Lekko nie będzie, reż. Tomasz Sapryk

12:12

Spotykani przede wszystkim na szklanym ekranie. Znani szerszej publiczności za sprawą seriali. Rzadko widywani na scenie teatralnej, częściej wpadniemy na nich na okładkach kolorowych gazet, gazetek i czasopism. Dlatego też oczekiwania, co do sztuki, w której zagrają nie były wielkie, raczej spodziewać się można było spektaklu z tej średniej półki. Jakież było zdziwienie, kiedy komedia, w której przyszło im grać w zaskakująco szybkim tempie przeskakiwała z jednego szczebelka na drugi, aż w końcu wspięła się na sam szczyt


Powiedzieć, że widzom dostarczona zostanie rozrywka na wysokim poziomie, to chyba za mało. Bo aktorsko spektakl Lekko nie będzie, był czymś niesamowitym. Jan Jankowski, już od pierwszych chwil zaczyna kreślić swój komediowy rys. Mamy bohatera, po pięćdziesiątce (wiek, w tej sztuce odegra niemałą rolę), profesora wyższej uczelni, rozwodnika, który to wdaje się w romans ze swoją uczennicą. A jako, że mało jest asertywny to w żaden sposób nie potrafi zakończyć tego utajonego związku. Jego problemy zaczynają się, kiedy niespodziewanie do mieszkania przychodzi była żona w odwiedziny. Niewątpliwie, rola Eduardo, Jankowskiemu od razu wpadła w aktorskie gusta. Grał z lekkością, jaką od komediowego bohatera wymagamy. Widać było, a raczej czuć ze sceny, że intencja jego postaci była dla niego oczywistością, którą mógł ograć wedle własnych upodobań i możliwości. W tym udało mu się stworzyć postać bardzo groteskową, która bez problemu odnajdywała się w nieszczęsnym fatum, jakie nad nią zawisło.

W opozycji do tego pechowca stanie Marco, wielki (w swoim mniemaniu) artysta, co to po pięćdziesiątce jeszcze żyje na garnuszku rodziców i nie powstydzi się brać od nich kieszonkowego. Rola ta przypisana zostaje Kacprowi Kuszewskiemu, ale zanim zdemaskujemy, kto kryje się pod tą postacią nastąpi długi proces zastanawiania się kto właśnie wszedł na scenę. Po pierwsze Kuszewski jako Marco zmienił się nie do poznania, a oto w takich rolach naprawdę trudno. Po drugie, grając swoją zmienną emocjonalnie i charakterowo rolę zasługuje na niejedne głośne brawa, bo na scenie czuł się niebywale swobodnie. Pozwalał swojemu bohaterowi nieść się po narzuconych ramach sztuki, ale systematycznie dodawał mu coraz więcej z komiczności i prześmiewczego zachowania. I czego by nie próbować powiedzieć, w swojej roli był naprawdę świetny.

Teraz pora wspomnieć o trzech paniach, z których tylko jedna (niestety) nie spisała się na scenie. W pierwszej kolejności wyróżnić należy Julię Rosnowską. Aktorka wciela się w postać córki Eduardo, która zakochuje się w dużo starszym od siebie mężczyźnie. Jest zwariowaną studentką, co to lubi własnymi ścieżkami chadzać, ale jak coś tylko się wydarzy przybiega do ukochanego tatusia. Wygląda na to, że to rola wybrała aktorkę, a nie odwrotnie, bo ona również ze swobodą porusza się po scenie i z wdziękiem, i buńczucznością młodzieńczą wypowiada swoje kwestie. Jest w tym wszystkim niebywale prawdziwa i wiarygodna, a swoim urokiem rozsiewa po scenie dobrą energię i pokazuje, że jej aktorski warsztat jest naprawdę duży. W matkę dziewczyny, wciela się Dominika Ostałowska. Początkowo trudno przyzwyczaić się do jej gry, bo czuć, że co jakiś czas wychodzi ze swojej roli, a na scenie jest po prostu Dominiką Ostałowską, a nie Marion. Lecz minuty spektaklu płynęły, a aktorka rozgrywała się coraz bardziej, w końcu tworząc postać, która był egzaltowaną matką, wścibską byłą żoną i młodą duchem kobietą, która zakochuje się w dużo młodszym od siebie mężczyźnie. I teraz wypada przyklasnąć, bo efekt tych trzech różnych temperamentów określił jej bohaterkę wnosząc do farsy, kolejny komediowy element układanki. Najgorzej na tle wszystkich bohaterów wypadła Katarzyna Grabowska, to ona miała zagrać młodą kochankę Edurado, niestety nie do końca odnalazła się w tej roli. Bliżej było jej bohaterce do przykładnej uczennicy niż lubiącej flirtować dziewczyny, dla której poza romansami i facetami nic się nie liczy.

I tak ostatecznie, budując się na aktorskiej grze, powstaje spektakl komediowy, w którym wiek bohaterów i ich kryzysy wieku średniego, a potem też bunty wieku młodzieńczego, zapoczątkują lawinę absurdalnych sytuacji. Składać się one będą z wielu pomyłek i niedopowiedzeń, ale to sprawi, że od samego początku, aż do opadnięcia kurtyny śmiech i dobry żart utrzyma się na scenie. Udało się Tomaszowi Saprykowi, reżyserowi, z tekstu Jeana – Claude Islert stworzyć utrzymaną w dobrym tonie komedię, w której to perypetie związane z miłościami wszystkich bohaterów zawiążą się w jeden znaczący wątek, do którego widz szybko zostanie wciągnięty. A akcja zamiast się rozwiązywać, mieszać się będzie coraz bardziej i tak do zakończenia, w którym nie zabraknie zaskoczenia, bo takie rozstrzygnięcia wszystkich wątków trudno się było spodziewać.

/fot. teatrkamienica.pl/
Lekko nie będzie
Teatr Kamienica
autor: Jean – Claude Islert
reżyseria, opracowanie muzyczne: Tomasz Sapryk
tłumaczenie, scenografia: Witold Stefaniak
kostiumy: Joanna Snopek
asystentka reżysera: Andżelika Piechowiak
charakteryzacja: Mira Wojtczak
ruch sceniczny: Tomasz Borkowski
zdjęcia: Rafał Olejniczak
opracowanie graficzne: Piotr Grzegorzewski
obsada: Julia Rosnowska, Jan Jankowski, Dominika Ostałowska, Katarzyna Grabowska, Kacper Kuszewski

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE