- Życie skutecznie doprowadza mnie do pionu. Wywiad z Magdaleną Schejbal

13:45

- Będzie śmiesznie i strasznie. Smutno i wesoło. Poważnie i wzruszająco - tak o najnowszym spektaklu Teatru Ateneum w reżyserii Iwony Kempy mówi Magdalena Schejbal, odtwórczyni jednej z głównych ról. Bez wątpienia będzie to sztuka dotykająca relacji rodzinnych, często bardzo trudnych. Dla aktora niemałe wyzwanie. Czy zatem łatwo jest emocje ze sceny zostawić za drzwiami teatru i wrócić do rzeczywistości? Jaki sposób ma na to Magdalena Schejbal?

/fot. Krzysztof Bieliński/

Agnieszka Kobroń: Niebawem na deskach Teatru Ateneum premiera spektaklu Ojciec w reżyserii Iwony Kempy, w jakim wydaniu tym razem przyjdzie widzom zobaczyć cię na scenie?
Magdalena Schejbal: Nie chciałabym zdradzać za wiele, wolę zachować jakieś resztki intymności aż do premiery. Natomiast nie ma co ukrywać jest to sztuka o trudnych relacjach w rodzinie, o przemijaniu… O dylematach, prozie życia i może po prostu o starości.

Czyli możemy powiedzieć, że będzie to dosyć trudny spektakl? A może tragikomedia?
Będzie śmiesznie i strasznie. Smutno i wesoło. Poważnie i wzruszająco. Nie mam potrzeby nazywania konkretnie tego, co widz będzie miał okazję zobaczyć i przeżyć, zasiadając na widowni ale prawdą jest, że na okładce egzemplarza sztuki jest napisane „tragifarsa”.

Już w samym opisie spektaklu mamy wspomniane, że najważniejsze staną się w Ojcu więzi rodzinne czy faktycznie to one odegrają tę główną rolę?
Ten spektakl bez wątpienia jest o rodzinie i o relacjach jakie w niej panują, więc na pewno widzowie będą mieć szanse skonfrontowania się z nimi. Będą mieli możliwość przyjrzenia się bliżej temu, co bardzo często dzieje się w ich domach. Przenikliwe studium ludzkich zachowań, ułomności i różnych odcieni miłości.

Wcielasz się w postaci córki Andre, głównego bohatera, zagrasz rolę przykładnej córeczki czy raczej buntowniczki?
Tego już niestety nie mogę i nie chcę zdradzać.

/plakat spektaklu, fot. Krzysztof Bieliński/
A jak to wygląda w twoim życiu prywatnym, oczywiście jeśli chodzi o relacje rodzinne?
Jestem bardzo wrażliwa i czuła, na otaczającą mnie rzeczywistość, więc dosyć intensywnie odczuwam to, co się wydarza i w moim życiu prywatnym i zawodowym. I trudno mi się od tego odcina. Na tyle na ile mogę staram się nie wnosić pracy do domu, ani domu do pracy. Jeszcze sama do końca nie wiem, czy to mi się udaje ale staram się. Czas pokaże i zweryfikuje. Ale jeśli miałabym określić się jednoznacznie to byłoby mi bardzo trudno. Mam zwariowaną pracę i zwariowany dom. Staram się nie dopuszczać do niedomówień i lubię kiedy wszyscy wiemy na czym stoimy. W relacjach czy to rodzinnych czy międzyludzkich ogólnie, uważam że najważniejsza jest rozmowa i szczerość. Bez tego zawsze jest pod górkę.

Bardzo często słyszę, że nie da się oddzielić życia zawodowego od życia prywatnego. Ale to twoje konkretne spojrzenie na świat chyba pomaga ci w niełączeniu tych dwóch sfer?
Na pewno jest tak, że jeśli w domu bywa nerwowo to później człowiek przychodząc na próbę czy już na spektakl, gdzieś te odpryski dnia codziennego przenosi. Staram się te wszystkie emocje zostawić przed drzwiami teatru. I myśląc intensywnie o roli, o postaci, jakoś udaje mi się tych sfer nie łączyć. Zresztą to samo dzieje się w drugą stronę. Kiedy w pracy jest intensywnie, przychodzi koniec dnia a ja wracam do domu to wszystkie emocje, które we mnie się skumulowały staram się wyciszyć. Zamknąć za sobą drzwi. 

Co wtedy robisz? Łapiesz głęboki oddech?
Na szczęście, mam ten moment w samochodzie, autobusie, albo idąc na piechotę do domu, żeby przetrawić wszystko to, co się wydarzyło w pracy. I kiedy wchodzę do domu to te emocje opadają już zupełnie. Zresztą, mam też pewne rytuały, które mi w tym skutecznie pomagają. Robię pranie, prasuję, zmywam naczynia, zajmuję się domowymi sprawami i to mi pozwala przejść na tryb domowy, życiowy. Wyluzować. Zresztą, w moim przypadku, byłoby pewnie trudno, bezustannie przenosić na domowników, emocje z teatru czy planu filmowego, bo mam dwójkę wspaniałych, energetycznych dzieci i zwariowanego psa, więc jak tylko przekraczam próg domu, to zaczyna się jazda totalna (śmiech) i nie ma miejsca na tak zwane „przeżywanie”. Mówiąc inaczej, życie skutecznie doprowadza mnie do pionu i to samo dzieje jest w pracy, gdzie sztuka skutecznie odciąga mnie od codzienności.

Słyszałam już o różnych sposobach odciągania się od pracy na przykład o pieczeniu ciasta...
Takie fantazje się u mnie jeszcze nie pojawiają. Zawsze, kiedy mam jakiś bardziej nerwowy dzień to ciasto po prostu nie wychodzi. Muszę mieć wenę i poczuć, że to jest ten odpowiedni, dobry moment na upichcenie czegoś, bo w przeciwnym razie... Ostatnio na przykład miałam zrobić ciasto bananowe, ale atmosfera temu w ogóle nie sprzyjała przez co wyszło gorzkie i niesmaczne.

Który okres pracy w teatrze lubisz najbardziej? Okres prób a może już tę przedpremierową atmosferę?
Myślałam o tym ostatnio i muszę przyznać, że okres prób zawsze mnie fascynuje i pochłania. Im bliżej premiery tym robi mi się smutniej i jakoś ciężej na duszy, że ten czas tak szybko przeleciał, że to już końcówka naszej wspólnej, twórczej drogi. Na szczęście to tylko chwile zwątpienia i zawsze z niecierpliwością czekam na spotkanie z widzem na to jak spektakl będzie się rozwijał. Jak publiczność go przyjmie i jak nam z czasem wspólnie się będzie go grało. Na szczęście dla teatru, każde kolejne przedstawienia to nowa przygoda. Każdy spektakl jest inny i nigdy nie ma rutyny bo to praca na „żywym organizmie”. Coś się kończy ale coś się zaczyna…. Nie znajdę tego w filmie i nie mam tego przy pracy w serialu. Natomiast w teatrze, jest to dla mnie najbardziej ekscytujące.

Jak długo pracujecie już nad sztuką Ojciec?
Pracujemy w miarę krótko, bo zaczęliśmy w połowie stycznia, ale to były próby stolikowe. Na scenę wyszliśmy dopiero z początkiem marca. Więc mieliśmy miesiąc, żeby się w pełni przygotować.

W wielu wywiadach, które przeczytałam bardzo często pojawia się informacja, że aktorką zostać nie chciałaś, ale nigdzie nie doczytałam się kiedy pojawił się ten moment, że jednak się zdecydowałaś na tę, a nie inną drogę?
To prawda, to nie było w moich planach, miałam zupełnie inny pomysł na swoje życie. Ale aktorką zostałam dlatego, że na drodze swoich życiowych poszukiwań, kiedy już właściwie byłam zdecydowana co chcę robić, wydarzyła się dość dziwna sytuacja. Zaproponowano mi, żebym pomogła w castingu do filmu. Miałam wyłącznie podrzucać tekst po czym się okazało, że reżyser coś we mnie dostrzegł, spodobałam się mu i zaproponował mi rolę. A ponieważ nie miałam żadnych planów na wakacje stwierdziłam, że spróbuję i przy okazji zarobię. Zagrałam, a film niespodziewanie pojechał na festiwal do Gdyni. Moja rola została na nim wyróżniona i otrzymałam nagrodę za debiut filmowy, choć właściwie aktorką jeszcze nie byłam. Ale już wtedy na planie usłyszałam bardzo wiele miłych słów od aktorów i filmowców. Wszyscy byli ciekawi moich dalszych planów i dlaczego to nie jest szkoła teatralna. Pomyślałam więc, że może odłożę na bok swój dotychczasowy plan i skoro tak wszyscy mi kibicują i motywują, to może spróbuję.

Dziwi mnie, że tak późno zdecydowałaś się na aktorstwo, skoro można powiedzieć, że z racji tego że twoi rodzice również są aktorami, wychowałaś się na scenie.
Ja po prostu miałam w głowie inny plan i jakoś nie ciągnęło mnie w stronę aktorstwa. Natomiast wiem, że wiele osób które nawet nie są związane od dzieciństwa z teatrem, czy też, nie mają korzeni aktorskich, od małego gdzieś ucierają swoje ścieżki aktorskie, chodzą na przeróżne zajęcia i szlifują warsztat… Często słyszę od kolegów, że całe życie marzyli o tym, żeby grać. Ja z kolei na samą myśl o wyjeździe na jakiś konkurs recytatorski, drżałam. To były moje znienawidzone historie z dzieciństwa. Wszyscy wiedzieli, że moi rodzice są aktorami i jak przychodził czas akademii czy konkursów to zawsze „wystawiano” mnie. Byłam wiecznie wypychana na scenę i może też przez to od najmłodszych lat uciekałam od tego zawodu. Inną sprawą jest to, że bardzo nie lubię uczyć się na pamięć (śmiech). To może wydawać się bardzo prozaiczne, ale to jest przecież nasza aktorska codzienność. Połykamy tony literatury i upychamy je w głowie, chociażby teraz przy tym spektaklu... Nie ma dokąd uciec ;)

Starasz się uciekać?
Uciekam do teatru i tutaj w sali prób się uczę, chyba że w domu nikogo nie ma i mam spokój.

To jakie Magdalena Schejbal ma metody na naukę tekstu? 
Przeróżne, byleby się tego tekstu nauczyć (śmiech). Najprościej mówiąc, chodzę i gadam do siebie. Ale poza tym jestem wzrokowcem, więc zapamiętuje układ zdań, sensy. Dlatego kiedy w szkole przygotowywałam ściągi mimo wszystko zapamiętywałam, bo zapamiętywałam-pisząc. I całe szczęście, bo jestem dość dużą panikarą i ściągać nigdy nie umiałam. Po nocach siedziałam i przygotowywałam te pomoce naukowe, po czym przychodziłam na sprawdzian i bałam się je wyciągnąć. Wciąż zastanawiam się jak moi koledzy to robili?

Wiesz, że dokładnie za rok będzie dziesięć lat odkąd jesteś w Teatrze Ateneum?
Ciekawe… Jubileusz…? Ja raczej nie lubię i nie robię podsumowywań. Zostawiam za sobą, to co już było i idę do przodu. Jestem ciekawa co przyniesie następne dziesięć lat. 

To może zapytam co byś chciała, żeby te kolejne dziesięć lat przyniosło?
Na pewno chciałabym dobrze dla „mojego” teatru. Przede wszystkim, żeby wrócił do czasów swojej świetności i żeby na polskiej arenie teatralnej miał szansę znowu zaistnieć, bo uważam, że na to zasługuje. Chciałabym też, żeby aktorzy, którzy tu grają byli doceniani, żeby repertuar dawał nam możliwość rozwijania skrzydeł, przynosił spełnienie i satysfakcję. I w końcu żebyśmy mogli dużo razem grać, bo bardzo tego łakniemy, a zdarza się, że nie mamy takiej możliwości.

Widać, że przez te dziesięć lat bardzo mocno przywiązałaś się do tego teatru.
To prawda. Zresztą przychodząc do tego teatru spełniło się jedno z moich marzeń zawodowych. Bo teatr daje niewyobrażalne poczucie bezpieczeństwa. Masz w nim swoje miejsce, swoją garderobę. Codziennie spotykasz te same znajome twarze, z którymi się zżywasz, z którymi dojrzewasz i starzejesz się zawodowo… W filmie czy serialu tego nie ma... I chyba pamiętając tę właśnie atmosferę teatralną z dzieciństwa zależało mi, żeby to poczuć przychodząc do Ateneum. Z drugiej strony teatr jest magiczny, dostarcza ciągle nowych wrażeń i daje poczucie ciągłej zawodowej przygody. 

Dlatego można też powiedzieć, że teatr staje się dla was drugim domem, bo spędzacie tutaj kawał czasu.
To prawda. I chciałabym, żeby ten czas był spędzany zacnie i efektywnie, bo w momencie kiedy tego nie ma aktor popada w rutynę i stagnację, a tego bym bardzo nie chciała. Mam też nadzieje, że widzowie pomimo tych zakurzonych kotar, które tutaj wiszą, tych wiekowych tynków, które pamiętaj zamierzchłe czasy, będą czuć, że teatr idzie do przodu i czeka na swoją widownię.

/fot. Bartek Warzecha, Dziewice i mężatki reż. Janusz Wiśniewski/

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE