Dożywocie, reż. Filip Bajon

14:40

Filip Bajon sięga po komedię Aleksandra Fredry i próbując podążać za jej wymową przenosi Dożywocie na deski Teatru Polskiego. Sztuka staje się trochę współczesna, owiana ludzką chciwością oraz widmem nieustannej walki o pieniądze. […] staje się miejscem dla prawdziwych twardzieli, tzw. wilków z Wall Street, którzy za dnia walczą na giełdzie o własne życie i cudze pieniądze

/fot. materiały prasowe/

Jakiś pan popadłszy w długi oddaje rękę swojej córki innemu panu, aby w sposób ten spłacić należności. Młoda panna niemyśląca jeszcze o małżeństwie, tym bardziej ze starszym mężczyzną, z uwagi na ojca godzi się na ten mezalians. Z kolei, jej przyszły mąż, uchodzący za bogacza jest jedynie lichwiarzem, który podąża za rządzą pieniądza. I choć kreuje się na kogoś innego, jest nieszanowanym obywatelem, który jakimś nieprawym interesem pozyskuje umowę o dożywocie nad panem trzecim, postanawiając go strzec w zdrowiu i chorobie, bronić przed nieprzyjacielem, a wszystko to dla uzyskania sporych korzyści majątkowych. Szkoda tylko, że mężczyzna, którego dożywocie zostało kupione, nadmiernie ciesząc się swoją młodością, traci zdrowie podczas hucznych imprez mocno zakrapianych alkoholem. Tak oto zaczyna się historia miłosna Leona (Krzysztof Kwiatkowski) i Rózi (Marta Kurzak), niejasnych interesów Orgona (Piotr Cyrwus) i Łatki (Jarosław Gajewski), a także ich niewiernego sługi Filipa, który dla paru dukatów poświęca swego chlebodawcę (Paweł Krucz).

Scena Teatru Polskiego staje się miejscem dla prawdziwych twardzieli, tzw. wilków z Wall Street, którzy za dnia walczą na giełdzie o własne życie i cudze pieniądze, a nocami upijają się do nieprzytomności w posiadłości Leona Birbanckiego. I chociaż Aleksander Fredro pisząc trzyaktową komedię Dożywocie nie o inwestowaniu w rynek papierów wartościowych myślał, to na scenie ta konwencja sprawdza się idealnie. Maklerzy w garniakach, prowadzący zażarte rozmowy przez telefon, biegający z dokumentami, modlący się przed monitorem wyświetlającym dane akcje. A akcje rosną i spadają w zależności od tego, co główny bohater umyśli zrobić. Bo chociaż majętny już nie jest, zdrowia dobrego też nie, to jego dożywocie wykupione przez niejakiego Pana Łatkę staje się na wagę złota. I ów nieznajomy dwoi się i troi, aby tylko zapobiec jakimś nieszczęśliwym wypadkom, na które Leon - z racji swojej młodości – naraża się nieustannie.

Ta historia nie byłaby komedią, gdyby Pan Łatka nie był oszustem, łatwo sprzedajnym, do tego chciwym i żądnym pieniądza, a Pan Leon nie był młodzieńcem trwoniącym pieniądze na hucznych imprezach, miłującym alkohol i grę w karty. A także, gdyby o kobietę, piękną Rózię, nie toczyła się walka. A tak reżyser, Filip Bajon, starał się jak mógł, aby Fredrę nieco uwspółcześnić, nie zabijając jego archaicznego już języka i kunsztownego żartu. Nic jednak z tych starań nie wyszło, a to, co miało śmieszyć straciło swój urok. Temat nadmiernego spożywania alkoholu, wchodzenia w związki małżeńskie, ukazanie ludzkiej próżności i chciwości, zabawa w młodość czy próba knucia intrygi stają się zbyt błahe. Niezauważone w ogóle. I winnych próżno tutaj szukać, bo scenografia jest świetnie przygotowana, kostiumy odpowiednio dobrane, muzyka taka jak trzeba, a aktorzy charyzmatyczni i choć zapomnianym językiem Fredry mówią to interpretują go na mod(ł)ę współczesną. Da się ich słuchać i co najważniejsze, chce się ich słuchać, bo nie tylko nadrabiają dobrą wymową, ale również ekspresyjną grą i umiejętnością koncentracji uwagi widza na swojej postaci. Same słowa pochlebne przemawiają za Dożywociem Bajona, a mimo wszystko to, co przyjdzie zobaczyć na scenie nie zachwyca.

Po dłuższym skupieniu na szczególe i wertowaniu tego, co w spektaklu mogło nie pasować, powoli pewne niedociągnięcia jakby się rozjaśniają i stają bardziej widoczne. Może i Aleksander Fredro nie zachwycił swoją komedią, ale reżyser nie zrobił zbyt wiele, aby to zmienić. Skorzystał z trochę tandetnych metod, jak wykreowanie podróży balonem (czy to w połowie sztuki czy na jej końcu), dodał do tego element nagości (co jakiś czas na scenie pojawia się pół naga aktorka) i pomieszał czasy dawne ze współczesnością (obok dobrze skrojonych garniturów pojawiają się wytworne suknie czy surduty) licząc, że na scenie te zabiegi się sprawdzą. Trochę szkoda, trochę żal, że farsa stała się zbyt poważną, a zwycięska miłość dwojga kochanków, opowiedziana żartem, przemknęła niezauważona wśród biegających maklerów i ważności pieniądza.

/fot. Krzysztof Buczek/
Dożywocie
autor: Aleksander Fredro
reżyseria: Filip Bajon
scenografia: Anna Wunderlich
kostiumy: Dorota Roqueplo
muzyka: Michał Lorenc
reżyseria światła: Mirosław Poznański
asystent reżysera: Przemysław Pawlicki
obsada: Krzysztof Kwiatkowski, Adam Biedrzycki, Piotr Cyrwus, Marta Kurzak, Jarosław Gajewski, Szymon Kuśmider, Krystian Modzelewski, Tomasz Brzostek, Paweł Krucz, Marta Alaborska, Joanna Halinowska, Afrodyta Weselak, Piotr Bajtlik, Tomasz Błasiak, Wojciech Czerwiński, Dominik Łoś

Zobacz także

2 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE