Dziewice i mężatki, reż. Janusz Wiśniewski

16:19

Gdyby ktoś wcześniej powiedział, że sztukę Moliera można przenieść na scenę w taki sposób w jaki zrobił to Janusz Wiśniewski, powiedziałabym, że taka rzecz stać się nie może. A tymczasem, zasiadłam na widowni w Teatrze Ateneum i nadziwić się nie mogłam jak zachwycające okazały się Dziewice i mężatki. Mówić nie trzeba wiele, wystarczy pogratulować

/fot. Bartek Warzecha/

Tę sztukę Molier nazwał Uczone białogłowy i nie śpiesząc się w jej ukończeniu – na potrzeby dworu czy teatralnego repertuaru – zadbał o formę oraz należyte dopracowanie tak, że owo dzieło stało się wzorem „klasycznego” teatru. I jak to zwykle u Moliera bywa pod lupę poszło ówczesne społeczeństwo ukryte w zachowaniach mieszkańców jednego domostwa. Chociaż o mężczyznach też będzie tutaj mowa, to francuski komediopisarz skupił się właściwie na kobietach. Ta komedia o dwornych paniach uprawiających filozofię i fizykę, miłujących łacinę i grekę szybko pokazuje przywary kobiet sfer wyższych. Twórcy dużo nie trzeba było do stworzenia – jak to sam raczył nazwać – „wykwintnisi”, bo tę całą wykwintność zamknął w języku i przytaczanych mądrościach. Janusz Wiśniewski, który podjął się wyreżyserowania owego działa poprzestawiał trochę szyki Moliera i dzieło uwspółcześnił, zachowując jedynie właściwe dialogi. Jego domostwo to „potworna” – bo inaczej nazwać się jej nie da – rodzina ściągnięta dosłownie jakby z jakiegoś cmentarza (a dla lepszej wizualizacji to odzwierciedlenie Rodziny Adamsów). Zamiast normalnych ludzi bohaterowie przypominają trupy poruszające się charakterystycznym dla upiorów krokiem.

Dlatego zacząć wypadałoby od samego miejsca akcji spektaklu, która znaczenie ma tutaj kluczowe. Ta scenografia nie jest dla samego „dziania się” – stworzenia aktorom pola do gry – ale w połączeniu z kostiumami napiera znaczenia symbolicznego. I tak zinterpretować możemy ją dwojako. Z jednej stron ważny staje się sam zamysł reżysera, który podejmując się twórczości Moliera próbuje pokazać, że chociaż dzieła komediopisarza można uznać już za struchlałe wciąż są aktualne i schemat społeczeństwa w nich zawarty po dziś dzień powiela się. Z drugiej strony, skupiając się na samych aktorach, ich kostiumach i przestrzeni w jakiej przyszło im grać, dostrzegamy, że rodzina ta, żyjąca zaledwie we własnych czterech ścianach, przez przekonania o swej wyższości i zaplątana we własne intrygi uczyniła z siebie nieboszczyków, zapomnianych i wykluczonych z życia. Pani Dulska zwykła mawiać: Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział i ta rodzina idealnie do tego zdania pasuje. Pan domu, Chryzal (Marian Opania), choć zamożny mieszczanin to wyglądem bardzo zaniedbany, bliżej mu do jakiegoś straszydła niż kogoś wytwornego. Żyje sam, a żonę traktuje, jako niepotrzebny dodatek, woląc skupić się na zabawach ze służącą domu (Marcyna – Dorota Nowakowska). Z kolei jego żona, Filaminta (Ewa Telega) z przymrużeniem oka patrzy na wyczyny męża oddając się poezji i młodym zalotnikom przybywającym do domu, aby starać się o rękę jej córek.

Przez cały jednak utwór kluczowa staje kwestia nauki kobiet, która nieustannie wyśmiewana jest zwłaszcza przez samego Chryzala, który uważa, że mądrości nie są dla kobiet: Nie idzie to z pewnością nikomu na zdrowie, Gdy żona kram z nauką zakłada w swej głowie, czy Trysotyna uważającego, że liczy się jedynie wdzięk kobiety: O naukach snadź pani niewiele rozumiesz I starczy ci za wszystkie, że czarować umiesz. Nawet Marcyna, uboga chłopka mówi: Mędrki takie są dobre, ale na katedrze; I, choćbyście mi państwo nie wiem co gadali, Nie chciałabym za męża mieć uczonej lali. I z tymi nieustannymi zarzutami walczą: Filaminta, Armanda (jedna z córek – Olga Sarzyńska) i Beliza (siostra Chryzala – Magdalena Schejbal), chlubiąc się swą wiedzą i nakazująca innym kobietom pójścia w ich ślady. Chociaż walka ta nie jest łatwa i powiedzieć można, że z góry skazana na przegraną to dostrzec można, że staje się ona punktem komiczności spektaklu Wiśniewskiego, który wykorzystuje temat do obśmiania pewnego skamieniałego myślenia i pewnych nowoczesnych zatwardziałości.

Akcja sztuki rozpoczyna się – nazwijmy to – od aktu twórczego, gdzie trzy panie: Filaminta, Armanda i Beliza zasiadają przy stole, aby wsłuchać się w poezję Trysotyna (Dariusz Wnuk). Salonik poetycki szybko rozpada się, bo panie słuchając tak „wzniosłej” poezji wpadają w dziwny trans miłosnego pożądania. Co wykorzystuje poeta, aby zalecić się do Henryki (druga z córek – Katarzyna Ucherska). Ta oczywiście odpycha te zmagania, wyjawiając, że jej serce oddane jest innemu. I wtedy na plac boju wkracza Małgorzata Mikołajczak, w roli androgenicznego uwodziciela Klitandera. Romans mógłby się toczyć, a walka o pozyskanie ręki młodszej z córek stać się głównym celem sztuki, ale kiedy przyjrzymy się roli Mikołajczak dostrzeżemy, że chodzi tutaj o coś więcej. Bo młodzieniec odrzucony przez każdą z domowniczek, w końcu chwyta się Henryki, tej najczystszej, bo nieskażonej jeszcze poezją własnej matki i hardym sercem siostry i ciotki, czyżby w akcje zemsty?

I tak upływa sztuka w doskonałej obsadzie, z genialnymi kostiumami i charakterystyką. Przy muzyce skomponowanej przez Jerzego Satanowskiego, która nadaje spektaklowi Dziewice i mężatki wyrazu właściwego. Nie tylko przenosi do czasów współczesnych, ale również porządkuje dziejące się na scenie wydarzenia. W samej inscenizacji, gdzie widać pewien przekrój społeczeństwa doszukiwać się można zatwardziałych feministek, kobiet pewnych swej wyższości i klasy a co za tym idzie odrzucających mężczyzn, samotniczek i samotników, w końcu mężczyzn, którym ta wolność kobieca się podoba i tych, którzy uważają, że kobieta poza kuchnię i szatnię mężowską wychylać się nie powinna. Każdy z bohaterów przybiera daną maską i nie ściąga jej ani na chwilę, pozostając wiernie przy swym zdaniu. Walka płci trwa, a to, co męskie i kobiece zdaje się ścierać na każdym z pól. I nic dziwnego, że końcowym etapem całej tej drogi dla jednych jest ucieczka, a dla drugich pozostanie w stworzonym przez siebie ładzie.

/fot. Bartek Warzecha/
Dziewice i mężatki (wg tekstu Uczone białogłowy Moliera)
inscenizacja: Janusz Wiśniewski
muzyka: Jerzy Satanowski
choreografia: Emil Wesołowski
obsada: Marian Opania, Ewa Telega, Olga Sarzyńska, Katarzyna Ucherska, Magdalena Schejbal, Maria Ciunelis, Dorota Nowakowska, Małgorzata Mikołajczak, Dariusz Wnuk, Tadeusz Borowski, Julia Konarska, Henryk Łapiński

Zobacz także

2 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE