Odyseja. Historia dla Hollywoodu, reż. Krzysztof Warlikowski

12:52

Odyseja. Historia dla Hollywoodu w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego jest serią obrazów, w których mieszczą się życia wielu bohaterów i wiele jego strzępków. Spotkamy Odysa, który wraca do domu po dziesięciu latach tułaczki, Izoldę Regensberg, która walczy o sfilmowanie swojego życia, Hannah Arendt i Martina Heideggera, dawnych kochanków którzy spotkali się po wojnie czy Elisabeth Taylor, wielką aktorkę. Z pozoru nic ich nie łączy. Snują swoje opowieści na podstawie wybranych i okrojonych fragmentów biografii. Ale te pozory szybko zamieniają się w opowieść o upływie czasu i pamięci, która zawsze trwać powinna


fot. Magda Hueckel

Elementem scenografii, który bez wątpienia przykuwa uwagę jest zegar. To on do końca spektaklu będzie odmierzał czas. Nasz czas. Bywa denerwujący i irytujący jednocześnie, bo jednak zdarza się na niego popatrzeć. Przecież przyszliśmy do teatru na chwilę wytchnienia od czasu i przestrzeni, od tego co zwykliśmy nazywać codziennością. Ale Warlikowski nie pozwala nam o nim zapomnieć. Nie pozwala również na dobre odciąć się od tego co jest poza murami teatru, poza sceną, zostawiając odsłonięte okna. Widzimy to, co dzieje się za nimi, tych przechodniów którym zdarza się popatrzeć na nas-widzów i na aktorów. Jesteśmy tu i teraz chociaż zewsząd będzie oplatać nas przeszłość. Przenikać każdy możliwy zakamarek, przypominać o sobie bezlitośnie. Mamy jeszcze duży podest otoczony z każdej strony żelaznymi kratami, który w zależności od bohaterów pełnić będzie ważną dla nich funkcję. Jest sklepem odzieżowym Izoldy Regensberg i jej męża, czy więzieniem do którego trafia kobieta w czasie wojny. Ale jeśli połączymy to miejsce z innymi wątkami ze spektaklu nie trudno doszukać się w nim powiązań z obozami koncentracyjnymi. Może to być miejsce, za którego drzwiami jest komora gazowa, a wierzący więźniowie zostawiali w nim ubrania myśląc że idą tylko na kąpiel. Może to być to miejsce gdzie więźniów obozów pozbawiano wszystkiego, tatuując, ubierając w pasiaki i goląc głowy, czyniąc z nich już tylko numerki, niszcząc człowieczeństwo. Mamy jeszcze dwie przeciwległe ściany scenografii przywołujące na myśl zakład fryzjerski i salę gimnastyczną. Reszta to już tylko pusta przestrzeń, którą bohaterowie wypełnią swoimi historiami. Małgorzata Szczęśniak, autorka scenografii, stworzyła przestrzeń otwartą na to co przynoszą postacie, dopasowującą się do każdej z opowiadanych przez nich historii, a przy tym ponurą i zimną. Przytłaczającą. Nie pozwalającą widzom poczuć się w niej bezpiecznie, dać tej oczekiwanej strefy komfortu.

Spektakl dedykowany jest Zygmuntowi Malanowiczowi, który nie zdążył zagrać już Odysa. Żałuję, że nie było mi dane zobaczyć go w tej roli. I naprawdę czuję ogromny smutek, kiedy jego nazwisko wyświetla się nad sceną. Jest to piękny gest i ukłon ze strony wszystkich którzy ten spektakl tworzyli. A mnie nie opuszcza wrażenie, że Malanowicz jest z nimi na tej scenie, że gra ze swoim zespołem. W roli Odysa zastąpił go Stanisław Brudny, który odarł swoją postać z bohaterstwa, wielkich słów i czynów. A uczynił z niej prostego człowieka, pragnącego wrócić do rodziny. Człowieka, który porzuca nieśmiertelność którą ofiarowała mu bogini Kalipso, bo wie co w jego życiu jest najważniejsze. Scena otwierająca, kiedy Brudny wychodzi na scenę i kończy wędrówkę swojego bohatera jest tak piękna i wymowna w swej prostocie. Kiedy zasiada z rodziną przy stole opowiadając swoją przygodę robi to bez żadnych niepotrzebnych emocji, jakby chciał to mieć już za sobą. Reakcja dzieci i żony jest tylko wymownym milczeniem. Odpowiedzią za stracone lata, za ojca którego przy nich nie było, za obcego człowieka który właśnie wchodzi do ich życia jakby nic się nie stało. Penelopa, żona Odysa (Jadwiga Jankowska-Cieślak) zachowuje całkowity spokój, nawet kiedy mąż mówi że ją zdradzał. Widać jednak na jej twarzy, że zabolało ją te słowa bardzo, dlatego to rozpamiętuje a na wspólnym wypadzie na plażę wypytuje o szczegóły. Mimo jednak, wszystko zostaje przy mężu i kiedy ten jest już u kresu swojego życia opiekuje się nim, walczy z nim i o niego.

Kolejną ważną bohaterką jest Izolda Regensberg grana zarówno przez Maję Ostaszewską i Ewę Dałkowską. Ta bohaterka będzie widziana z perspektywy jej przeszłości i domniemanej teraźniejszości. Spotykamy ją jako pełną wigoru starszą panią, której marzy się sfilmowanie swojego „barwnego” życiorysu. Przeżyła wiele, zwłaszcza w czasie wojny kiedy za wszelką cenę starała się wyzwolić męża z obozu Mauthausen, a potem ten sam mąż zostawia ją dla innej. Wierzy jednak, że to co ją spotkało jest na tyle ważne i wyjątkowe że musi zostać napisane i zekranizowane. Nad jej życiem ciąży jednak duch przeszłości, dlatego widzimy ją pobitą i zamkniętą w więzieniu, w trakcie przesłuchiwań przez gestapowca, w momencie kiedy spotyka się z mężem po długiej rozłące czy też w czasach powojennych kiedy prowadzi z nim sklep z jeansami. Pierwsza z nich walczy o nieśmiertelność i pamięć, a druga o męża którego mam wrażenie że z czasem przestaje kochać, robi to już tylko bo tak trzeba. Dwie Izoldy, których życia się przeplatały. Aby ostatecznie nakreślić jedno życie, które jest nieustanną walką przed zapomnieniem. To samo robi kolejna z bohaterek, z którą Izolda Regensberg się utożsamia, Elizabeth Taylor (olśniewająca w tej roli Magdalena Cielecka). Swoimi rolami chce zapisać się na kartach historii. Kiedy po operacji mózgu rozmawia z Barbarą Walters (Agata Buzek) w szpitalu, otwarcie mówi jej że niczego w życiu nie żałuje, rozpamiętuje jak nie wpuszczono ją na pogrzeb męża Richarda Burtona. Z jednej strony tęskni i kocha, z drugiej idzie po raz kolejny po swoje. Jest przecież celebrytką, boginią w której boskość nikt nie wątpi. Jest kimś. Ocieramy się o popkulturę, która miesza się z wątkami Holocaustu. Tylko, że tutaj ma być chwytliwie, ważne historie są przecież nie warte opowiedzenia. Liz Taylor wydaje się zachwycona, że ma zagrać Izoldę, ale po latach nawet nie pamięta że coś takiego miało miejsce. Richard Burton (Marek Kalita), chce mięsa a nie jakiejś tam historii, która może i by Oscara otrzymała ale przecież dużych pieniędzy nie przyniesie. I tak kłóci się z Polańskim (Piotr Polak) i Hłasko (Jacek Poniedziałek) o to, co za shit mu przygotowali. A potem jeszcze na scenie pojawi się Claude Lanzmanna (Wojciech Kalarus), który w krótkim monologu skarci Listę Schindlera za to jaka jest. Jaki obraz Holocaustu przedstawia – taki przecież hollywoodzki on jest. Wspomni swój film Shoah, w którym liczyło się słowo i oszczędność tych słów. Wrażenie w odbiorze tego monologu bez wątpienia potęguje fakt, że chwilę wcześniej byliśmy świadkami fragmentu tego filmu i wstrząsającego wyznania Abrahama Bomby, fryzjera z Treblinki. Potem zostanie nam już tylko spotkać się z Dybukiem, który odwiedza Państwa Regensberg.

Ostatnia scena, pokazująca Dybuka, daje do zrozumienia jak bardzo przez cały czas trwania spektaklu, byliśmy na pograniczu życia i śmierci. Jak to balansowaliśmy na granicy strachu, przed tym czego wszyscy się tak boimy – zapomnieniem. Osadzeni jednak mocno w tym, co tu i teraz – zegar tykał – dotykaliśmy bardzo mocno historii Holocaustu, zahaczając o popkulturę i świat Hollywood. I mimo różnych skrajności te dwa przeciwległe wątki łączyły się ze sobą pokazują jak bardzo powinniśmy zachować przeszłość w pamięci i nie dawać się zmanipulować temu co serwuje nam świat rozrywki. Że umarli żyją wśród nas i wciąż walczą o to by istnieć, być. Bo tylko to, co jeszcze w nas zostaje pozwala im trwać. Nie wiem czy na własne nieszczęście, ale kilka dni przed obejrzeniem spektaklu skończyłam czytać Dymy nad Birkenau Seweryny Szmaglewskiej i to sprawiło, że jeszcze bardziej przeżyłam to co Warlikowski pokazał na scenie. Te obrazy, które pojawiały się na scenie przynosiły jakieś wewnętrzne spustoszenie. Bo tak naprawdę ten spektakl był o odchodzeniu i trudnych powrotach, które nie zawsze i nie wszystkim były dane. Ci co jednak przeżyli chcieli zacząć na nowo. Innym się udało, zachowali pogodę ducha i żyli tym co przynosi dzień. Inni nie mogli znieść, że zostali na tym świecie sami, że stracili swoje rodziny i nigdy się z tym nie pogodzili. A doświadczenia, które przyniosła im wojna wywarły na nich taki wpływ, że już nie potrafili próbować żyć jak dawniej. Zaś duch tym co się nie udało wciąż żyje i jest. Z czym jednak żyjemy teraz? Jak patrzymy na świat, bogów, istotę tego świata? Losy Odysa i Izoldy wbrew wszystkiemu się łączą, każdy przeżył wojnę i każdy na swój sposób. I każdy na tej wojnie dokonał wyboru. Oddalił się od bogów swego świata i uwierzył we własne siły i możliwości. Dzielące ich dzieje dotarły jednak do nas to czasów współczesnych, czy zdajemy sobie z tego sprawę? Czy widzimy co się dzieje? Jak zapominamy? A to ta pamięć jest najważniejsza, dlatego Odys wraca do domu, bo pamięta, a Izolda walczy o męża bo pamięta ich życie przed. A czy my pamiętamy i będziemy kiedykolwiek gotowi się poświęcić?


Odyseja. Historia dla Hollywoodu
reżyseria: Krzysztof Warlikowski
scenografia, kostiumy: Małgorzata Szczęśniak
scenariusz na podstawie: Odysei Homera oraz Króla kier znów na wylocie i Powieści dla Hollywoodu Hanny Krall: Krzysztof Warlikowski, Piotr Gruszczyński; współautor: Adam Radecki; współpraca: Szczepan Orłowski, Jacek Poniedziałek
współpraca artystyczna: Claude Bardouil
dramaturgia: Piotr Gruszczyński; współpraca: Anna Lewandowska
muzyka: Paweł Mykietyn
reżyseria świateł: Felice Ross
wideo i animacje: Kamil Polak
zdjęcia do sceny Przesłuchanie: Paweł Edelman
charakteryzacja i fryzury: Monika Kaleta
obsada: Claude Bardouil, Mariusz Bonaszewski, Stanisław Brudny, Agata Buzek, Magdalena Cielecka, Andrzej Chyra, Ewa Dałkowska, Bartosz Gelner, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Wojciech Kalarus, Marek Kalita / Rafał Maćkowiak, Zygmunt Malanowicz, Hiroaki Murakami, Maja Ostaszewska, Jaśmina Polak, Piotr Polak, Jacek Poniedziałek
Ze specjalnym udziałem w materiale filmowym Mai Komorowskiej i Krystyny Zachwatowicz-Wajdy
inspicjent: Łukasz Jóźków
asystent reżysera: Jeremi Pedowicz
asystenci scenografki: Anna Gołdanowska, Marcin Chlanda
asystentki kostiumografki: Justyna Woźniak, Milena Kotecka, Maria Łozińska, Dominika Sokołowska
asystentka reżyserki świateł: Alina Dolzhikova
realizator oświetlenia: Dariusz Adamski
realizator dźwięku: Mirosław Burkot
realizator wideo: Tomasz Jóźwin
operatorzy kamer: Bartłomiej Zawiła, Marek Wilk
kierownicy produkcji: Małgorzata Charzewska, Filip Pawlak
koprodukcja: Athens and Epidaurus Festival, Ateny, Comédie de Clermont-Ferrand, La Colline – théâtre national, Paryż, Printemps des Comédiens, Montpellier, Schauspiel Stuttgart

Spektakl jest częścią „Wandering in search of a home: the Ithaca project”, współfinansowanego ze środków programu Kreatywna Europa, finansowanego przez Unię Europejską.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE