, żeby zrobić coś takiego. Ale mam nadzieje, że kiedyś do tego dojrzeję.

/Król Lear w Teatrze STU, fot. Paweł Nowosławski/
To teraz pociągniemy wątek, w którym powiedziałaś, że nie chciałaś być aktorką.
Bo ja nie wiedziałam, że mogę tego chcieć. U mnie w rodzinie nikt nie był aktorem. A ja byłam w szkole muzycznej, uczyłam się grać na fortepianie i raczej szłam w tym kierunku. Sądziłam, że jak nie instrumenty to będę studiować muzykologię. I przez większość mojego życia nie myślałam o teatrze. Ale w liceum miałam taki czas, że chciałam spróbować czegoś nowego, dlatego zapisałam się na całe mnóstwo różnych zajęć m.in. na harcerstwo czy zajęcia z teatru amatorskiego. Więc jak zapisałam się już do tego słynnego Teatru Klaps w Białymstoku to musiałam zostać aktorką (śmiech). Chociaż moi rodzice byli zdruzgotani.

Zdruzgotani? Podejrzewam więc, że mieli już jakiś plan co do twojej przyszłości?
Mój tata to w ogóle był zrozpaczony tym, że jestem artystką, bo chciał żebym została inżynierem. Ale ja poza aktorstwem nie widziała już potem żadnego innego świata. Tak tego pragnęłam, że rodzice nie mogli mnie odwieźć od tego pomysłu. Mimo, że próbowali…

Z twoimi rodzicami wiąże się jeszcze jedna historia, bo z tego co wiem to tata zaszczepił w tobie miłość do fotografii.
Tata od zawsze robił zdjęcia. Był maniakiem na tym punkcie. I jakoś tak naturalnie przejęłam to po nim. Kiedyś brałam aparat do ręki, a teraz już telefon, bo jakościowo efekt jest bardzo zbliżony. I jak tylko mogę to staram się robić sesje fotograficzne. Właśnie w planie mam zrobienie pewnej wystawy, ale nie mogę za dużo powiedzieć na ten temat. Najpierw muszę znaleźć kogoś kto mi w tym pomoże, bo sama do końca nie wiem co zrobić, żeby się udało, a projekt jest naprawdę świetny.

Jak wnioskuję dobrze się czujesz po drugiej stronie obiektywu?
Tak i myślę, że też umiem pracować po tej drugiej stronie. W ogóle, mam nadzieje że kiedyś będę robić zdjęcia profesjonalnie, bo to jest moja pasja.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE