Do aktorstwa dramatycznego zawsze mogę wrócić - rozmowa z Anną Karczmarczyk

15:05

W spektaklu Wrócę przed północą, który oglądać możemy w Teatrze Kwadrat jej bohaterka jest wycofana i zamknięta we własnym świecie. Ale to tylko pozory, bo scena teatralna w tej sztuce należy właśnie do niej i bohaterki którą gra. Anna Karczmarczyk, buduje postać niezwykle naturalną i prawdziwą. Postać od której ciężko oderwać wzrok. A zadanie miała niełatwe…


/fot. Piotr Gamdzyka/

Agnieszka Kobroń: Jak to było zagrać rolę dramatyczną w komediowym teatrze?
Anna Karczmarczyk: Było to na pewno wyzwaniem, a niekiedy nawet trudną walką na próbach. Umówiłam się na takie rozwiązanie z reżyserem, Marcinem Sławińskim. Chciałam moją postać zagrać dramatycznie, bo tylko tak mogła być ona prawdziwa i szczera do bólu. Nawet za cenę tego, że przestanie być w jakikolwiek sposób zabawna. Zresztą, decydując się na etat w Teatrze Kwadrat rozmawiałam z dyrektorem Andrzejem Nejmanem na temat mojej wizji teatru, powiedziałam wtedy że chciałabym przekształcać i nadać nowe barwy temu miejscu. Żeby grane były tutaj nie tylko farsy i komedie, ale żeby dodać tutaj również trochę innych gatunków. Takich, które już niekoniecznie będą zabawne, ale będą wnosiły do Teatru Kwadrat coś zupełnie innego. Świeżego. Więc wydaje mi się, że spektaklem Wrócę przed północą w jakiś sposób zaczęłam tę moją misję powoli wprowadzać w życie.

To najpierw rozwińmy kwestię Teatru Kwadrat, bo z tego, co mi wiadomo, kończąc szkołę teatralną nie chciałaś przyjąć etatu w żadnym teatrze.
To prawda, pamiętam że pierwszą propozycję etatu dostałam już na trzecim roku, ale wtedy nie chciałam zawracać sobie tym głowy, zwłaszcza że byłam jeszcze wtedy w Akademii Teatralnej. Zaraz po skończeniu szkoły dostałam kolejne propozycje, ale jakoś tak nie mogłam się na nic zdecydować, aż w końcu pojawiła się możliwość zagrania w spektaklu Na czworakach w reżyserii Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia. Zgodziłam się od razu, ale to wiązało się z tym, że wszystkie propozycje etatów w teatrach musiałam odrzucić. Uważam, że wtedy to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć, ale w pewnym momencie trochę się w moim myśleniu pozmieniało. Zdałam sobie sprawę, że z etatu w teatrze można przecież zrezygnować, że jeśli coś nie będzie mi pasować, to po prostu odejdę. I na horyzoncie pojawił się Teatr Kwadrat. A umówmy się, że jeżeli chodzi o zespół, warunki i możliwości, to właśnie w tym miejscu to wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. Szybko się o tym przekonałam. Tutaj jest naprawdę rewelacyjny rodzaj pracy, mamy mały zespół, który bardzo dobrze siebie zna, lubi i szanuje. Naprawdę, tworzymy zespół w najlepszym tego słowa znaczeniu.

To, że zmieniłaś zdanie i zdecydowałaś się na etat w teatrze wiąże się z tym, że chciałaś mieć jakieś stałe miejsce na scenie, czy po prostu poczułaś, że to jest dobry okres na taką decyzję?
Poczułam, że to jest dobry okres i że mogę tutaj grać trochę inaczej. W szkole teatralnej uczyłam się wyłącznie aktorstwa dramatycznego i w pewnym momencie stwierdziłam, że może dobrze jest nauczyć się mądrze bawić ludzi. I rzeczywiście, staram się to robić przez realność moich bohaterów. Utożsamiam się z nimi z sytuacją, w której się znajdują. Powoli zaczyna mi się to udawać, więc jest to mój mały sukces. A prawda jest taka, że do aktorstwa dramatycznego zawsze mogę wrócić.

Wspomniałaś o tym, że otwarcie rozmawiałaś z dyrektorem Teatru Kwadrat o twojej wizji tego miejsca, zostało przyjęte to z entuzjazmem?
Mamy widzów którzy wciąż chcą nas oglądać, więc wydaje mi się, że mój pomysł pojawił się w dobrym momencie dla teatru. Przyszedł dla tego miejsca odpowiedni czas, aby poszukać trochę innych tematów. Bo Teatr Kwadrat chce się zmieniać dla widza i mam nadzieję, że dojdziemy do takiego momentu, że widz kupując bilet na spektakl będzie mógł wybrać czy chce się dziś pośmiać czy trochę popłakać. Dlatego tak zależy mi, żeby ten nasz teatr, bardzo często sprowadzany tylko do teatru rozrywkowego, otworzyć na szerszą publikę.

To teraz zataczając koło nazwałabyś spektakl Wrócę przed północą sztuką typowo dramatyczną?
Myślę, że gdyby nie pewne efekty świetlne czy wizualne, to rzeczywiście mogłoby tak być. Ale w tym dramacie humoru nie brakuje. Bardzo podoba mi się, że widzowie oglądając tę sztukę wybuchają śmiechem w najmniej oczekiwanych momentach, nie są przygotowani na taką dawkę emocji i artystycznych zabiegów. To jest naprawdę bardzo przyjemne, taka chwila konsternacji: czy ja na pewno jestem w Teatrze Kwadrat?

Miałam bardzo podobne odczucia.
Jeśli udało nam się ciebie trochę wystraszyć, to mamy sukces.

Dalszą część wywiadu przeczytacie tutaj.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE