- Każdy powinien decydować za siebie. Wywiad z Szymonem Czackim

10:32

Głód - temat o którym dyskutują miliony od wielu już lat. Temat, który jest bolączką współczesnego świata. W końcu temat, który na teatralnej scenie poruszyła Aneta Groszyńska. I choć spektakl bawi, niesie ze sobą ważny przekaz. - […] wydaje mi się, że najgłupsze co może się stać to to, że przestaniemy zadawać sobie pytanie dlaczego. Dlaczego tak się dzieje. Dlaczego nic się nie zmienia w tej kwestii - mówi Szymon Czacki, aktor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Ale żeby monotematycznie nie było, nie tylko o jego roli w spektaklu Głód porozmawiamy. Będzie również o aktorstwie, pracy w szkole teatralnej i zmianach…

/fot. archiwum prywatne/

Agnieszka Kobroń: To nie będzie rozmowa o zdrowym odżywianiu, choć moje pytanie może tak zabrzmieć (śmiech). Ale czy jesteś osobą, która jada mięso?
Szymon Czacki: Miałem taki okres w życiu, że przez blisko cztery lata nie jadłem mięsa, ale z różnych powodów wróciłem do dawnego nawyku. Temat powrócił jednak po latach. I jak robiliśmy spektakl Głód w Starym Teatrze, oparty na książce Martina Caparrosa, to wraz z częścią obsady postanowiliśmy, że przez całą produkcję nie zjemy mięsa. No i jakoś się to udawało. Ale teraz mogę się przyznać, że trochę oszukiwałem (śmiech). Bo przed samą już premierą byłem tak zmęczony tym wszystkim, że mimo silnego postanowienia kupowałem sobie paczkę kabanosów wracając z próby do domu. Potem miałem tylko wyrzuty sumienia, ale już się stało… Teraz oczywiście zdarza mi się jeść mięso, ale mam silne postanowienie, żeby tego nie robić.

Reportaż Martina Caparrosa cię przekonał?
To chyba jest bardziej skomplikowane, bo on sam mimo tego co pisze, mięsa jeść nie przestaje. Mówi, że z niego nie zrezygnuje, bo nie wyobraża sobie życia bez wołowiny. Tak samo jak z zakupami w sieciówkach. Mówi, że nie powinno się tego robić, a jednak gdy potrzebuje na szybko garnituru to idzie do Zary. Postanawia kupić taki a nie inny garnitur, bo wie, że jak tego nie zrobi to osoba, która go uszyła nie dostanie za niego pieniędzy. Potem oczywiście, w dalszej części książki, będzie się karcił za to, że tak tłumaczy swoje wyrzuty sumienia. Ale mimo wszystko to robi.

A czy ty po przeczytaniu tej książki też miałeś takie rozterki czy kupować w Zarze czy innej sieciówce?
I tak, i nie. Bardzo szanuję ludzi, którzy mają postanowienie nie kupowania w sieciówkach. Tylko jak popatrzymy na to z drugiej strony to trudno coś takiego robić w momencie kiedy większości ludzi nie stać na kupowanie naprawdę dobrej jakości ubrań. Bo zazwyczaj te, które nie są produkowane na masową skalę, są drogie. I uważam, że to jest trochę głupie wchodzić w taki dydaktyczny ton mówiąc że powinniśmy robić to czy tamto, gdy ledwo starcza nam do pierwszego. Dlatego mnie się wydaje, że to jest bardziej kwestia świadomości. Denerwują mnie ludzie, którzy dorabiają sobie na tym jakąś ideologię i są propagatorami takiego stylu życia. Możesz być radykalny sam dla siebie, ale nawracanie ludzi jest idiotyczne. Każdy powinien decydować za siebie. Pamiętam jak na studiach pracowałem w takiej farmie makrobiotycznej w Holandii, u ludzi, którzy byli pod tym względem „wariatami”. Dla nich to co miałeś w głowie, jak się rozwijałeś uzależnione było od tego co jadasz. Nie od dziś wiadomo jak na organizm wpływają niektóre produkty, ale dorabianie do tego jakiejś ideologii, to już lekka przesada.

W spektaklu Głód Anety Groszyńskiej próbujecie uwrażliwić widza na temat głodu i problemów trzeciego świata. Czy ty jako tzw. człowiek Zachodu, człowiek który zawsze jest najedzony jesteś w stanie bądź potrafisz wytłumaczyć czym jest głód?
Muszę powiedzieć, że nie wiem, bo nigdy takiego głodu nie doświadczyłem. To znaczy, gdybyś mnie zapytała co myślałem o głodzie zanim zaczęliśmy przygotowywać spektakl to powiedziałbym, że głód polega na tym, że ssie cię w żołądku i masz zawroty głowy. Ale w porównaniu z tym co jest opisane w książce Caparrosa wiem, że nie potrafiłbym zdefiniować głodu. Nie mam o nim żadnego pojęcia. I dopiero teraz widzę jak głupio brzmi stwierdzenie, że umieram z głodu.

Ten spektakl bez wątpienia uwrażliwił cię na ten temat.
To prawda, bo teraz potrafię docenić małe rzeczy i staram się nie narzekać. Ale patrząc w kontekście tematu, który poruszamy to czy komuś to pomoże? Niespecjalnie.

Może jednak? Przyznam się, że sama złapałam się na tym, że to o czym mówiliście podziałało na mnie. Kiedy moja znajoma powiedziała do swojego brata, żeby zjadł wszystko co ma na talerzu, bo dzieci w Afryce głodują. To od razu zapytałam: a czy jak to zje to dzieci przestaną głodować.
Chyba wszyscy pamiętamy, że nasi rodzice tak nam mówili. I jak byliśmy dziećmi to zjadaliśmy to co mieliśmy na talerzu, choć już nie mogliśmy. Pamiętam, że kiedyś zapytałem mojej mamy czy możemy to zamrozić i wysłać pocztą do Afryki (śmiech). Ale nie oto w tym wszystkim chodzi. Problem głodu to nie tylko takie stwierdzenia, to bardziej rozległy temat wynikający z naszej nieświadomości. I nie wiem dlaczego, ale głupio czułem się rozmawiając z mamą o tym spektaklu.

Ale z czego to wynikło? Powiedziała na ten temat coś co cię poruszyło?
Powiedziała tylko, że to co pokazujemy jest straszne i ona ma tego pełną świadomość, tylko zastanawia się co może w związku z tym zrobić. Że jest wobec tego kompletnie bezradna. Może starać się coś zmienić, ale jednostka wobec całej masy niewiele znaczy. Więc może trzeba się starać być dobrym, ale wyłącznie na swoim odcinku?

/Głód reż. Aneta Groszyńska, fot. Magda Hueckel/
Myślisz, że głód na świecie to problem, który w jakikolwiek sposób można rozwiązać?
Systemowo tak. Ale nie mam na to żadnej złotej recepty. Wydaje mi się, że najbardziej przerażająca jest bezmyślność i po jednej i po drugiej stronie. Nie mamy wiedzy na ten temat, a wydaje mi się, że jej posiadanie to już jakiś krok do przodu. Ponieważ nie damy sobie niczego wcisnąć. A obecnie nie za bardzo wiemy co dzieje się z pieniędzmi, które przekazujemy na te wszystkie organizacje charytatywne, jaka ich część trafia do potrzebujących. I wydaje mi się, że najgłupsze co może się stać to to, że przestaniemy zadawać sobie pytanie dlaczego. Dlaczego tak się dzieje. Dlaczego nic się nie zmienia w tej kwestii.

Zadajesz sobie to pytanie?
Przy robieniu tego spektaklu złapałem się na tym, że wchodziłem w taki snobizm, że ja wiem coś czego nie wiedzą inni. Czułem się jako jedyny świadomy obywatel, który zna dogłębnie temat o którym będzie mówić. Zaczynałem myśleć: wiem bo przeczytałem, wiem bo miałem spotkanie z autorem. I nagle to pytanie „dlaczego” przestało dla mnie istnieć. Ale jakim prawem? Przecież na scenę wychodzę jako aktor przebrany w ubrania z H&M-u, i to ma mi pozwolić zacząć się wymądrzać do człowieka, który siedzi na fotelu po drugiej stronie?

To kiedy przeszedł ci ten snobizm, kiedy zrezygnowałeś z tej formy dydaktycznej?
My już na samym początku prób zadawaliśmy sobie pytanie jaką formę ma mieć ten spektakl. Chcieliśmy uciec od dydaktyzmu. Chcieliśmy uciec od tego, żeby nazywano nas znawcami tematu. I jak sama widzisz, ja od samego początku miałem tę świadomość, żeby nie iść w stronę nauczania i pouczania kogoś. Ale przed tym snobizmem ciężko uciec. Pojawia się przy każdym spektaklu i trzeba go bardzo pilnować. Sam po sobie widzę, że kiedy mam słabszy dzień, że kiedy coś wcześniej mnie zirytuje, to wchodzę w ten ton i od razu zapala mi się czerwona lampka, że muszę przywoływać się do pionu, bo jakie ja mam prawo, żeby czegokolwiek uczyć.

Ale mimo wszystko ten temat głodu zawłaszcza całą scenę. Cały czas o nim mówicie, przytaczacie różne dane. I śpiewacie też: „… nie umiemy pomóc i nie zamierzamy…”. To co tak naprawdę chcecie dla widza zrobić?
Chodziło o zadawanie pytań. Powiem na swoim przykładzie. Od zawsze miałem coś takiego, że wzruszały mnie piosenki charytatywne i wierzyłem, że dzięki koncertom charytatywnym dzieje się coś ważnego. Ale kiedy zacząłem szukać w Internecie jak to wszystko wygląda to ta moja naiwność zniknęła bardzo szybko. Dlatego te pojawiające się pytania i szukanie na nie odpowiedzi jest takie ważne.

Mimo tematu jaki poruszacie przybieracie musicalową formę i w pewnym momencie chyba wszyscy widzowie zaczynają łapać się na tym, że bawi ich temat głodu. Takie wpadanie w pułapkę. Czy ty też miałeś takie wrażenie?
Opowiadamy o temacie który jest trudny, ale ja tam przychodzę do pracy i zależy mi żeby poczuć się dobrze na scenie. A ile ty z tego weźmiesz, to już zależy od ciebie. Oczywiście, jest niebezpieczeństwo, że mogliśmy popaść w jakieś komediowe tony i ktoś mógł oskarżyć nas, że śmiejemy się z ważnego tematu. Ale nie okłamujmy się, tak wygląda rzeczywistość. Wystarczy zaglądnąć do Internetu, żeby zobaczyć, że jest mnóstwo skeczy, które śmiejąc się z tego tematu chcą nas czegoś nauczyć, zwrócić uwagę na problem.

Od razu przypadła wam do gustu ta forma musicalowa?
Muszę przyznać, że od samego początku byłem za, bo nie chciałem wzruszać się nad tym tematem. Zresztą sama zobacz, to jest dość abstrakcyjny problem, dlatego forma którą stworzyliśmy wydaje się jedyną właściwą i słuszną. Chyba wszyscy woleliśmy, aby nasz spektakl był krótki i pokazał jakiś konkretny wycinek z rzeczywistości, a resztę widz powinien doczytać już sam.

Przez to, że spektakl jest krótki ma swój stały rytm. Nie jest nudny, a taki mógł się przecież stać.
I szczere powiedziawszy ja sam skupiam się bardziej na rytmie niż na temacie, który poruszam. Moim zadaniem jest to po prostu przekazanie trudnego tematu widzowi w jak najbardziej przyswajalnej formie. Nic więcej. Dlatego wychodząc na scenę sam przestaje się nad tym zastanawiać. A uwierz, były takie próby, że mówiąc na przykład monolog o Neronie pochylałem się nad tym tematem. I to było nie do zniesienia…

/Głód reż. Aneta Groszyńska, fot. Magda Hueckel/
Teraz już odchodząc trochę od spektaklu Głód, chciałabym porozmawiać o tobie. Z mojego researchu na twój temat wynika, że bardzo nie lubisz siedzieć w jednym miejscu. Przez jakiś czas pracowałeś w teatrze we Wrocławiu, później była Warszawa, a teraz Kraków. Planujesz już kolejne zmiany?
Na razie nic nie planuję. Na pewno bycie na etacie jest jakąś komfortową sytuacją, zwłaszcza jak jest się w dobrym miejscu. A czuję, że w takim miejscu właśnie jestem. Mój etat w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie mogę chyba porównać do mojej sytuacji we Wrocławiu, gdzie mając to bezpieczeństwo zaczynałem się trochę szamotać. Wydawało mi się, że taka stała posada jest trochę usypiająca, dlatego postanowiłem ruszyć z miejsca i poszukać czegoś nowego. Ale wtedy byłem trochę młodszy, dziś jestem bardziej leniwy i wolę jednak mieć ten komfort. Z drugiej zaś strony zaczynam zastanawiać się powoli co mógłbym jeszcze zrobić, żeby nie być biernym aktorem czekającym na propozycje.

Czyli mam rozumieć to był także jeden z powodów dla których rezygnowałeś z etatu we Wrocławiu?
Etat w teatrze we Wrocławiu był moim pierwszym etatem po szkole teatralnej. Dlatego jak już poczułem się tam pewnie to dało mi to odwagę ruszyć dalej. Doszło do mnie, że nie muszę spędzać w jednym miejscu całego życia i że to jest dobry czas na zmianę. I potem była Warszawa i kolejna zmiana, czyli powrót do Krakowa. Co zdziwiło mnie samego, bo po studiach powiedziałem sobie, że nie chcę być w tym mieście, że to jest dobre miejsce do studiowania, ale trzeba złapać do niego dystans. A potem i tak tu wróciłem.

Dobrze było wracać?
Chwilę się zastanowiłem kiedy dostałem propozycję, bo szczerze mówiąc bałem się tego powrotu. Ja naprawdę jak stąd wyjeżdżałem to miałem bardzo silne postanowienie, że tutaj nie wrócę. Że to miasto jest dla mnie strasznie męczące i klaustrofobiczne. Bałem się, że Kraków wciągnie mnie na tyle, że popadnę w jakąś stagnację i nie będę mógł się rozwijać. Zresztą, nadal się tego boję, dlatego zacząłem pracować w szkole teatralnej.

I jak ci idzie?
Przyszedłem tam z nastawieniem dość idealistycznym, że naprawię błędy, których sam doświadczyłem. Teraz wiem, że to było głupie podejście, bo nie jest łatwo uczyć aktorstwa, kiedy widzisz, że druga strona nic z tego nie czerpie. A przecież wzajemnie powinniśmy się inspirować.

Ale mam nadzieje, że mimo wszystko to lubisz…
…czasami tego nienawidzę. Bo w momencie kiedy zmęczony z próby biegnę do szkoły i widzę ze strony moich uczniów taką totalną blazę, to czekanie na jakiś impuls z mojej strony, a nie dawanie nic z siebie, to zaczynam się irytować. Ja sam w szkole przechodziłem coś takiego, że miałem już dość. Ile razy pomyślałem, że szkoła niczego mnie nie uczy. Ale prawdą jest, że musisz się zbuntować przeciwko temu, żeby zacząć robić po swojemu. Tutaj nie trzeba być grzecznym uczniem. Tutaj po prostu trzeba czegoś chcieć. To są tylko cztery lata i nawet jeśli miałbyś po nich zostać dziennikarzem sportowym to fajnie przeżyć tak intensywną przygodę.

Z tego co wiem, to po szkole wyjechałeś za granicę…
…i pojechałem pracować do fabryki przetworów mięsnych. Wyjechałem, bo chciałem złapać dystans. Mam coś takiego, że szybko angażuję się w projekty, egzaminy czy inne rzeczy. A potem strasznie się tym wszystkim przejmuje i od czasu do czasu potrzebuję po prostu zobaczyć, że jest coś poza aktorstwem. Że świat się nie kończy na sali prób i teatrze.

Więc zakładam, że recenzji na swój temat też nie czytasz.
Kiedyś czytałem i strasznie się frustrowałem.

Frustrowałeś? Przecież prawie wszystkie recenzje które o tobie znalazłam były bardzo pozytywne.
Cieszę się z tego bardzo, ale to jest też powód dlaczego tych recenzji nie czytam. Nie chcę od nich zależeć. Coś może się komuś bardzo spodobać, a coś nie. Zresztą, jak ktoś mnie skrytykuje to wolę tego nie wiedzieć, bo mam tę świadomość że mogło być fatalnie, ale ja dany spektakl będę musiał grać jeszcze dwa kolejne sezony. A taka wypowiedzieć niespecjalnie mnie do tego zmotywuje. Albo w momencie kiedy ktoś mi powie, że jestem genialny to boję się coś w swojej postaci zmienić z obawy że potem już nie będzie to tak dobre. Ja po prostu lubię czuć tę wolność. I mieć swobodę. Nie tylko w aktorstwie, ale i w życiu.

Zobacz także

0 komentarze

FACEBOOK

YOU TUBE