Hotel Westminster, reż. Jerzy Bończak

15:19

Za ogromnymi (przypuszczam, że) szklanymi drzwiami Hotelu Westminster dziać się będą cuda i dziwy. Rzeczy, o jakich to słyszy się w brazylijskich telenowelach, a nie teatralnych opowieściach. Tutaj jednak, podążając za godnymi pierwowzorami, jedno kłamstwo zdąży dogonić kolejne, a intryga budować coraz to głębsze tunele. Sami zaś bohaterowie świadomi swoich nikczemnych postępków, ani razu nie pomyślą o tym, żeby stać się lepszym, a przede wszystkim miłującym prawdę, człowiekiem


Spektakl Jerzego Bończaka (który w sztuce wcielił się w postać przygłuchego i ślepego kelnera) zamknąć można w czterech wnioskach: rola Andrzeja Deskura zachwyciła, realizacja okazała się przemyślaną kombinacją muzycznych dźwięków oraz szybko zmiennej scenografii, tekst płynący ze sceny śmieszył, bo miał sens i tak też zostawał interpretowany oraz to, że koniec nastąpił za szybko, pozostawiając uczucie w stylu: „chcę więcej”. Bo kiedy tak w pełnym skupieniu śledziło się potyczki bohaterów, a w głowie rodziło się milion pomysłów na zakończenie pojawiających się intryg, wszystko potoczyło się jakby innym trybem. Typować można by było bez końca, dopisywać to, czego nie ma, ustawiać bohaterów według utartych już schematów. Tylko, że tutaj nic takiego się nie dzieje, a każdy powstały plan okazuje się fiaskiem, bo sprawy rozwiązują się nie pomyśli nikogo, a zakończenie zbija z tropu zupełnie, pozostawiają widzów z otwartym zakończeniem.

Reżyser przeniesie nas wprost do przepełnionej intrygami hotelowej recepcji, w której to nie tylko poznamy głównych bohaterów i ich duże kłamstwa, ale również zobaczymy serię nieprawdopodobnych zdarzeń, graniczących z absurdem. Na początku poznajemy małżeństwo Willeyów, Richarda (Jan Jankowski) i Pamelę (Magdalena Wójcik), którzy do Londynu przybywają w celach służbowych. On, minister spraw wewnętrznych, nie tylko ma w zamiarze załatwić polityczne interesy, ale również skonsumować toczący się romans z jedną z sekretarek z ministerstwa (Magdalena Margulewicz). Ona natomiast, początkowo postanawia oddać się kulturalnym rozrywką, wszystko jednak zmienia się, gdy wpada w objęcia Georga Pidgena (Andrzej Deskur), zaufanego współpracownika swojego męża. Na domiar złego, w hotelu zatrzymuje się także Lilly Chatterton (Grażyna Wolszczak), posłanka z opozycyjnej partii Richarda.

Intryga, jaka buduje się wokół kłamstwa Richarda, który to prosi swojego sekretarza o wynajęcie dla siebie i swojej kochanki pokoju, przybiera zaskakujących obrotów. Georg, nie umiejąc kompletnie poradzić sobie z ciężarem kłamstwa, jaki położono na jego barkach, tak plącze się w zeznaniach i czynach, że jest bliski romansu z żoną swojego szefa. Z kolei, robiąc wszystko, aby Richard nie domyślił się, że taka sytuacja zaistniała, wmawia mu, że jest gejem i spotyka się z niejakim Tedem. Andrzej Deskur, który wcielił się w rolę sekretarza, śmieszy i bawi już od pierwszego wkroczenia na scenę. Nie udaje, zabawnego pana w kapeluszu, tylko takim się staje. Jego gra zda się przemyślaną interpretacją roli, której ekspresyjność charakteru aktora dodaje uroku. Stawiając pewne kroki na scenie buduje historię, wokół której wydarzy się całe mnóstwo przypadkowych i zaskakujących wypadków. Tyle, że to on będzie trzymać każdy z pobocznych wątków w całości. Dobrym kompanem dla roli Deskura okazuje się być postać grana przez Mateusza Banasiuka – mąż kochanki Richarda. Równie zabawny jak George, przybywa do hotelu w sprawie tajemniczego listu, jaki otrzymał. Jego przyjazd jeszcze bardziej skomplikuje toczące się losy bohaterów, nie dając możliwości wybrnięcia z sytuacji. A żeby toczącą się intrygę podkręcić, w sprawę miesza się wścibski personel hotelu (w tych rolach: recepcjonista – Tadeusz Chudecki, pokojówka – Katarzyna Ankudowicz, kelner – Jerzy Bończak).

Zamiast próbować wybrnąć z intrygi reżyser, Jerzy Bończak, zostawia widza z całym mnóstwem domysłów i własnymi pomysłami na rozwiązanie tych nawarstwionych spraw. Kiedy kurtyna opadnie, niedowierzanie, że to już koniec będzie ogromne. Ale z pozytywnym wydźwiękiem. Zakończenie Hotelu Westminster w takim momencie nie pozwoliło na zepsucie utrzymanej w dobrym tonie farsy. Nie próbowano na siłę dopisywać zakończenia, brnąć w niemogącą rozwiązać się intrygę, postawiono na otwarte zakończenie, co okazało się trafnym posunięciem. Pochylić się warto jeszcze nad scenografią, a raczej nad jej ograniczonymi możliwościami, jakimi udało się dobrze rozdysponować. Brak obrotówki w Teatrze Komedia w założeniu nie pozwala na stworzenie na scenie kilku hotelowych pokoi, które byłyby dobrze widoczne przez widzów. Mało tego, próba stworzenia trzech przestrzeni, które musiałyby się szybko zmieniać byłaby niewykonalna. Wojciech Stefaniak, wpada na rozwiązanie idealne, w którym dwa pokoje oddziela przepołowionymi dywanami, a wnętrza kreuje w podobnym stylu tyle, że w innych kolorach. I jeszcze, żeby sztukę dopieścić Bogdan Kierejsza gra na skrzypcach, zabawiający hotelowych gości oraz publiczność. Wniosek, na tę sztukę, do tego teatru warto się wybrać.

/fot. teatrkomedia.pl/
Hotel Westminister
tekst: Ray Cooney
tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
reżyseria: Jerzy Bończak
scenografia: Wojciech Stefaniak
kostiumy: Ewa Gdowiok
obsada: Katarzyna Ankudowicz, Jan Jankowski, Magdalena Wójcik, Tadeusz Chudecki, Jerzy Bończak, Andrzej Deskur, Magdalena Margulewicz, Mateusz Banasiuk, Grażyna Wolszczak, Bogdan Kierejsza

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE