Kosmos, reż. Krzysztof Garbaczewski

14:23


W tym spektaklu Krzysztof Garbaczewski przeniesie nas wprost do umysłu bohatera swojej sztuki. Zobaczymy odrealniony świat, pełen niedopowiedzeń, a także wielu symboli. Często niezrozumiałych i rzucanych w próżnię, lecz w jakimś konkretnym celu. Dlatego też, prób odczytania reżyserskich wizji należy doszukiwać się bezpośrednio w adaptowanym dziele. Bo w Kosmosie Gombrowicza, właśnie o taki odrealniony i nieprawdziwy świat chodzić będzie. O próby odnalezienia sensu w życiu, we własnej egzystencji, a następnie zderzenia ich z popędami psychicznymi i fizycznymi, których człowiek nie jest się w stanie wyzbyć. 

/fot. stary.pl/

Za mądrość. Za zdobywane każdego dnia doświadczenia. Za biegnące w niewiadomą życie. Wypijmy za to wszystko, a właściwie, upijmy się tym, co Krzysztof Garbaczewski podsunie nam pod usta. Bo po raz kolejny jego pracująca w zawrotnym tempie wyobraźnia i zdolność kreacji świata odrealnionego doprowadzi do stanu zawieszenia pomiędzy światem rzeczywistym, a światem fikcyjnym. Reżyser da nam spektakl, w którym człowiek nigdy nie stanie się prawdziwy, a jego próby dotarcia do sensu istnienia, zakończą się fiaskiem. W tym stworzonym przez Garbaczewskiego kosmosie trudno będzie odnaleźć jakiekolwiek wartości czy pragnienia człowieka. Łatwiejsze do rozpoznania staną się przybierane przez ludzi maski, które w różnych sytuacjach tworzą zeń istotę ludzką. I nie trzeba będzie wiele, żeby wejść w świat pełen niewiadomych, wkroczyć w przestrzeń samego reżysera, by trochę się z nią zapoznać, trochę spróbować zrozumieć, i zostawić w niej swój ślad. Bo już od samego wejścia na widownie wkraczamy w intymne rejony wykreowanego dzieła. Od samego początku oswajamy się z dziwnością tego spektaklu, z brakiem ram, które mają go ograniczać, a także z nietypowością i oryginalnym charakterem.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że każdy kto po raz pierwszy zobaczy inscenizację Krzysztofa Garbaczewskiego może doznać szoku. W tym przypadku wyjątkowo silnego, bo reżyser ani myśli sprzedawać swojemu widzowi kłamstw i rzeczy, z którymi sam się nie zgadza, bądź nie wierzy. Jego celem stanie się odkrycie prawdy. Stąd, jakakolwiek akcja zostaje ograniczona do minimum, a ciąg wydarzeń, które zobaczymy na scenie, skupiać się będą na odkrywaniu tego, co nieznane, poukrywane w życiu, między jego wierszami. Jak nigdy, reżyser, wiernie podąży śladem autora, którego dzieło inscenizuje. A to sprawi, że Kosmos Gombrowicza u Garbaczewskiego znajdzie swoje ujście. Mam dziwne wrażenie, że to właśnie reżyser jest jedną z tych osób, które wniknęło w świat pisarza, odnalazło się w nim, zawłaszczyło go i ostatecznie oswoiło. A wynik tego jest próbą, abyśmy i my zrozumieli, abyśmy i my odkryli swój własny świat.

W centrum swojego dzieła Garbaczewski postawi człowieka i z jego pomocą próbować będzie dojść do odkrycia tajemnicy wszechświata, sensu życia i siły, która napędza i trzyma cały ten otaczający nas rozgardiasz. Witold, w którego rolę wcieli się Jaśmina Polak, będzie człowiekiem trochę wycofanym, a trochę aroganckim, który za jakąś przyczyną dostrzeże nietypowe znaki i dążyć będzie do ich źródła. Jednak każdy jego ruch będzie przepełniony ironią i drwiną. A to sprawia, że wszystko, co dzieje się na scenie nabierze jeszcze bardziej nierealnych kształtów. W żadnym procencie nie przypomni to rzeczywistości, a jedynie ciąg sennych wyobrażeń, które nigdy się nie ziszczą. Gra jaką zacznie prowadzić Witold z mieszkańcami domu w Zakopanem, w którym zamieszkał, równocześnie będzie próbą odnalezienia w nich istoty człowieczeństwa. Próbą powiązania różnych życiowych sytuacji czy wypowiadanych słów w jakąś zwartą całość. W coś, co pozwoli wytłumaczyć wiele spraw niezrozumiałych człowiekowi. Ułatwi dojście do porozumienia między poszczególnymi jednostkami.

Bohater jednak jest w tej próbie zmierzenia się z mocą sprawczą sam. Jedynie przebłyski światła torują mu drogę, miejscami wskazując rzeczy ważne. To właśnie z tego światła narodzi się bohater, to światło zaprowadzi go do domu Pani Wojtysowej (Paweł Kruszelnicki) i jej męża (Roman Gancarczyk), to światło pobudzać będzie jego instynkty seksualne względem Leny (Marta Ścisłowicz) i Ludwika (Błażej Peszek). W końcu to światło zwróci wzrok Witolda na Katasie (Maciej Charyton), jako odpowiednik świata nieistniejącego, wszystkiego, co wydarzyć się nigdy nie mogło. Bartosz Nalazek, który zajął się w tym spektaklu realizacją świetlną, za jej pomocą stworzył kolejnego bohatera. Kolejną postać, która stała się przyjacielem Witolda, pomagającą mu oswoić się z daną przestrzenią oraz zmierzyć z pojawiającymi sensami egzystencjalnymi. Idąc dalej, warto przyjrzeć się samej scenografii autorstwa Aleksandry Wasilkowskiej, której wizja idealnie wpasowała się w wyobrażenie Garbaczewskiego i dzieło przez niego inscenizowane. Wchodzimy na scenę, a nad naszymi głowami unoszą się odłamki asteroid, gwiazd. A potem zostaje już tylko, rzucająca się w oczy otwarta przestrzeń sceniczna, która nabiera kształtu sennych wyobrażeń, po której błądzi się po omacku. Najważniejsze jednak staje się tutaj to, co niewidoczne. Ta część scenografii, która ukryta jest za kulisami, a widoczna jedynie na nagraniach. Bo ten ciasny pokoik, w którym zbierać się będą bohaterowie najwięcej opowie o toczącej się opowieści i sensach z niej płynących.

Kosmos
Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej

reżyseria i opracowanie dramaturgiczne: Krzysztof Garbaczewski
muzyka: Jan Duszyński
inspicjent, sufler, asystent reżysera: Zbigniew S. Kaleta
video: Robert Mleczko
reżyseria światła: Bartosz Nalazek
choreografia: Izabela Szostak
II asystent reżysera (WRD PWST): Wiktor Bagiński
scenografia: Aleksandra Wasilkowska
kostiumy: Svenja Gassen
obsada: Roman Gancarczyk, Paweł Kruszelnicki, Jaśmina Polak, Marta Ścisłowicz, Maciej Charyton, Błażej Peszek, Małgorzata Gorol, Natan Berkowicz

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE