Pomiędzy “my” a “oni” - rozmowa z Natalią Łągiewczyk

10:17

Jak poruszyć temat uchodźców i mieć szansę o nich porozmawiać? Zostać wysłuchanym? Weronika Szczawińska zamiast na dramat wolała postawić na komedię i stworzyć spektakl, w którym z humorem walczyła ze stereotypami panującymi obecnie w Polsce - Wszyscy w zespole wyrażaliśmy dużą niezgodę na pojawiające się współcześnie w naszym myśleniu stereotypy. W trakcie tych naszych rozmów […] stwierdziliśmy, że chcemy trochę z tym powalczyć, rozbroić utarte ścieżki myślenia - mówi aktorka Natalia Łągiewczyk, odtwórczyni jednej z głównych ról. A czym jeszcze zaskoczył Lawrence z Arabii?

/fot. Anna Tomczyńska/

Agnieszka Kobroń: Jak postrzegasz inność? Uważasz, że ona w ogóle istnieje, ma jakieś znaczenie?
Natalia Łągiewczyk: Określenie „inność”, „inny” jest dla mnie bardzo pejoratywne, wykluczające, dlatego nigdy nie chciałabym go używać. Od razu tworzy się jakiś bezsensowny podział na „my” i „oni”, z którym nie chcę się zgadzać. Może się to oczywiście wiązać z tym, że „Inny” to ten, kto ma odmienne od moich poglądy, odmienną kulturę, odmienne wyznanie, ale nie uważam żeby w jakiś sposób zmieniało to mój stosunek do tej osoby. Jest wręcz odwrotnie, zawsze bardzo ciekawi mnie odmienność. To, że ktoś inaczej myśli, nie znaczy, że myśli źle. Chodzi o to, żeby poznawać, starać się zrozumieć, być ciekawym tego, czego nie znamy. Różnorodność jest wielką wartością.

W spektaklu Lawrence z Arabii w reżyserii Weroniki Szczawińskiej, w którym grasz, przez większość czasu mówicie o stereotypach związanych z innością. Staracie się je w jakiś sposób przezwyciężyć. Jak byś określiła bohatera tego spektaklu?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, muszę uchylić rąbka tajemnicy na temat powstania tego spektaklu. Początkowy etap pracy przebiegał bez uczestnictwa aktorów. Weronika Szczawińska i Piotr Wawer Jr chcieli pracować z uchodźcami. Z grupą warsztatową, która opowiedziałaby o swoich doświadczeniach życia w Polsce. Ale na ogłoszenie, które powstało, nie odpowiedział nikt, kogo stricte możemy nazwać uchodźcą. Ani jeden człowiek, który opuścił swój kraj z powodu prześladowań, problemów finansowych, czy wojny. Takie osoby się po prostu nie zgłosiły. Przyszli natomiast obcokrajowcy, którzy w Polsce żyją już jakiś czas, nasi realni imigranci.

I wtedy do pracy dołączyli aktorzy?
Mniej więcej tak. Wtedy powstał też pomysł na stworzenie części o uchodźcach, których aktorzy chcieli by zagrać, a którzy na ogłoszenie nie odpowiedzieli. Chodziło o to, jak, jako ludzie, wyobrażamy sobie uchodźców. Oczywiście, było w tym całe mnóstwo moralnych problemów, bo czy my jako aktorzy mamy prawo wypowiadać się na temat uchodźców? I jakim językiem teatralnym operować? Przecież jakkolwiek nasze intencje są czyste, los uchodźcy to życiowa tragedia, na której nikt z nas nie chce żerować. Początkowo miałam bardzo duży problem moralny, żeby opowiadać o tym temacie.

To co cię przekonało?
Długie rozmowy, które stanowiły początek naszej pracy. Wszyscy w zespole wyrażaliśmy dużą niezgodę na pojawiające się współcześnie w naszym myśleniu stereotypy. W trakcie tych naszych rozmów wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że chcemy trochę z tym powalczyć, rozbroić utarte ścieżki myślenia. Każdy z nas obrał własną drogę dla swojego bohatera, a Weronika dała nam w tym dużo swobody, wychwytując najpełniejsze pomysły. Ja na przykład chciałam w swojej roli użyć bardzo prowokacyjnego języka, aby dosadnie zobrazować stereotypową wizję Ukrainki, z jaką spotkałam się w różnych sytuacjach. Weronice się to spodobało, a ja intuicyjnie bardzo jej zaufałam.

Dalszą część wywiadu możecie przeczytać tutaj.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE