Sonata jesienna, reż. Kuba Kowalski

14:01

Kuba Kowalski decyduje się na scenę przenieść dzieło Ingmara Bergmana, przerażająco smutne w swej wymowie. Kiedy na scenie spotykamy się z wizją reżysera, dostać możemy dreszczy, a potem przerazić się życiem bohaterów. To jest spektakl, który nabiera niewyobrażalnych znamion ludzkiego życia, które jest szare, które przez to życie wypłowiało i stało się nijakie. To dzieło okazało się sztuką dla każdego, który pokaże po prostu trud człowieczej egzystencji

/fot. Magdalena Charczuk/

Zastanawiam się czy linia pochyła scenografii, była odzwierciedleniem linii pochyłej życia bohaterów. Bo z której strony by nie spojrzeć, pod którym kątem by tego nie rozpatrzyć, los poszczególnych postaci ułożył się nie tak jak powinien. Źle. Beznadziejnie. Oni sami byli zagubieni i pogubieni. Z inną wizją siebie i swojego życia. Jacyś obcy, zamknięci we własnych wnętrzach. Nikt nie mówił prawdy, każdy kłamał dla pozoru. Ich słowa były jałowe. Aż z bólem słuchało się jak próbują za wszelką cenę pokazać światu, że przecież dalecy są od ludzi samotnych i nieszczęśliwych. A prawda przecież była gorzka i trudna. Niewiele trzeba było, żeby sczytywać z ich ust tę gorycz, którą emanowali. Własne zakłopotanie bycia kimś kim nigdy nie chcieli się stać.

Eva (Weronika Nockowska) nie może wybaczyć matce, że ta nigdy jej nie kochała, że była dla niej tylko balastem, którego ta światowej sławy pianistka miała po prostu dość. Charlotte (Aleksandra Justa) z kolei nie miała sobie nic do zarzucenia. Porzucenie swoich córek tłumaczyła tym, że robi to dla ich dobra. Daleka była od przyznania się, że kariera była dla niej najważniejsza. Nawet kiedy odwiedza Evę i Helen (Katarzyna Chmielewska) nie potrafi powstrzymać swojego jadu, którym tak przesiąkła na tle rodzinnego i domowego życia. Dramat tego spektaklu w głównej mierze rozgrywa się pomiędzy matką i córką. Jedna z nich łaknie miłości, uwagi, dobroci, a drugiej nie zależy na niczym poza dobrem i szczęściem własnym. Jedna chciałaby zdobyć uznanie, druga za wszelką cenę chce zdeptać i zniszczyć. Tak z pozoru widzimy te dwie niezależne kobiety. Które w głębi duszy są słabe i kruche. Rozsypują się na miliony kawałków, ale w samotności. Na zewnątrz grając kogoś innego.

Ale w tym dramacie rodzinnym jest jeszcze jedna osoba, która cierpi równie mocno jak nasze bohaterki. Victor (Wojciech Solarz), mąż Evy, zakochany w niej bez pamięci, ale bez wzajemności. Eva go nie kocha, co udowadnia mu na każdym kroku. On z kolei nie przestaje się ani starać ani o nią dbać. Jest kochany, troskliwy, dobry. Staje w jej obronie kiedy trzeba. Wycofuje się kiedy ona tego potrzebuje. Jest tłem jej życia, które niestety zbladło w momencie kiedy zamieszkali, razem wzięli ślub i stracili syna. Ich dom stał się pogrobowiskiem ludzkich dusz i serc, zostawiając ich z bólem, który zwalczyć musieli sami. Kiedy patrzę na te postawy, na ludzi bez twarzy, cofam się i zastanawiam dlaczego życie uczyniło z nich takich frustratów. Tak wypławiło ich życie. Nie mogę się pozbierać, poradzić sobie z ich losem. Bo jest na tyle przybijający i smutny, że żal robi się na sercu kiedy widzi tych bohaterów. Zresztą, Kuba Kowalski (reżyser) takim czyni to dzieło. Tworzy sztukę niezwykle przenikającą i wnikliwą. Dostajemy egzystencjalny obraz ludzkiego życia, psychologiczny rys postaci i bagaż doświadczeń osób trzecich, które zaczynają przygniatać nas samych.

To, co zadziewa się na scenie jest niebywałe w swej wymowie i piękne w strukturze. Żeby rozprawić się z tymi bohaterami, z tymi życiami musimy zagłębić się w nich samych. Wejść do ich wnętrza. Dotknąć go. Być tu i teraz. Nie gramy tutaj na emocjach, a wyłącznie na słowach. Na samych postawach bohaterów i tym w jaki sposób pozują na scenie. Aktorzy nie szczędzą swego wysiłku, żeby rysować nimi obraz prawdziwego życia, człowieka który jest niespełniony i niekochany. A dzieło, który tworzą wiedzie nas tylko w jedną stronę, że niekochani będziemy tacy sami. Że taki los może i nas czekać. Szłam na ten spektakl z tekstem, który przeczytałam gdzieś w mediach społecznościowych: „ten spektakl jest dla każdego”. I kiedy poznałam jego formę, jego rys sceniczny od razu zrozumiałam, że te słowa są jak przepowiednia, która idealnie buduje to, co dzieje się na scenie, z bohaterami. Ta inscenizacja naprawdę staje się niezapomniana przez każdy ze środków wykorzystanych na scenie, ale przez to bardzo też przybijająca i dołująca.

/fot. Magdalena Charczuk/
Sonata jesienna
autor: Ingmar Bergman
przekład: Zygmunt Łanowski
reżyseria: Kuba Kowalski
scenografia i kostiumy: Arek Ślesiński
muzyka: Radek Duda
reżyseria światła: Damian Pawella
obsada: Katarzyna Chmielewska, Aleksandra Justa, Weronika Nockowska, Wojciech Solarz

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE