Seks, rosół i pieluchy, reż. Jarosław Boberek

12:14

Dla dzieci i dla dorosłych. Spektakl, który bawi i uczy. Spektakl, który pokazuje, że nawet dzieci mogą być chwytliwym tematem do scenicznej inscenizacji. A ich rodzice dobrym materiałem do komedii. I rzeczywiście na scenie Teatru Młyn to się udaje, powstaje coś na wzór komedii muzycznej, mimo że o dużo miększych rysach, coś na wzór spektaklu dla dzieci, mimo że w formie przyswajalnej tylko dla widzów dorosłych

/fot. Rafał Latoszek/

Sztukę ten tytułowano spektaklem dla zmęczonych rodziców. A i owszem pewnie zgodzi się każdy, że tematycznie właśnie o tym to wszystko było. Że dzieci wiodły tutaj pierwszy prym, a historia od poczęcia do początkowych samodzielnych czynności maleństwa rozciągała się i rozciągała w czasie. Że można tutaj było usłyszeć wiele prawd i z boku popatrzeć jak to wszystko wygląda z perspektywy rodzica, że czasami ma się po prostu ochotę pobyć w samotności i zapomnieć o tym, że to dziecko w ogóle istnieje. I żeby za prosto nie było, żeby czasem temat się nie wyczerpał i nie znudził ze sztuki Seks, rosół i pieluchy zrobiono dzieło muzyczne z własnymi piosenkami i aranżacjami. Z własnymi pomysłami na to jak o dzieciach w ogóle można albo wypada się wypowiadać. Z tym, że zamiast bawić się w puste frazesy, omijanie tematu szerokim łukiem postanowiono raz, a porządnie temat przedstawić. Wreszcie rzeczy nazwano po imieniu, a problemy rodziców pokazano z uśmiechem, ale i w całej swej krasie. Tak jak wygląda to w życiu realnym.

I chyba wypada mi powiedzieć, że było tak jak na sztukę dla dzieci i dorosłych przystało, coś się działo, coś się zmieniało. Aktorzy śpiewali, tańczyli, skakali i bawili się jak potrafili najlepiej. A przy tym muzycznie trzymało się to mocno w ryzach. Chociaż piosenki może nie do końca były tematycznie powalające, a śpiewnie o brudnych pieluchach bardziej raziło niż zachwycało, to co trzeba przyznać i oddać temu spektaklowi to wokal Agaty Fijewskiej i Zuzanny Fijewskiej-Malesza. Śpiewanie na głosy w ich wykonaniu to było coś. Ten wokal się po prostu zgrywał na każdej z możliwych płaszczyzn. I to naprawdę odciągało od wszystkiego. Zamiast słuchać prawd płynących z tych piosenek słuchało się po prostu tonu i barwy, którą siostry Fijewskie operowały. A obok nich na scenie można było zobaczyć jeszcze samego reżysera Jarosława Boberka, który wspierał wokalne działania sióstr oraz Mikołaja Tabako i Igora Przebindowskiego, którzy z kolei utrzymywali całość dzieła muzycznie. Tematycznie może nie był to na tyle ciekawy spektakl, że z zapartym tchem oglądałam to co dzieje się na scenie (miejscami nawet zaczynałam się nudzić), ale wykonanie muzyczne było naprawdę niezłe, nawet w takiej inscenizacji gdzie na scenie była tylko ciemności i pustka, a obok niej parę dużych klocków i aktorzy. Ale na tym to wszystko się kończy, bo cóż więcej można powiedzieć o tym dziele i temacie, który z niego wypływa?

/fot. Rafał Latoszek/
Seks, rosół i pieluchy
tekst: Natalia Fijewska-Zdanowska
reżyseria: Jarosław Boberek
muzyka: Filip Dreger
wykonanie/wokal: Agata Fijewska, Zuzanna Fijewska-Malesza, Jarosław Boberek
akompaniament i aranżacje: Mikołaj Tabako, Igor Przebindowski
choreografia: Bartosz Figurski
produkcja: Aleksandra Śliwińska
dzięki wsparciu Miasta Stołecznego Warszawy
partner: Stołeczne Centrum Edukacji Kulturalnej

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE