Zwierzoczłekoupiory. Horror musical o Tadeuszu Konwickim, reż. Michał Walczak

14:38

Pożar w Burdelu idzie jak burza i kilka tygodni po premierze spektaklu Bem! Powrót Człowieka-Armaty wystawia Zwierzoczłekoupiory. Horror musical o Tadeuszu Konwickim. Najpierw był Józef Bem, teraz przyszła kolej na Tadeusza Konwickiego. A wszystko to w zgodzie ze 100-leciem odzyskania niepodległości przez Polskę. Dlaczego? Co uważniejszy obserwator/widz Pożaru w Burdelu już wie, że z tej okazji zobowiązano się wskrzesić sto ważnych polskich postaci na teatralnej scenie. Na razie mamy dwie, zobaczymy co będzie dalej. W każdym razie, historia Józefa Bema trochę mnie zaskoczyła, bo to był inny Pożar w Burdelu niż powszechnie znamy, no i przede wszystkim był musicalem. A jak było ze spektakle Zwierzoczłekoupiory…?

/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska/

Tu chyba muszę dłużej się zastanowić, głośno westchnąć i powiedzieć „hmm”. Bo ciężko powiedzieć, czy ta opowieść o Tadeuszu Konwickim rzeczywiście o nim była. Artysta pojawia się zaledwie w jakiś wzmiankach. Wspomnieniach. Przywoływany jest z tych czy innych powodów. Ale porównując jego historię do spektaklu o Józefie Bemie, cóż. Mało słów o nim tak naprawdę było. Tutaj nie odrobimy lekcji z historii, nie poznamy Konwickiego wzdłuż i wszerz, a wiedza z jaką przyszliśmy na spektakl niewiele zmieni się po jego zakończeniu. To na pewno nie był spektakl o Tadeuszu Konwickim. On był jedynie wyjściem do historii, którą Pożar w Burdelu ciągnie od samego początku swojego istnienia. Czyli mamy Motorniczego Metra (Tomasz Drabek), który postanawia wielkim artystą zostać. Trafia do mieszkania Tadeusza Konwickiego, aby tam czerpać liczne inspiracje do dzieła, które pisze. Wiele się w tym mieszkaniu podzieje, najróżniejsze stwory nawiedzą tę niewielką przestrzeń, a plan o zostaniu wielkim pisarzem jakoś odejdzie w zapomnienie. A wszystko po to, by w końcu z ratunkiem pojawia się HGW, aby namówić bohatera do powrotu pod ziemie i dalszego drążenia drugiej linii warszawskiego metra.

Niby nie będzie o Konwickim, co strasznie mnie zasmuci, bo jednak liczyłam na coś innego, ale za to dzieło które tworzy się na scenie jest śmieszne i ironiczne, miejscami wręcz groteskowe. I niby jesteśmy w teatrze, a wykorzystanie środków inscenizacyjnych przenosi nas w obszary filmowe, wprost w objęcia horroru. Nasz Motorniczy, przecież przeżyje nie jeden lęk, nie raz krzyknie ze strachu kiedy zobaczy co za stwory odwiedzają mieszkanie Konwickiego. I w tych stworach należy upatrywać sukcesu tego spektaklu. Ewelina Żak, pojawiająca się od pierwszych chwil spektaklu momentalnie hipnotyzuje swojego widza. Kostiumem, grą i sposobem poruszania się. W jej postawie widać tę przebiegłość, która zamknie Motorniczego w mieszkanku Konwickiego. Jest wprost czarująca. Muszę przyznać, że dawno nie widziałam Żak w tak trafionej roli. I chociaż aktorka naprawdę bardzo mnie zaskoczyła, to scena tak naprawdę należała do Ireny Jun. Co za szyk i klasa chciałoby się rzec, kiedy aktorka wychodziła na scenę. Idealnie sprawdziła się w roli stwora odwiedzającego mieszkanie Konwickiego. A przy tym zachowała niebywałą wytworność. Pokazała na scenie wymiar aktorstwa, o którym nie raz i nie dwa się po prostu zapomina. Nie dziwcie się więc, że kiedy tylko pojawiła się na scenie to wzrok skupiał się tylko (i wyłącznie) na niej.

I gdyby tak wpatrywać się w poszczególne role, to każda zasłuży na dobre słowo. I gdyby przyjrzeć się scenografii i to o niej powiemy dokładnie to samo. Ale kiedy dodamy do tego warstwę muzyczną to wtedy głośno westchniemy, bo powiedzieć będzie nam już trudno cokolwiek. Muzyka, którą usłyszymy na żywo na scenie, w wykonaniu Michała "Bunio" Skroka, Michała Mareckiego, Patryka Matela i Michał Górczyńskiego jest wisienką na torcie całego tego dzieła. Można by było zachwycać się nią tak samo jak grą Ireny Jun, bo była po prostu inna. Przybliżała nam jeszcze bardziej ten wymiar horroru i musicalu w jednym. I jakby nie mówić, jakby nie słuchać i jakby nie patrzeć dzięki temu zyskujemy zupełnie inny obraz spektaklu. Wracamy do Pożaru w Burdelu, który pamiętamy. Wskrzeszenie okazuje się wskrzeszeniem samego teatru, który zaczyna wracać do swoich korzeni. Owszem, musical o Bemie był dobrym spektaklem, ale ten cięty język i ironia były dopiero tutaj, gdzie Konwicki znika, a pojawia się polityka i sama Warszawa.

/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska/
Zwierzoczłekoupiory. Horror musical o Tadeuszu Konwickim
scenariusz i reżyseria: Michał Walczak
scenografia i kostiumy: Aleksandra Wasilkowska
muzyka: Michał Górczyński i BEW
muzycy: Michał "Bunio" Skrok, Michał Marecki, Patryk Matela, Michał Górczyński
reżyseria światła: Dariusz Zabiegałowski
projekcje wideo: Darek Redos, Marcin Zbyszyński, Magdalena Budejko
kierownik produkcji: Aleksandra Wiśniewska
asystentka reżysera: Areta Nastazjak
asystentki scenografki: Karolina Kotlicka, Monika Oleśko
konsultacje choreograficzne: Katarzyna Sikora
obsada: Irena Jun, Dominika Ostałowska, Marcin Pempuś, Bartosz Porczyk, Ewelina Żak, Tomasz Drabek, Agnieszka Przepiórska, Michał „Bunio” Skrok, Twoja Stara, Marta Zięba

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE