Matki i synowie, reż. Krystyna Janda

12:42

Ból po stracie bliskiej osoby i konsekwencje tego co się wydarzyło. Nienawiść wobec samego siebie, a także niekończące się obarczanie winą innych. Taką zobaczymy bohaterkę spektaklu Matki i synowie, która mimo tego, że życie dało jej kolejną szansę, pozostanie zgorzkniałą kobietą rozsiewającą nienawiść dookoła. Ani razu nie zainteresuje się tym jaką krzywdę wyrządziła i wyrządza innym. W jej mniemaniu to przecież ona będzie mieć najtrudniej i to tylko ją jedyną na świecie spotkało takie nieszczęście

/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska/

Kiedy reflektory rozświetlą scenę, cała uwaga skupi się na tajemniczej kobiecie w futrze (Krystyna Janda), która odwrócona bokiem do widowni wpatruje się w okno. Lecz ani wydarzenia za szklaną szybą, ani to, co w danym momencie zadzieje się w pomieszczeniu nie będzie mieć najmniejszego znaczenia. Bo najważniejsza stanie się postać kobiety, jej zdawkowe odpowiedzi i obawa przed spojrzeniem na mężczyznę, który stoi tuż za jej plecami. Michael (Paweł Ciołkosz) próbując nakłonić kobietę do zdjęcia okrycia zacznie wieść monolog opisujący jego codzienne, zwykłe życie. Lecz ona ani nie drgnie. Nie wysili się, żeby mu odpowiedzieć. Bez końca wpatrywać się będzie w to okno, a wgląd w jej myśli i próba odgadnięcia, co tych dwoje tak naprawdę robi w jednym pomieszczeniu nie będzie dawać spokoju. Tajemnica jaka ukryła się pomiędzy tą dwójką zda się ciążyć nad nimi, jednak nikt nie zechce zacząć tej trudnej rozmowy pierwszy.

Nagle, wspomnienie jakiegoś spektaklu, jakiejś roli, jakiegoś bohatera. Płacz kobiety. I tylko jedno słowo, które zawisa w powietrzu. Syn. Teraz już wiadomo, że czerń ubrań bohaterki nie jest przypadkowa, że relacja łącząca tę dwójkę też ma duże znaczenie. Mężczyzna zacznie wspominać swojego ukochanego, życie jakie razem wiedli i nieszczęście które na nich spadło. Kobieta zaś pozostanie nieugiętą i nie odezwie się ani słowem. Kiedy jednak dowie się, że bohaterowi udało się ułożyć życie na nowo, że ma męża (Antoni Pawlicki) i siedmioletniego syna (Adam Tomaszewski/Antoni Zakowicz), coś w niej pęknie. Radość bohatera będzie dla kobiety ciosem, którego nie zniesie. Przyniesie pytanie, dlaczego nie ją to spotkało? W tej samej chwili na scenę zaczną wylewać się żale za nieudanym życiem, które ją przytłacza. Za każdą stratą jaką przeżyła. Za synem, którego tak kochała, a którego nigdy nie rozumiała. W końcu przeklnie samotność będącą ciążącym jej bagażem. Bohaterka z pełną brutalnością obwini o wszystko stojącego przed nią mężczyznę. Ten jednak przemilczy prawie każdą rzucaną pod swoim adresem uwagę, aż w końcu i w nim coś pęknie.

Wiele niedopowiedzeń, które powstanie między postaciami do końca sztuki pozostanie wyłącznie w sferze domysłów. Co tak naprawdę mogło wydarzyć się przez te wszystkie lata między osobami, które nieprzypadkowo znalazły się w jednym pokoju? Nie wiadomo, ale brak odpowiedzi na nurtujące pytania wybrzmi w długich pauzach, które odegrają w spektaklu dużą rolę. Od samego początku pozwolą na stawianie pytań, zastanowienie się. Na krótką analizę bohaterów i ustosunkowanie się do ich racji. I choć postawione przez Krystynę Jandę, reżyserkę, zadanie nie będzie łatwe, widzowi mimo wszystko przyjdzie zmierzyć się z ciężką materią jaka wytworzy się na scenie.

Nie tylko trudny temat stanie się tutaj podstawą zbudowania spektaklu, bo przede wszystkim będzie to los bohaterów wobec przeżytej straty. Michael po siedmiu latach od śmierci ukochanego decyduje się zacząć żyć na nowo. Znowu chce poczuć szczęście. Udaje mu się to, ma męża i syna, dobrą pracę. Kawałek po kawałku wraca do dawnego życia. I choć wyzbywa się cierpienia, które na niego spadło, doskonale wie, że osoba której w jego życiu już nigdy nie będzie, pozostanie wyłącznie we wspomnieniu. Na zawsze. Będzie pamiętać, ale nie chce, żeby ta strata odbiła się na jego całym życiu. Takiego postępowania nie rozumie matka Andre, dla której strata syna, a po wielu latach także i męża, stanie się tragedią, która wykluczy ją ze społeczeństwa. Lamentować będzie nad swoim losem w samotności, całą zaś sobą krzyczeć jak bardzo nienawidzi świata. I mimo, że zbuduje wokół siebie aurę kobiety silnej, w środku pozostanie kruchą istotą, której przez stworzony dystans przyjdzie cierpieć w samotności. Bohaterka potrafić będzie jedynie obarczać winą inne osoby, próbując tym samym zmazać powstałą na jej losie skazę. Stworzona przez Krystynę Jandę bohaterka z góry skazana jest na przegraną. Jej zachowanie pogrąża ją w oczach Michaela i jego męża. Chce odsunąć od siebie cały ból, który ma w sercu jednak nie potrafi, nie w obecności innych ludzi. Dopiero, kiedy dziecko Michaela spróbuje przełamać się przez jej twardy mur, kobieta stopniowo zacznie pękać, a wykreowany przez nią obraz wyzbywać się nienawiści do innych. Nie będzie to jednak zmiana całkowita, a jedynie promyk nadziei, że w życiu tej kobiety może się coś zmienić, wyłącznie jeśli ona sama tego zapragnie.

/fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska/
Matki i synowie
reżyseria: Krystyna Janda
tłumaczenie: Elżbieta Woźniak
światło: Katarzyna Łuszczyk
scenografia i kostiumy: Magdalena Maciejewska
asystent scenografa i kostiumologa: Małgorzata Domańska
producent wykonawczy: Ewa Ratkowska
asystenci reżysera: Ewa Ratkowska, Rafał Mohr
asystent producenta wykonawczego: Justyna Kowalska
obsada: Krystyna Janda, Paweł Ciołkosz, Antoni Pawlicki, Adam Tomaszewski/Antoni Zakowicz

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE