Śpiewak jazzbandu, reż. Wojciech Kościelniak

12:37

Spektakl reżyserii Wojciecha Kościelniaka to nowe, świeże i innowacyjne spojrzenie zarówno na sztukę Śpiewak jazzbandu autorstwa Samsona Raphaelsona, jak również film o tym samym tytule, w reżyserii Alana Croslanda. I niech nie zmyli was prowadzona w zgodzie z tymi utworami historia głównego bohatera, bo chociaż nie odbiega ona zbyt daleko od pierwowzoru, to ma w sobie coś co przykuwa uwagę

/fot. Magda Hueckel/

Wspomniany wcześniej film Alana Croslanda to hit wszech czasów. Dzieło, które po dziś dzień jest wspominane. Dlaczego? Bo było ono przełomowe dla historii kina w ogóle. Śpiewak jazzbandu rozpoczyna epokę filmu dźwiękowego. I to wydaje się być dla reżysera spektaklu bardzo cenne. Nie odwraca się od tego, nie zapomina o tym, lecz w swoim spektaklu oddaje należyty hołd doniosłemu wydarzeniu. Wystarczy spojrzeć na rozłożone nad sceną lampy, które są tak ustawione, że przypominają klatkę filmową. To wygląda tak jakby wydarzenia na scenie właśnie na niej były zapisane lub zapisywane. Zresztą nie bez przyczyny, po jednej stronie sceny znajdziemy napis: „The Jazz Singer”, a po drugiej „The End”. Ten zabieg od razu ustawia też nasze myślenie o tym dziele. Możemy się w nim spodziewać wielu wspólnych mianowników z dziełem Croslanda.

Jakie Rabinowitz, bohater sztuki, pragnie zostać śpiewakiem jazzowym. Niestety, tradycja rodzinna nie pozwala mu na to. Konflikt z ojcem doprowadza Jakie do ostateczności, postanawia opuścić dom i podążyć za marzeniami. Nie będzie mu łatwo, jednak w końcu dopnie swego. Marzenie by zostać śpiewakiem jazzowym będzie na wyciągnięcie ręki. Lecz kiedy wyciągnie po nie rękę, zdarzy się coś co podda wątpliwości wszystko co do tej pory udało mu się zdobyć. Bohater stoczy nieprawdopodobną walkę z sobą, ze swoimi przekonaniami i marzeniami. Spektakl ten w dużej mierze oprze się na tej walce, pokaże konflikt wewnętrzny bohatera od podszewki. A my-widzowie zobaczymy od podszewki wszystko to co będzie działo się zarówno u Jakiego jak i u jego rodziców. Może łatwo nam będzie ocenić, może łatwo nam będzie stanąć po którejś ze stron, ale na pewno nie będzie nam łatwo zdecydować, co my byśmy zrobili na miejscu bohatera. I to jest siła tego spektaklu, ten konflikt i rozdarcie, które w końcu dopadnie i widza.

Ale nie zapominajmy o tym, że Śpiewak jazzbandu to musical, pełnoprawny. Chyba pierwszy taki jaki można oglądać na scenie tego Teatru Żydowskiego, przynajmniej odkąd sięgam pamięcią nie przypominam sobie, żeby coś podobnego można było w tym teatrze zobaczyć. W pierwszej kolejności wzbogacono obsadę sztuki, o aktorów spoza, o aktorów którzy nie są w zespole aktorskim teatru. Po drugie, włożono ogromny wkład w przygotowanie kostiumów. Jest na co na tej scenie popatrzeć, bo te kostiumy są niecodzienne. Można powiedzieć, że są połączeniem lat 20. ze współczesnością. I uwierzcie, jest na co popatrzeć. Po trzecie, niesamowita choreografia. W tej sztuce wszystko gra i trzyma się w ryzach. Jest bardzo rytmicznie i w tempie. Trudno doszukać się tutaj jakiś potknięć, czy małych czy dużych. I właśnie te dwa ostatnie elementy robią na mnie największe wrażenie. Z uśmiechem na twarzy wpatruje się w każdy krok aktorów. W ich taniec. Zresztą, jak i w samych aktorów, którzy naprawdę się spisali. Dali bardzo dobry pokaz swoich możliwości. Małym mankamentem tego dzieła są piosenki, a raczej ich teksty. Bo dla uważnych słuchaczy wydają się one tak naprawdę mdłe i nijakie. I jeśli mamy być szczera to opowiadające „o niczym”. Zapewne, gdyby nie wszystkie inne elementy, to właśnie na tych utworach skupilibyśmy swoją uwagę. Lecz aktorzy wybawili nas od uważnego słuchania. Sprytnie odwracali naszą uwagę, na tyle że choreografia, kostiumy i ich gra zostały do końca na pierwszym planie.

/fot. Magda Hueckel/
Śpiewak jazzbandu
autor: Wojciech Kościelniak na motywach sztuki Samsona Raphaelsona „The Jazz Singer”
przekład techniczny: Maria Kościelniak, David Domisiewicz
reżyseria: Wojciech Kościelniak
muzyka: Mariusz Obijalski
scenografia i kostiumy: Anna Chadaj
choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
reżyseria świateł: Tadeusz Trylski
projekcje: Anna Kościelniak
przygotowanie wokalne: Teresa Wrońska
asystentka reżysera: Marta Parzychowska
współpraca choreograficzna: Krzysztof Tyszko
obsada: Daniel "Czacza" Antoniewicz/Kamil Krupicz, Arkadiusz Borzdyński/Renia Gosławska, Paweł Tucholski/Piotr Wiszniowski, Monika Chrząstowska/Ewa Dąbrowska, Jerzy Walczak, Adrianna Dorociak/Irena Melcer, Wojciech Wiliński/Henryk Rajfer, Joanna Przybyłowska, Piotr Chomik, Genady Iskhakov
obsada dodatkowa:
Wierni (chór): Ewa Dąbrowska, Grzegorz Kulikowski, Małgorzata Majewska, Sylwia Najah, Katarzyna Post, Henryk Rajfer, Joanna Rzączyńska, Izabella Rzeszowska, Agata Sierecka, Monika Soszka, Alina Świdowska, Małgorzata Trybalska, Maciej Winkler
Jazzmani: Ewelina Adamska-Porczyk, Adam Beta, Marek Bratkowski, Marzena Hovhannisyan, Sara Kaźmierska, Joanna Kierzkowska, Anna Pacocha, Krzysztof Tyszko, Nika Warszawska, Rafał Wiewióra, Tomek Ziółek
orkiestra: Piotr Iwański (pianino), Paweł Klin (gitara/banjo), Maciej Matysiak/Andrzej Zielak (kontrabas), Maciej Wojcieszuk/ Radosław Mysłek (perkusja), Bartosz Smorągiewicz/ Marcin Świderski (saksofon/klarnet), Piotr Szlempo (trąbka), Robert Żelazko (puzon)

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE