Lokis, reż. Łukasz Twarkowski

11:36

Lokis Łukasza Twarkowskiego to spektakl na pograniczu fikcji i rzeczywistości. Film zamknięty na scenie i teatr wchodzący w realia serialu. Dzieło, które odpycha od siebie świat i stara się go nie pokazywać, z drugiej strony całkowicie wnikający w jego struktury i ramy. Prześwietlający go, obserwujący, wnikający. Mamy coś, co wykracza poza granicę ludzkiego rozumowania, niby niewiele pokazując, a tak naprawdę jak w lustrze odbijając wszystko. Każdy ludzki przywar, każde ludzkie myślenie, każdy ludzki świat

/fot. Dmitrij Matvejev/

„Obraz jest wszystkim” jak mantrę sczytujemy z ekranu. A następnie dostajemy całe serie scen, które nijak mają się do siebie. Przemijają zastępowane kolejnymi, bardziej bądź mniej wyjaśniającymi. Żyjącymi gdzieś poza tym, co widzimy na scenie. Dzieło, które wychodzi z pod pióra Anki Herbut jest niczym innym jak mieszaniną tematów, stylów i rytmów. Wszystko dzieje się w określonym czasie, a jednak jest od siebie oddalone. Nieprzypadkowo Twarkowski i Herbut wykorzystują w swoim słowie, swojej opowieści, trzy historie – odległe, ale połączone jednym wspólnym mianownikiem. Człowiekiem. Z jednej strony mamy opowiadanie Prospera Mérimée o polskim szlachcicu z Litwy, Michale Szemiocie, który wedle wierzeń został poczęty z niedźwiedzia. Do tej historii doklejamy dwie inne: o Vitasie Luckusie, wileńskim fotografie który zamordował w swoim domu jednego z gości, a następnie popełnił samobójstwo wyskakując przez okno oraz historię muzyka Bertranda Cantata, który brutalnie pobił swoją dziewczynę, aktorkę Marie Trintignant, a ta na skutek pobicia zmarła.

Twórcy Lokis nie wyjaśniają co wspólnego mają ze sobą te opowieści, co sprawia że zestawione razem tworzą takie dzieło. Owszem, mamy w tym spektaklu jakiś wspólny element, a co za tym idzie retrospekcje, najróżniejsze skoki i uskoki w czasie. I mimo, że historie tych bohaterów wydają się naprawdę proste do zrozumienia i analizy to coś sprawia, że od odkrycia prawdziwego dna jesteśmy daleko. I mimo, że wszystko wydaje się być w tym spektaklu na wyciągnięcie ręki, wszystko namacalne i do odczytania, w połączeniu stwarza powikłaną opowieść, która w zakończeniu okazuje się mieć swoją ramę i mocną podstawę. Pomieszanie i poplątanie w jednym. Z tym, że Lokis rozpoczynające się od próby rekonstrukcji śmierci Marie Trintignant, tą rekonstrukcją też się kończy, a badacze w końcu coś zaczynają ustalać, dochodzą do jakiegoś wniosku. Tylko, że przez cały spektakl, w zgodzie z hasłem „Obraz jest wszystkim”, Twarkowski próbuje udowodnić nam, że prawdy nie można zobaczyć. Nie można jej poznać, dotknąć, nie można jej zrozumieć, wytłumaczyć. Prawda staje się jako tajemniczy świadek wydarzeń, które znane są tylko osobą zainteresowanym, a mówiąc inaczej tylko świadkom danego wydarzenia. Wszystko opiera się tutaj na przeczuciu i słowie innego, na medialnych „faktach” i tym co mediom się zda. Jednocześnie udowadniając, jaką rzeczywistość obecnie mamy, w jakiej żyjemy i funkcjonujemy, jak media wpływają na to co myślimy i działamy i w końcu jak zwierzęcą naturę ma człowiek.

I prawdą jest, że dzieło to odczytamy jeszcze na miliony innych sposobów, a każdy okaże się dobry i właściwy. Bo tak naprawdę w Lokis, przede wszystkim chodziło o zrobienie dzieła, w którym wiodący głos będzie mieć obraz. I rzeczywiście dostajemy całą serię bodźców wizualnych, estetycznych, wpływających jednocześnie na nasz wzrok i słuch jednocześnie. Czujemy się jak w filmie, wiedząc te różne uskoki, zwroty, dzieje bohaterów. Dostajemy niezwykły obraz, w którym to kamera zaczyna obnażać całość sceny. Pokazywać to, co dzieje się poza – poza sceną czy naszym wzrokiem. Jesteśmy w stanie zajrzeć tam gdzie nie udało się wcześniej nikomu. W blasku świateł stroboskopowych, przy głośnej muzyce scena się przeobraża. Teatr się zmienia, przestaje istnieć. Pod wpływem tak wielu bodźców widzowie dostają inny świat, owszem znany ze spektakli Garbaczewskiego, ale wciąż różniący się od niego i bardziej tajemniczy. Jesteśmy gdzieś poza przestrzenią sceniczną, poza tym światem „na”. W momencie trwania spektaklu jesteśmy w innym czasie, wirtualnym i nierealnym. Nawet z perspektywy aktorskiej dostajemy życie, którego na co dzień na scenie nie ma. Aktorzy są zdystansowani, zachowawczy, powściągliwi. Grają idealnie wkomponowani w całe tło spektaklu. I trudno powiedzieć, kto w tym dziele jest bardziej przenikliwi: oni czy sama historia. Bo stwarzają coś czego nie można określić inaczej niż mianem dzieła wielowymiarowego, innego i pięknego w swej formie. Jednym słowem, to był uczta oglądać takie aktorskie wykonanie i taką inscenizację.

/fot. Dmitrij Matvejev/
Lokis
reżyseria: Łukasz Twarkowski
dramaturgia: Anka Herbut
scenografia: Fabien Lédé
kostiumy: Dovile Gudačiauskaité
muzyka: Bogumił Misala
choreografia: Paweł Sakowicz
video: Jakub Lech
oświetlenie: Eugenijus Sabaliauskas
asystent dramaturga: Tekle Kavtaradze
kierownik produkcji: Vidas Bizunevičius
obsada: Darius Gumauskas, Rytis Saladžius, Vainius Sodeika, Saulius Bareikis, Nelé Savičenko, Elžbieta Latenaite, Airida Gintautaite, Dovile Šilkaityte, Gytis Ivanauskas, Arnas Danusas

Spektakl prezentowany w ramach 38. Warszawskich Spotkań Teatralnych.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE