Chcę mieć odrobinę uśmiechu - rozmowa z Anną Gornostaj

14:57

W tym roku Anna Gornostaj, założycielka i dyrektorka Teatru Capitol, obchodzi 35-lat pracy artystycznej. To bez wątpienia był dla niej czas wielkich zmian i przemian. Aż w końcu postanowiła otworzyć Teatr Capitol. - […] w odpowiedzi na pytanie dlaczego robię komedię odpowiem, ja już jestem w tym wieku, że chce się cieszyć. Chcę mieć odrobinę uśmiechu. Bo mnie to życie już się kurczy, na tyle że ja chcę się w nim już tylko śmiać - mówi

/fot. Grażyna Gudejko/

Agnieszka Kobroń: W tym roku obchodzi pani 35-lecie pracy artystycznej, jak się pani czuje świętując taki jubileusz?
Anna Gornostaj: Powiedzmy sobie szczerze, że wszyscy uwielbiają takie uroczystości, zresztą to jest idealna reklama aktora i teatru - w moim przypadku. Powiem pani po cichu, że oficjalnie świętuje 35-lecie pracy artystycznej, ale jakbym zastanowiła się nad tym trochę dłużej, dokopała do dawniejszych rzeczy, to mógłby to być jednak czterdziesty jubileusz. A jak ja się z tym czuje? Robię to, co kocham i cieszę się, że udało mi się być aktorką tak długo. Odkąd pamiętam to moim największym życiowym marzeniem było móc zestarzeć się razem z tym zawodem. I coraz bardziej mi się to udaje (śmiech). A do tak zwanej emerytury jest mi już niedaleko. Tylko u mnie ten etap życia będzie wyglądać nieco inaczej, mam zamiar dalej pracować. Bo nie wiem czy wytrzymałabym bez teatru…

…i bez aktorstwa.
Człowiek robi sobie czasami takie podsumowanie, że to już tyle lat minęło, że tyle zrobił, a przy jubileuszach to już zwłaszcza. Ale osobiście nienawidzę oglądać się za siebie. Uwielbiam rzeczy, które idą do przodu, a nie stoją w miejscu, dlatego nie wyobrażam sobie na emeryturze stać w miejscu. Nie byłabym sobą.

Zastanawiam się czy mając już taki bagaż doświadczeń stawiała sobie pani kiedyś pytanie czy do aktorstwa się dorasta?
Ten zawód bardzo się zmienił, ale w takim sensie epokowym. Kiedyś aktorstwo traktowano jako powołanie absolutne, uprawiali go ludzie którzy po prostu go kochali. Bo na początku był traktowany bardzo niepoważnie, dopiero w czasach komuny nieco zyskał. Zaczęto go gloryfikować, aktorzy zaczęli być bardziej popularni, lepiej zarabiali i nagle stali się elitą. W mojej opinii, stało się to trochę nie tak jak powinno. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy aktorom teatralnym nie wypadało grać w serialu. Mój ówczesny dyrektor Janusz Warmiński zabronił mi wystąpić w pierwszym polskim serialu W labiryncie w reżyserii Pawła Karpińskiego. Dopiero jego żona, która patrzyła dużo szerzej na ten zawód, namówiła go na zmianę zdania. Ona wiedziała, że idzie nowe i kiedyś ten serial będzie odgrywał znaczącą rolę w życiu aktora. Ale wtedy nie wypadało ani grać w serialu ani w reklamie. I przez to aktorstwo stało się zawodem nobilitowanym, w bardzo niezasłużony sposób.

I to spowodowało, że do tego zawodu zaczęło ciągnąć ogromnie dużo osób.
Zgadza się, bo wierzono, że wejście do tego grona pozwoli wejść do tzw. sfer wyższych. Niestety nic to nie zmieniało, a na tę elitę trzeba było sobie zasłużyć ,czego młodzi ludzie kompletnie nie wiedzieli. Narodził się jakiś dziwny trend na aktorstwo, które konsekwentnie powstrzymywało pokolenie mistrzów, profesorowie, którzy tym młodym ludziom wpajali szacunek do zawodu, uświadamiali ich. Ale w końcu i oni odeszli. Z czasem, po transformacji ustrojowej to już zwłaszcza, wszystko zaczęło chylić się ku dołowi. Nie było już przecież osób, które mogłyby tę starą szkołę aktorstwa przekazać. Młodzież nie miała się skąd uczyć.

Dalszą część wywiadu przeczytacie tutaj.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE