Bal, który wciąż trwa – rozmowa z Wojciechem Chorążym

18:21

Bal Manekinów w reżyserii Jerzego Stuhra, to naprawdę niezwykły, a nawet rzec można że wyjątkowy spektakl chociażby przez sam motyw tańca, który w tym utworze nieustannie się pojawia. Mamy dwa światy: manekinów i ludzi, które niechcący się ze sobą zetkną, a następnie zostaną zmuszone do życia obok siebie. Jaki będzie tego finał? I kto wygra tę walkę? O tych dwóch światach i samym spektaklu opowiada Wojciech Chorąży

/fot. Katarzyna Kural-Sadowska/

Agnieszka Kobroń: Myślisz, że w dzisiejszych czasach istnieje jeszcze taki „twór” jak bal?
Wojciech Chorąży: Wydaje mi się, że tego rodzaju rozrywka wciąż funkcjonuje w naszych czasach, chociaż nie każdy lubi bądź chce w niej uczestniczyć. Bale chyba od zawsze kojarzyły się z byciem w wyższych sferach, z życiem na wyższym poziomie, z jakimś innym światem…

…ze zbyt oficjalną imprezą.
Być może, ale to zależy czego oczekujemy od życia i na jakim jego etapie jesteśmy. Mnie osobiście jakoś ta forma aktywności towarzyskiej nie odpowiada, nie chodzę na bale i jak by się tak nad tym zastanowić to tylko studniówka była dla mnie takiego rodzaju imprezą. A to było bardzo dawno temu. 

W Balu Manekinów wyreżyserowanym przez Jerzego Stuhra ten bal cały czas trwa. W utworze Brunona Jasieńskiego nie jest go aż tak dużo jak w waszej interpretacji.
Zacznijmy od tego, że nie mam takiego poczucia, że w naszym spektaklu tego balu jest za dużo. On trwa i naprawdę staje się elementem niezbędnym. Kiedy obserwowałem pracę nad tym spektaklem i czekałem aż dojdzie do moich scen, czyli na końcu drugiego aktu, dostawałem nie tylko porządną lekcję pokory zawodowej (śmiech), ale również miałem przyjemność zobaczyć jak wygląda ten bal oczami studentów pana Jerzego Stuhra. Bo co warto podkreślić, w naszym spektaklu grają Jego byli uczniowie z Wydziału Teatru Tańca PWST w Bytomiu, z którymi przygotowywał ten utwór jako spektakl dyplomowy. I kiedy spoglądałem jak oni pracują, jak interpretują, to co jest im proponowane, to ten bal i taniec który się na nim pojawił, nagle stał się metaforą-głęboką i wielowarstwową.

Bo taniec już sam w sobie bardzo wiele mówi.
To prawda, a tutaj dodatkowo jest jeszcze bardzo specyficzny. I naprawdę, duży ukłon należy się kolegom i koleżankom, którzy tego ruchu używają jako pierwszego narzędzia interpretacji dzieła Jasieńskiego. Bo potrafią dużo więcej wyrazić sobą, swoim ciałem, niż większość z nas tzw. aktorów dramatycznych. Niemniej jednak, jak już wspomniałem, bardzo miło było podpatrywać ich pracę.

Ale grając w różnorodnych spektaklach dostajesz tę szansę nauki nowych technik czy poznania swoich nowych możliwości.
Tak, to na pewno. Pamiętam, miałem kiedyś dużą przyjemność pracować przy spektaklu Kowal Malambo Tadeusza Słobodzianka, gdzie warstwa słowna była bardzo okrojona. Wszelkie próby znalezienia formy postaci skupiły się na ciele, mimice i gestach. I to naprawdę było coś niesamowitego.

Czyli gra tą trudniejszą formą pociąga.
Na pewno, ale każdy z nas w tym zawodzie jest inny, więc niektóre formy ekspresji bardziej mu leżą, inne mniej i odwrotnie. Niektóre odkrywa się w trakcie drogi zawodowej, do niektórych się dorasta. Rozwijamy się całe życie.

I to jest w tym zawodzie naprawdę piękne.
Jasne, bo miło jest czasem skupić na oszczędnej formie, innych środkach wyrazu, a czasem szukać nowych kolejnych barw w całej palecie możliwości.

Dalszą część wywiadu znajdziecie tutaj.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE