Książe Niezłomny, reż. Paweł Świątek

10:20

Książe Niezłomny w reżyserii Pawła Świątka zyskuje nowy, dotąd nieznany wydźwięk. Nic nie jest w nim powtarzalne. Nic nie przypomina inspiracji dziełami innych. Na scenie króluje inność i niezwykłość wykorzystania środków realizacyjnych. I choć z samego dzieła Słowackiego i jego treści nie zostaje po prostu nic, to sama inscenizacji budzi ogromny podziw i niekończącą się dozę zaskoczenia

/fot. Magda Hueckel/

W 1629 roku hiszpański dramaturg Pedro Calderón de la Barca pisze El Príncipe constante. Ponad dwieście lat później, w 1843 roku, Juliusz Słowacki podejmuje się tłumaczenia dzieła, z tym, że powstały twór, który wychodzi spod jego ręki zyskuje nowe życie. Wieszcz tłumacząc hiszpański tekst na tyle w niego ingerował, że powstała polska wersja dramatu Książe Niezłomny. Parafraza pierwowzoru. Arcydzieło polskiego romantyzmu. Fabuła koncentruje się wokół losu portugalskiego księcia Fernanda, który to wzięty w niewolę nie oddaje chrześcijańskiej Ceuty Maurom. Mimo, że jego brat przybywa z wybawieniem infant pozostaje nieugięty i pragnie zginąć w imię własnych przekonań. Woli skonać niż oddać miasto w ręce wroga. Jego walka, odosobniona i przepełniona wiarą we własne ideały, czyni zeń sztandarową postać epoki. U Pawła Świątka, który dzieło Słowackiego przenosi na deski Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, niewiele z tej niezłomności pozostaje. A właściwie nie jest ona w ogóle zaakcentowana, przy tak silnym okrojeniu z treści Księcia Niezłomnego. Mimo, że wciąż pozostaje on osobą, oddaną i bezgranicznie wierną swoim przekonaniom, jego śmierć nie jest już tak straszną. Pogodzenie z losem zaczyna się w momencie trafienia do niewoli. To też powoduje, że dla widza nie jest to postać aż tak przejmująca, zdaje się być przystankiem w drodze do działań wielkich, tyle że wtedy historia się kończy, a kurtyna opada.

Paweł Paczesny, który zostaje obsadzony w roli tytułowego bohatera pewnym krokiem porusza się na granicy dwóch przestrzeni. Z jednej strony jest silnym i odważnym wojownikiem, chcącym zginąć za swój naród. Wiernym patriotą, dla którego rzeczą nie do przyjęcia byłoby zostawienie swojego narodu i w imię własnego uwolnienia oddać miasto w ręce wroga. Wybiera śmierć, bo wie, że tylko tak może uratować losy swojego ludu. Z drugiej zaś strony mamy postać silnie przerysowaną. Na granicy szaleństwa, która nie do końca przekonana jest do powierzonych zadań i wpieranych od zawsze ideałów. Widzimy, że bohater gotowy jest przyjąć swój los, ale dostrzegamy że jego także dopada obłęd, który spowodowany jest zbliżającą się śmiercią. I strachem przed tym, co stanie się zaraz. Reżyser jednak wyznacza tej postaci bardzo wyraźne i ostre ramy, pokazuje jak należy sięgać po dobro i z niego korzystać, a z drugiej zaś strony stawia zło i jego zasady działania, i szybki sposób przeciągania ludzi na swoją stronę.

W postawie głównego bohatera zamyka się cała ważność inscenizacji, a wszystkie postacie, które w dramacie zobaczymy, pomagają mu w osiągnięciu danego stanu. Lecz ani bohaterowie Księcia Niezłomnego, ani wiążąca ich historia nie zda się być tutaj ważną. Bo całość silnie oscyluje wokół wizualizacji, realizacji dźwięku i świata. I tutaj należałoby chylić czoło przed dziełem, które wykonano z takim rozmachem. I pomysłem. Scenografia autorstwa Marcina Chlanda przypomina potopowe zgliszcza. Na sennie zostaje wyłącznie pustynie, a w niej ostatki naszej cywilizacji. Jakieś fragmenty samochodów. Mimo że stają się one symbolem współczesności, są także idealnym polem do walki pomiędzy Portugalczykami i Maurami, jak również i miejscem, w którym mogą mieszkać. Ciemność. Niejasność. Tajemniczość. Te trzy cechy dominują w tej scenografii i charakteryzują dzieło i jego bohaterów.

Obok teatralnej przestrzeni, a właściwie ponad nią, ważności nabiera dźwięk. Całość stworzona przez Dominika Strycharskiego nadaje kształt inscenizacji. Przestaje być ona dziełem Słowackiego, a staje się zbliżonym do komputerowej gry polem gdzie bitwy rozgrywane są na śmierć i życie. A każda postać ma tych żyć przynajmniej kilka. Ruch każdego z bohaterów ma inny dźwięk. Inne szelesty i szumy towarzyszą jego gestom. Ale każdy z nich porusza się w sposób sztuczny, mechaniczny. To co robi Strycharski z bohaterami i sceną jest nie do wyobrażenia. Życie jakie tchnie do tej inscenizacji, czyni z niej dzieło wyjątkowe. Dzieło, które powinno wyznaczać, wiele ścieżek w teatralnych realizacjach dźwiękowych. Kostiumy Karoliny Mazur jeszcze bardziej uwspółcześniają dzieło, nadając mu mocniejsze rysy komputerowej gry. Większość rekwizytów, które bohaterowie mają na sobie wykonana jest z samochodowych akcesoriów. Idealnie wpisuje się to w koncepcję Pawła Świątka, który ze Słowackiego czyni wieszcza współczesności.

Pod wrażeniem należy być każdego z elementów realizatorskich, bo to było coś co na teatralnych deskach trudno spotkać. Spragniony inności (a może i dziwności) widz otrzymuje dzieło niewpisujące się w żadne ramy narzucone przez innych twórców, reżyserów. Nic nie zda się być tutaj inspirowane dziełem wychodzącym spod innej ręki. Wszystko jest nowe, świeże. Bogate i z wielkim rozmachem. I nie ważne staje się, że z dzieła Słowackiego niewiele tutaj zostało, a historia właściwie nie istnieje, bo sama wizualizacja, która Księciu Niezłomnemu towarzyszy nadrabia za wszystkie brakujące elementy. Lecz wybierając się na ten spektakl trzeba przygotować się na mocne wrażenia, mocne dźwięki, nietypową aczkolwiek godną uwagi grę aktorską. To dzieło po prostu króluje pod względem inności i dziwności.

/fot. Magda Hueckel/
Książe Niezłomny
reżyseria: Paweł Świątek
dramaturgia: Seb Majewski
scenografia: Marcin Chlanda
kostiumy: Karolina Mazur
muzyka: Dominik Strycharski
asystent reżysera/inspicjent/sufler: Marta Baraszkiewicz
obsada: Paweł Paczesny, Mariusz Witkowski, Radosław Osypiuk, Andrzej Wichrowski, Mariusz Jakus, Iwona Karlicka, Hubert Jarczak, Bogusław Suszka, Magdalena Jaworska

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE